Recenzja filmu

Pim i Pom (2014)
Gioia Smid
Maria Brzostyńska
Georgina Verbaan
Tjitske Reidinga

Uciekające kociaki

Smid tak jak jej bohaterowie chadza własnymi ścieżkami. W filmie nie uświadczycie typowych dla współczesnego kina familijnego wizualnych fajerwerków i eksplozji akcji. Będą za to przyzwoite
Rysowniczka Fiep Westendorp znana jest w Polsce prawdopodobnie tylko nielicznym. Zgoła inaczej mają się sprawy w rodzinnym kraju artystki, Holandii. Tam na pracach zmarłej w 2004 roku Westendorp wychowało się kilka pokoleń czytelników, zaś sama autorka  cieszyła się statusem porównywalnym do tego, jaki u nas mają Papcio Chmiel albo Janusz Christa. Nietrudno więc zrozumieć, dlaczego twórczość Holenderki znalazła się wreszcie na celowniku X Muzy. Zrealizowana za nieco ponad milion euro animacja "Pim i Pom" nie znokautuje raczej w box offisie filmów z taśmy produkcyjnej Disneya bądź DreamWorks. Bez wątpienia znajdą się jednak widzowie, których oczaruje choćby nietuzinkowa oprawa wizualna dzieła Gioi Smid.



Tytułowi bohaterowie to dwa rozkoszne kociaki żyjące niczym pączki w maśle pod opieką ukochanej pani. Sielanka kończy się wraz z odwiedzinami rozwydrzonych siostrzenic kobiety. Dziewczynki wpadają na pomysł, by sfingować zaginięcie futrzaków, a potem zabrać je ze sobą do nowego domu. Jak można się domyślić, Pim i Pom nie podzielają entuzjazmu początkujących kidnaperek. Gdy tylko nadarza się okazja, uciekają swoim prześladowczyniom i ruszają w podróż powrotną do domu. Stawką tej wyprawy będzie nie tylko pełna miska z mlekiem, ale i dalsza przyjaźń kociego tandemu.



O odznaczających się elegancką prostotą obrazkach Westendorp mówi się, że przedstawiają one świat pozbawiony smutku. Zaludniające go postaci wydają się zadowolone także wtedy, gdy mokną na deszczu albo spacerują z wózkiem pośród kolein. Podobną pogodę ducha można dostrzec również w "Pimie i Pomie". Nawet, gdy zwierzaki muszą mierzyć się z nieprzyjaznym otoczeniem albo samotnością, nie martwimy się zbyt mocno o ich losy. Reżyserka daje bowiem do zrozumienia, że zza chmur zbierających się nad kocimi łebkami za chwilę wyjdzie  słońce. Smid tak jak jej bohaterowie chadza własnymi ścieżkami. W filmie nie uświadczycie typowych dla współczesnego kina familijnego wizualnych fajerwerków i eksplozji akcji. Będą za to przyzwoite wstawki musicalowe, delikatny humor oraz miła dla oka dwuwymiarowa animacja, która wiernie odwzorowuje styl rysunków Westendorp. A wszystko to podlane lekkostrawnym morałem o sile przyjaźni i wyższości kotów nad każdym innym gatunkiem istot we wszechświecie.
1 10
Moja ocena:
6
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones