Recenzja filmu

Superhero (2008)
Craig Mazin
Drake Bell
Sara Paxton

Udławieni sobą

W "Superhero movie" zarówno bohatera, jak i główną oś wydarzeń wyciągnięto ze "Spider-mana", zmiksowanego z odrobiną "X-men".
Hollywood nie pozwala śmiać się ze swoich dzieci. Choć przecież zdaje sobie sprawę, że stare gatunkowe konwencje murszeją, forma blockbusterów bywa wsteczna, a ich wymowa niedorzeczna. Ale niby dlaczego pozwalać komuś na wykpiwanie filmów, które zarabiają dla branży miliony? Czemu nie zrobić tego samemu i zarobić jeszcze kilku? Korzystając ze zmasowanego ataku, jaki przypuszczają na kina w ostatnim czasie komiksowi superherosi, to oni poszli tym razem na warsztat. Pomiędzy Ironmanem, a Hulkiem, przeleci przez ekrany nieprawdopodobny człowiek-ważka. Nastoletni przeciętniak Rick Riker zostaje ugryziony przez zmodyfikowanego genetycznie owada, by wkrótce odkryć w sobie super-moce. Nie pozostaje mu nic innego, jak uszyć sobie super-kostium i rozpocząć super-emocjonujące życie super-bohatera. Targają nim przeróżne wątpliwości, ale tylko do czasu, gdy na jego drodze stanie super-łotr i rozpocznie się super-pojedynek. Wszystko super? Filmowe parodie powstają z tą samą niezmordowaną regularnością, z jaką zbierają miażdżące opinie, co pokazuje przynajmniej dwie rzeczy. Raz: filmy z gatunku "tak głupie, że aż śmieszne" (którego twarzą od dawna pozostaje niezniszczalny ) ciągle są jakiegoś rodzaju grzeszną przyjemnością, do której widzom ciężko jest się ustosunkować. Dwa: charakter tych filmów staje się coraz bardziej doraźny – producenci zdają się obawiać, że w zbyt dużym odstępie czasowym od obśmianego oryginału, parodia przestanie być zabawna, czy nawet zrozumiała. To odstępstwo od znakomitej tradycji, firmowanej nazwiskiem Mela Brooksa i braci Zuckerów. Bardziej niż z gatunku, pokpiwa się dzisiaj z konkretnych tytułów – filmowa parodia przypomina plotkarską gazetę, w której znaleźć można zestaw "topowych obciachów" wartych obśmiania w dobrym towarzystwie. Na każde medium jest remedium – parodie są w większej mierze skierowane do zwolenników, niż wrogów oryginału. Fani konwencjonalnych gatunków filmowych mają zwykle dystans do ich przewidywalności, a kto mierzy się z filmowym żartem, musi na jakiejś podstawie rozpoznawać liczne (choćby nieskomplikowane) aluzje. Komu superbohaterskiej erudycji brakuje – nie ma tu czego szukać. W "Superhero movie" zarówno bohatera, jak i główną oś wydarzeń wyciągnięto ze "Spider-mana", zmiksowanego z odrobiną "X-men". Atrakcji jest więcej: wśród wielu cytatów pojawia się odwołanie do "Nagiej broni", a wśród bohaterów mamy m.in. papieża, Dalai Lamę i Nelsona Mandelę. Jest też naprawdę świetny "gościnny występ" Toma Cruise’a. "Superhero…" i podobne produkcje byłoby rozsądniej uznać za twory para-filmowe, Słowa takie jak "postać" czy "dramaturgia" pochodzą z innego porządku – tu należałoby raczej mówić o gorszym, bądź lepszym zestawie skeczy. W przypadku filmu Craiga Mazina zestaw ten, choć nie wstrząsa błyskotliwością, ani szczególnym nieumiarkowaniem, ale fanom "głupawki" sprawić może sporo nieoczekiwanej i bezwstydnej radochy.
1 10
Moja ocena:
4
Rocznik '82. Urodzony w Grudziądzu. Nie odnalazł się jako elektronik, zagubił jako filmoznawca (poznański UAM). Jako wolny strzelec współpracuje lub współpracował z różnymi redakcjami, z czego... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Superhero" to najnowsza superprodukcja Craiga Mazina parodiująca hollywoodzkie superkino. Trochę za dużo... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones