Druga część sprawdza się zarówno jako dzieło autonomiczne, jak i kontynuacja. Nie jest to żadne arcydzieło, ale solidna rzemieślnicza robota bazująca na założeniach fabularnych swojej
Jarosław Leszcz
Filmweb A. Gortych SpĂłĹka komandytowa
Neil Marshal "Zejściem" odświeżył gatunek horroru o potworach, mieszając go z bardzo specyficznie ujętym darwinizmem. Niby już to wszystko kiedyś widzieliśmy, ale dzięki delikatnemu przesunięciu akcentów w relacji pomiędzy bohaterkami oraz świetnej realizacji powstało dzieło świeże, odpowiednio krwawe i z uroczym feministycznym zacięciem. W obliczu doprowadzonych do skrajności urodziwych grotołazek pytanie o to, kto naprawdę jest bezwzględnym drapieżnikiem, powracało ze zdwojoną siłą. Jeżeli coś się sprawdziło, istnieje duża szansa, że sprawdzi się raz jeszcze, a jeżeli nie, to przynajmniej zarobi na siebie.
Powtórzenie ma to do siebie, że musi być mocniejsze od pierwotnego doznania. Ta prosta psychologiczna reguła doskonale pasuje do sequeli. Jeżeli więc w pierwszej części bohaterki były regularnie masakrowane przez człekokształtne drapieżniki, to w drugiej gęstej, lepkiej posoki oraz wszelkiego rodzaju celuloidowych podrobów musi być odpowiednio więcej. Na złaknionego koszmaru widza czeka więc wiercenie i gniecenie czaszki, odrąbywanie części ciała czekanem i inne tego typu atrakcje, które w dużej mierze stanowią o atrakcyjności danego obrazu. Jak by tego było mało, czeka nas jeszcze przewidywalny fabularny twist, który niekoniecznie musi być logiczny, ale w założeniu ma podnieść emocjonalną temperaturę obrazu.
Ponowne układanie raz już wykorzystanych klocków przez debiutującego za kamerą Jona Harrisa przebiega całkiem sprawnie. "Zejście 2" zaczyna się dokładnie w tym momencie, w którym skończyła się część pierwsza. Oszołomiona i cierpiąca na zanik pamięci bohaterka zostaje zmuszona do powrotu do labiryntu jaskiń, w których kryją się humanoidalne drapieżniki. Nim pamięć, a wraz z nią świadomość tego, co się wydarzyło, powróci, będzie już za późno.
Druga część sprawdza się zarówno jako dzieło autonomiczne, jak i kontynuacja. Nie jest to żadne arcydzieło, ale solidna rzemieślnicza robota bazująca na założeniach fabularnych swojej poprzedniczki. Nie grzeszy specjalnie logiką i spójnością, ale mimo to potrafi fanom gatunku zapewnić przyzwoitą dawkę rozrywki i przemocy. A oto przecież w tego rodzaju horrorach chodzi, o czym zmanierowani oglądaniem "Labiryntu fauna" czy "Sierociniec" krytycy często zapominają.