Recenzja filmu

Torturowani (2010)
Robert Lieberman
Jesse Metcalfe
Erika Christensen

Torturować czy nie torturować - oto jest pytanie

"Torturowanym" bliżej niestety do słabego horroru bez wartości, jakich wiele na rynku. Bliżej mu do krwawej sieczki niż eleganckiego dziełka.
Robert Lieberman, autor skądinąd świetnego "Uprowadzenia", niewątpliwie miał pomysł na swoich "Torturowanych" (jak czasami się zdarza, dystrybutorzy beznadziejnie przetłumaczyli tytuł). Ładunek z potencjałem był duży albo nawet bardzo duży, ale co ciekawsze, mocno wielopłaszczyznowy. Zabrakło czegoś charakterystycznego dla filmów b-klasowych, czyli braku umiejętności i pieniędzy,a co właśnie ciągnie "Torturowanych" bardziej w stronę tanich horrorów, aniżeli przewrotnego dziełka z prawie niemożliwą do rozwiązania moralną zagwozdką.

Już sam punkt wyjściowy, nawet na papierze, jest ciekawy. Dziecko państwa Landry (Jesse Metcalfei Erika Christensen) zostaje przez obrzydliwego zwyrodnialca (Bill Moseley) brutalnie zamordowane. Mężczyzna zostaje złapany, ale kara mu wymierzona nie satysfakcjonuje rodziców. Postanawiają wymierzyć mu własną - porwać go i zadać największe męki jakie tylko jest w stanie znieść istota ludzka, co nawiasem mówiąc jest idealnym pretekstem do prezencji pełnych możliwości gatunku: horror. Lieberman poszedł tu w największy kontrast na jaki można się zdobyć. Przeciwstawia sobie dwie najskrajniejsze postawy i żongluje nimi tak, by naprzemiennie poddać u widza w wątpliwość ocenę postępowania matki i ojca. Owe ziarno wątpliwości dotyczy nie tylko samej słuszności postępowania, ale także ogólnej fizycznej możności dokonywania takich czynów. Niezwykle sugestywne obdzieranie żywcem ze skóry przekracza granice ludzkiego pojmowania, ale za chwilę, w retrospekcji, pojawia się "ta druga strona" - przeciwwaga, niezwykle skuteczny "motor napędowy" - czysta i nieskazitelna miłość, bo ta do dziecka.

Lieberman poszedł jednak dalej i przez ciekawy manewr fabularny wszedł na inną płaszczyznę - świadomości ludzkiej. Zaciera on wcześniejsze perspektywy; otwiera nowe,nie tylko te zawarte może z niezbyt wielką gracją w tytule tej recenzji; ale również otwiera bramę na czysto fabularne niespodzianki, z czego też potem skwapliwie korzysta. Kontrast, z którym widz może sobie nie radzić, nabiera dodatkowych rumieńców i jeszcze bardziej gmatwa sprawę, nadając filmowi jeszcze większej potencjalnej głębi.

Trzecią płaszczyzną pozostaje zakończenie: niezwykle przewrotne, zaskakujące, wręcz miażdżące - ale podkreślę - tylko na papierze.Recenzencki problem - uniknięcie spojlerów - tak jak we wcześniejszym akapicie, wiąże trochę ręce i nie pozwala dokonać w pełni otwartego komentarza, ale chyba dla każdego kto film obejrzał jasne jest, jakie możliwości w tej końcówce tkwią. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na słowo "możliwości", bo na nich polega cały problem "Torturowanych". Cała dotychczasowa recenzja poruszona jest właśnie w ich zakresie, w rzeczywistości cały potencjał fabularny zostaje zmarnowany. Przez wiele czynników: niewyraziste postaci, brak podkreśleń, nieprzekonujące aktorstwo,słabe zdjęcia i głupie dialogi. Przy końcówce zaś, choćby przez niedopowiedzenia, które w tym wypadku, są elementem katastrofalnym dla jakości filmu. Tym samym powodują, że zakończenie jest świetne w scenariuszu i niezwykle rozczarowujące w praktyce.

"Torturowanym" bliżej niestety do słabego horroru bez wartości, jakich wiele na rynku. Bliżej mu do krwawej sieczki niż eleganckiego dziełka. A wspominając o sieczce, o niej dwa zdania. Poziom brutalności jest naprawdę, ale to naprawdę wysoko stężony, a sceny tortur niezwykle sugestywne. Takie filmy przypominają mi, że brutalność "Hostelu" to tylko zwykły mit i demonizacja filmu Rotha.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones