Recenzja filmu

Królestwo niebieskie (2005)
Ridley Scott
Orlando Bloom
Eva Green

Upadek Królestwa Jerozolimskiego

Po stosunkowo tanim i praktycznie pozbawionym efektów specjalnych komediodramacie "Naciągacze" Ridley Scott powraca do widowiska. Jego najnowsze dzieło "Królestwo niebieskie" to zrealizowana za
Po stosunkowo tanim i praktycznie pozbawionym efektów specjalnych komediodramacie "Naciągacze" Ridley Scott powraca do widowiska. Jego najnowsze dzieło "Królestwo niebieskie" to zrealizowana za 130 milionów dolarów superprodukcja opowiadająca o upadku Królestwa Jerozolimskiego. Bohaterem filmu jest młody mężczyzna, syn kowala - Balian, który już jako dorosły człowiek dowiaduje się, że jego prawdziwym ojcem jest krzyżowiec Godfrey z Ibelinu. Wraz z nim nasz bohater wyrusza w podróż do Ziemi Świętej, gdzie ma nadzieję, iż uda mu się odkupić grzechy nie tylko jego, ale również zmarłej samobójczą śmiercią żony.  Rzeczywistość, jaką zastaje za oceanem zaskakuje jego samego. Pomiędzy krzyżowcami a saracenami dowodzonymi przez Saladyna trwa kruchy rozejm, który możliwy jest dzięki wysiłkom cierpiącego na trąd króla Baldwina IV. Kiedy ten umiera władza przechodzi w ręce dążącego do wojny z muzułmanami Gwidona de Lusignan... Tematem swojego najnowszego filmu Ridley Scott uczynił niezwykle ciekawy okres średniowiecznej historii. Akcja "Królestwa niebieskiego" rozpoczyna się w roku 1184. 35 lat wcześniej klęską zakończyła się II krucjata a w Królestwie Jerozolimskim panuje względny spokój będący wynikiem mądrej polityki Baldwina IV - króla, który w 1177 roku w bitwie pod Montgisard pokonał armię potężnego Saladyna. Co prawda w 1180 zmożony chorobą władca powierzył regencję Gwidonowi z Lusignan, ale w 1183 roku niezadowolony z jego decyzji na krótko powrócił do czynnego sprawowania władzy. Rok 1184 to ostatnie dni jego świetności. Rok później Baldwin IV przegra walkę z dręczącą go chorobą i władza ostatecznie przejdzie w ręce Gwidona. Efektem jego polityki będą coraz częstsze konflikty z saracenami, aż wreszcie druzgocąca klęska krzyżowców pod Hattin w 1187 roku oraz zdobycie Jerozolimy przez wojska Saladyna 2 października tego samego roku. Trzeba uczciwie przyznać, że autor scenariusza "Królestwa niebieskiego" William Monahan odrobił pracę domową i solidnie przygotował się do pracy nad tekstem. Aczkolwiek niekiedy bardzo swobodnie poczyna sobie z faktami zatajając przed widzami między innymi posiadanie przez Sybillę syna - Baldwina V, który wyznaczony był na następcę Baldwina IV na tronie Jerozolimy (chłopiec zmarł, najprawdopodobniej otruty, w roku 1186 w wieku zaledwie 9 lat), czy małżeństwo Baliana z Marią Comnena. Oglądając film można też odnieść wrażenie, że klęska chrześcijan nastąpiła zaraz po śmierci trędowatego króla, gdy faktycznie miało to miejsce dwa lata później.  Z drugiej jednak strony znajdziemy w "Królestwie niebieskim" wiele wydarzeń dokładnie opisanych w kronikach pochodzących z tamtych czasów: śmierć Raynalda z Chatillon z ręki samego Saladyna (upamiętnił to Al-Safadi w swoim "al-Wati bi'l-wafayat"), dążenie krzyżowców do wojny z Saracenami, tragiczny los członków zakonów rycerskich wzięty do niewoli w bitwie pod Hattin, poddanie Jerozolimy przez Baldwina, czy wreszcie pokojowe wyprowadzenie ludności ze zdobytego miasta na honorowych warunkach zaoferowanych przez Saladyna. Oczywiście film Scotta to nie podręcznik historii, ale wydaje mi się, że w tym przypadku nawet najbardziej wymagający znawcy średniowiecza nie powinni narzekać na tło historyczne opowieści. A ta, w moim przekonaniu, mimo ciekawej perspektywy pozostaje bardzo schematyczna. Oto młody człowiek, wychowany jako prosty wieśniak otrzymuje szansę wyruszenia do Ziemi Świętej, gdzie okazuje się być mężem prawym, dzielnym i człowiekiem honoru. Wierzy w rycerskie ideały, stawia czoła przeważającym siłom wroga, a przy tym wszystkim zakochuje się w pięknej księżniczce Sybilli - późniejszej królowej Jerozolimy i żonie Gwidona z Lusignan. Jeśli ktoś zna historię średniowiecza i interesuje się krucjatami nie znajdzie w "Królestwie niebieskim" nic, czego by wcześniej nie wiedział. Wydaje się, że zdawał sobie z tego sprawę również Scott, który w swoim filmie postawił nie tylko na ciekawą i wciągająca intrygę, ale również na widowiskowość. 130 milionów dolarów pozwoliło mu na wierne odtworzenie średniowiecznych realiów, jak również wspaniałych bitew - w tym imponującego oblężenia Jerozolimy. Dzięki cyfrowym efektom specjalnym podziwiać możemy tysiące żołnierzy zmagających się w brutalnej walce (Scott nie unika pokazywania krwi), olbrzymie machiny oblężnicze oraz katapulty miotające w stronę miasta olbrzymie płonące kule. Miłośnicy scen batalistycznych nie powinni być rozczarowani, a osoby nie przepadające za tego rodzaju sekwencjami ostrzegam - ostatnich kilkadziesiąt minut filmu to ciągła walka. W roli Baliana występuje ulubieniec nastolatek Orlando Bloom, który po sukcesach "Władcy Pierścieni" i "Piratów z Karaibów" dziś jest jednym z najpopularniejszych hollywoodzkich gwiazdorów młodego pokolenia. Choć nie zaliczam się do jego fanów muszę przyznać, że tym razem poradził sobie nieźle. Idealistyczny Balian na każdym kroku wcielający w życie zasady kodeksu rycerskiego jest w jego wykonaniu wiarygodny i przekonujący.  Partnerują mu między innymi Jeremy Irons, Liam Neeson, Eva Green, Ghassan Massoud i skrywający twarz za srebrną maską Edward Norton jako król Baldwin IV. Co prawda nie znajdziemy w "Królestwie niebieskim" prawdziwie wielkich, oscarowych kreacji, ale główne role zostały zagrane bardzo dobrze. Najnowsze dzieło Ridleya Scotta to nie tylko epicka superprodukcja historyczna, ale również wciąż aktualna opowieść o wyjątkowo dziś żywych konfliktach pomiędzy chrześcijanami i muzułmanami. Autor "Gladiatora" przypomina nam korzenie tego konfliktu a jednocześnie na przykładzie Baliana pokazuje, że krucjaty były błędem a wojna nie jest sposobem na rozwiązywanie problemów. Może to banalne, ale w dzisiejszych, ciekawych czasach przypominanie nawet takich oczywistości wydaje się być jak najbardziej na miejscu. Najnowszy film Ridleya Scotta nie rozczarowuje. "Królestwo niebieskie" to 145 minut profesjonalnie zrealizowanego kina, na którym ani przez chwilę nie będziecie się nudzić. Polecam.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Obraz malowniczego pola. Środkiem spacerujący mężczyzna delikatnie gładzi dłonią zboże. Scena zmienia... czytaj więcej
Tak sobie pomyślałem, że recenzje stają się nudną formą wypowiedzi na temat filmu. Wszędzie ich pełno i... czytaj więcej
Ridley Scott to twórca bardzo utalentowany. Jeden z niewielu ciągle tworzących wizjonerów kina. Co... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones