Recenzja filmu

Thor (2011)
Kenneth Branagh
Chris Hemsworth
Natalie Portman

Thor, czyli (kolejna) wprawka przed "The Avengers"

Na samym początku trzeba postawić jedną sprawę jasno – postać Thora nigdy nie cieszyła się w naszym pięknym kraju szczególną popularnością. Inaczej jednak ma się sprawa w przypadku USA, gdzie
Na samym początku trzeba postawić jedną sprawę jasno – postać Thora nigdy nie cieszyła się w naszym pięknym kraju szczególną popularnością. Inaczej jednak ma się sprawa w przypadku USA, gdzie Bóg piorunów jest dość rozpoznawalnym bohaterem. Zatem gdy mądre (i żądne Benjaminów Franklinów) głowy z Hollywoodu wyeksploatowały co popularniejsze charaktery z panteonu komiksowych herosów, postanowiono przenieść na duży ekran przygody Thora.

Tym razem bez żadnego suspensu – "Thor" to typowy blockbuster (przed)wakacyjny nie wyróżniający się niczym szczególnym. Co prawda historia została ciekawie poprowadzona dzięki użyciu retrospekcji (a la "Mission: Impossible III" bądź "Daredevil"), niemniej sama oś fabularna to typowa Hollywoodzka papka. Losy zawadiackiego Boga piorunów zostały doprawione obowiązkową szczyptą sztampowego patosu, łagodzonego (dzięki Bogu/om) potraktowaniem niektórych scen z przymrużeniem oka. Będą jednak bardziej obiektywnym, nie ma raczej powodów by psioczyć na fabułę – w końcu nikt nie oczekiwał od "Thora" rozwiniętej i skomplikowanej intrygi.

Efekty specjalne, od których film (patrząc na budżet i docelową widownię) powinien kipieć, nie zostały wykorzystane w zadowalający sposób. Owszem, sceny pojedynków z lodowymi gigantami (początek filmu) są dość widowiskowe, aczkolwiek finałowe starcia mocno rozczarowują. Jak na prawie 2h filmu, "Thor" oferuje zdecydowanie za mało akcji i jest do pewnego stopnia "przegadany" (to chyba ostatnio jakaś plaga – "Transformers 3" też rozwijał się wolno niczym gospodarka Somalii) – grzech kardynalny w przypadku wysokobudżetowych ekranizacji przygód komiksowych bohaterów.

Plusem "Thora" jest obsada. Znane i lubiane nazwiska (Hopkins, Portman) dość dobrze spisują się na ekranie (jednak bez większych rewelacji), do tego Chris Hemsworth (tytułowy bohater) sprawdza się w roli nieokrzesanego Władcy piorunów – ma i wygląd i charyzmę, oba te atuty zaś pozwalają mu dobrze odegrać głównego protagonistę.

To, co ratuje "Thora", to właśnie konwencja produkcji, tzn. upstrzenie poważnej historii humorystycznymi fragmentami i scenami. Potraktowanie losów syna Odyna całkowicie "na serio" prawdopodobnie zabiłoby ową produkcję i stanowiło ostateczny gwóźdź do (finansowej i artystycznej) trumny. W obecnym przypadku jednak otrzymaliśmy lekką i niezobowiązującą produkcję blockbusterową – z niewykorzystanym co prawda potencjałem, jednak pozwalającą rozerwać się po ciężkim dniu pracy.

Jak na wprawkę przed nadchodzącymi wielkimi krokami "The Avengers", "Thor" nie wypada najgorzej – nie jest to co prawda poziom "Ironmana 2" czy chociażby "Captain America", niemniej na seans można sobie pozwolić bez większego bólu. Żałować tylko można, iż miał być z "Thora" efektowny chiński fajerwerek, a wyszedł ruski kapiszon – niby strzela z hukiem, ale w powietrzu czuć smród spalenizny i zmarnowanego potencjału...

W telegraficznym skrócie: przygody napakowanego Thora w typowej hollywoodzkiej konwencji – trochę akcji, luźno potraktowana historia i znane nazwiska w obsadzie; na weekend rozrywka w sam raz.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nadszedł maj, a to w kinie miesiąc wyjątkowy. Rozpoczyna on bowiem wyścig gigantów i wielki skok na kasę... czytaj więcej
Znani aktorzy, bardzo dobry reżyser i duży budżet gwarantują sukces kasowy. Niestety, rzadko przekłada... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones