Recenzja filmu

Królowa Śniegu 3: Ogień i lód (2016)
Aleksey Tsitsilin
Dariusz Błażejewski

Węgielki rozrabiają

Fabuła "Królowej Śniegu 3" rusza z metatematycznego kopyta. Kaj i Gerda po pokonaniu złej królowej zyskują status celebrytów i jeżdżą po szkołach z tournee – w końcu trzeba za coś żyć. Oto typowy
Nie, "Królowa Śniegu 3" nie jest nową częścią disnejowskiej "Krainy lodu". Tak, to kontynuacja dwóch rosyjskich animacji, które zaczerpnęły fabularny punkt wyjścia z baśni Andersena, a potem rozwinęły go w kolorową fabułkę fantasy z trollami i…. piratami. W "Ogniu i lodzie" widać jednak, że rosyjscy animatorzy starają się –wzorem Disneya – inkrustować bajkową fabułę problemami rodem z rzeczywistego świata, stawiać na głowie narracyjne konwencje. Nie mogą się jednak zdecydować, czy bardziej interesuje ich wiarygodna emocjonalnie i chwytająca za serce opowieść czy może slapstickowe równanie do najmniejszego wspólnego mianownika. W rezultacie nie wychodzi im ani jedno, ani drugie. Inna sprawa, że małym widzom niekoniecznie będzie to przeszkadzać.  

   

Fabuła "Królowej Śniegu 3" rusza z metatematycznego kopyta. Kaj i Gerda po pokonaniu złej królowej zyskują status celebrytów i jeżdżą po szkołach z tournee – w końcu trzeba za coś żyć. Oto typowy postmodernistyczny chwyt: pokazać, że za rogiem baśniowego happy endu czyha prawdziwe życie, a nie żadne "długo i szczęśliwie". Nie ma lekko: z czasem dzikie tabuny rozszalałych fanów oraz trudy dnia codziennego w trasie zaczynają doskwierać bohaterom. Opowieść o zwyczajnym życiu baśniowych ikon to jednak zaledwie punkt wyjścia. Szybko okazuje się przecież, że "Ogień i lód" to nie tyle postmodernistyczny rewizjonizm, co postmodernistyczne ADHD. W złym sensie, i złym guście.  

Scenarzyści pozwalają sobie bowiem na radosną dezynwolturę: co pięć minut historia robi drastyczny zwrot. Można by pochwalić ten potok pomysłów, gdyby nie to, że fabuła sprawia wrażenie skleconej na poczekaniu. Zupełnie jakby doklejano coraz to nowe wątki, dopóki metraż nie zaczął się zgadzać. Po wątku celebryckiej niedoli przychodzą więc wspomniani piraci, pojawia się samozwańczy niby-Zorro (?), a potem bohaterowie – ot tak – wyruszają na poszukiwanie tajemniczego artefaktu, który rzekomo spełnia życzenia. Dalej są jeszcze moralne dywagacje w stylu "z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność" oraz obowiązkowe (choć niezasłużone) przesłanie o wadze siostrzano-braterskiej miłości. W tym gąszczu niedopasowanych motywów gubi się gdzieś serce historii; przede wszystkim zaś gubią się bohaterowie, którzy zmieniają charakter z minuty na minutę. Dotyczy to zwłaszcza Gerdy: w jednej chwili władczej i foszastej, a za moment – wrażliwej i delikatnej. Inna sprawa, że właśnie to narracyjne ADHD utrzyma przed ekranem najmłodszych widzów, którzy do kina idą nie tyle po zwarty fabularny ciąg przyczynowo-skutkowy, co po szereg silnych audiowizualnych bodźców. 

   

Twórcy filmu wiedzą, że dzieci śmieją się, kiedy tylko ktoś się przewróci, dlatego robią z "Królowej Śniegu 3" prawdziwy koncert okrutnego, fizycznego humoru. Niezbyt wyszukanego, zdecydowanie stosowanego zbyt nachalnie – a jednak wywołującego pożądaną reakcję u docelowych odbiorców (sam widziałem). Co z tego, że brutalny, nadrealistyczny slapstick nijak nie przegryza się z zasygnalizowanym wcześniej "przyziemnym" wątkiem problemów finansowych? Ważne, że szkraby zaśmiewają się wniebogłosy. Dlatego rosyjscy animatorzy nie mają skrupułów w zarzynaniu sprawdzonego chwytu; nie mają ich również w pożyczaniu cudzych pomysłów. Stary dobry znajomy troll Orm dostaje tu więc konkurencyjny "comic relief" w postaci minionkopodobnych węgielków, podróż windą po baśniowej bibliotece kojarzy się z filmami o Harrym Potterze, a podobieństwo do "Krainy lodu" to już klasyka tej serii.

Na dodatek całość okraszona jest serią tanich żartów "dla rodziców". Gdzieś w rogu starożytnego grobowca leży sobie szkielet trolla upozowany na Indianę Jonesa, a w dialogach skrzą się nawiązania do Ubera czy Wikipedii. Dorośli nie powinni jednak mieć złudzeń: "Królowa Śniegu 3" nie jest przykładem uniwersalnego kina familijnego, bawiącego na równi wnuczków i dziadków. To raczej pozycja, która równa w dół – i to dosłownie. Jeśli macie więcej niż metr dwadzieścia wzrostu (a szkołę podstawową dawno za sobą), czeka Was seans zaciskania zębów. Czego się nie robi dla dzieci?
1 10
Moja ocena:
3
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones