Recenzja filmu

John Rambo (2008)
Sylvester Stallone
Sylvester Stallone
Julie Benz

To jest kraj dla starych ludzi

Na świecie jest kilka rzeczy pewnych. Jedną z nich jest podstawowa prawda, że wszyscy umrzemy; drugą – powszechnie wiadomy fakt, że z Johnem Rambo nie ma żartów.
Na świecie jest kilka rzeczy pewnych. Jedną z nich jest podstawowa prawda, że wszyscy umrzemy; drugą – powszechnie wiadomy fakt, że z Johnem Rambo nie ma żartów. Wkurzysz chłopaka, znęcając się nad staruszką, śmiejąc się z weteranów czy krzywdząc kobiety, dzieci i okularników – to wypruje ci falki, wydłubie oczy i poderżnie gardło. Tu nie ma żartów, tu chodzi o zasady, które każdy duży i mały chłopiec znać powinien. Sylvestra Stallone znają wszyscy. Złośliwi powiedzieliby, że to jeden z tych niesamowitych przypadków, kiedy to człowiek obdarzony twarzą nieskażoną inteligencją stał się legendą kina. Bądźmy jednak fair. Dwie największe kreacje Stallone'a (Rocky i Rambo) to nie tylko maszyny do zarabiania pieniędzy, ale też ikony, w których przegląda się i które kocha Ameryka. Rocky utożsamia sobą klasyczny amerykański mit self-made mana, Johny zaś przywiązanie do zasad, które stworzyły ten kraj. Łączy ich nie tylko ten sam grymas twarzy, ale i fakt, że jak trzeba, to jeden jak i drugi potrafi porządnie przyłożyć. Mało kto jest w stanie policzyć te wszystkie trupy, które zakasował Rambo w czterech odsłonach swoich przygód. Z łatwością można za to policzyć kobiety, z którymi oddawał się rozkoszy. "John Rambo" kultywuje tą chlubną, maskulinistyczną tradycję wrażliwego macho. Pretekstem co prawda jest kobieta, ale jak wiadomo chodzi o to, aby zarżnąć jak najwięcej wrogów. A tą umiejętność nasz bohater opanował do perfekcji. Wielki nóż, łuk i ostre strzały, mordercze chwyty umięśnionych łapsk, cały ten (niebezpiecznie falliczny) arsenał odciska swoje bezwzględne piętno na ciałach przeciwników. Powiedzmy sobie jednak szczerze: niepotrzebnie zaczynali z Rambo - teraz mają za swoje. Sylvester Stallone potrafi budować swoje dzieła w ten sposób, że nie tylko łapią za gardło, ale i za inne organy. Tak jest i tym razem. Najpierw jesteśmy świadkami nadzwyczaj sadystycznych gierek i brutalnych rzezi dokonywanych na ludności cywilnej przez juntę wojskową w Birmie. Aby potem, kiedy już każdy ma dość ćwiartowania, palenia żywcem dzieci, gwałcenia kobiet i kłucia bagnetami nieletnich, John Rambo mógł wreszcie zrobić porządek. W ten sposób każdy akt brutalności (no może z wyjątkiem niektórych dialogów) jest w tym filmie w pełni uzasadniony. Chrześcijaństwo chrześcijaństwem, ale kto mieczem wojuje od miecza ginie, jak przekonają się nasi bohaterowi. Wszystkie wrażliwe dziewczynki oraz eteryczni intelektualiści szukający w kinie przeżyć duchowych i podróży mentalnych mogą przeżyć swoisty zawód. Z drugiej strony, po co kupowali bilet? Każdy człowiek przy zdrowych zmysłach przecież dobrze wie, że Rambo to nie są żadne "ecie pecie", ale solidne, męskie kino, gdzie trup ściele się gęsto, krwawo i obficie. Szkoda czasu na gadanie i refleksje, gdy sprawa wzywa. I bardzo dobrze. Za to w końcu kochamy poczciwego, umięśnionego weterana z wydętą wargą.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"John Rambo" to już czwarta część o byłym weteranie wojskowym. Tym razem nasz bohater prowadzi spokojne i... czytaj więcej
Pod koniec swej aktorskiej kariery Sylvester Stallone postanowił wskrzesić dwie postaci, które na stałe... czytaj więcej
John Rambo to postać kultowa, nawet jeżeli ktoś by jej nienawidził, to nie może temu zaprzeczyć. Wie o... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones