Władca wież i ekranów

Dnia 1 lutego roku 2003, nadszedł ten wielki dla mnie dzień - postanowiłam się wybrać na drugą część Władcy Pierścieni, a mianowicie "Dwie Wieże". Przygotowałam się poważnie, czyli przypomniałam
Dnia 1 lutego roku 2003, nadszedł ten wielki dla mnie dzień - postanowiłam się wybrać na drugą część Władcy Pierścieni, a mianowicie "Dwie Wieże". Przygotowałam się poważnie, czyli przypomniałam sobie, co się dzieje w książce i mogłam już wyruszać do kina. Usiadłam sobie wygodnie i czekałam cierpliwie. Po 15 minutach opóźnienia pogasły światła i usłyszałam jakże znajomą muzykę oraz wielki napis 'The Lord of the Rings'. A więc zaczęło się. Po wyjściu z kina czułam się, jakbym dostała wielkim kowadłem w głowę. Mam dosyć bogatą wyobraźnię, a poza tym widziałam dużo zdjęć z planu, ale czegoś takiego nie byłam sobie w stanie wyobrazić nawet w 1/10. Peter Jackson stworzył film, który pozostaje na długo w pamięci, chociaż muszę powiedzieć, że nie jest on lekki i wesoły. Jest jednak zdecydowanie lepszy od pierwszej części. Na początku muszę zasygnalizować wszystkim zagorzałym fanom Tolkiena - film zdecydowanie różni się od książki, jednak według mnie zrobiło mu to bardzo dobrze. Postacie nabrały ciekawszych odcieni, a cały film stał się poważniejszy i głębszy. Zacznę może od gry aktorskiej. Uważam, że aktorzy wywiązali się świetnie ze swoich ról, jednak palmę pierwszeństwa przyznaję zdecydowanie Andy'emu Serkisowi, grającemu rolę Golluma. Jest to niezwykle trudna rola, a jednak zagrana bardzo dobrze. Największe wrażenie zrobiły na mnie schizofreniczne dialogi Golluma oraz głos zmieniający się w zależności od tego, która część tej postaci królowała - były hobbit czy zła i podstępna istota, gotowa zrobić wszystko, aby odzyskać Pierścień. Duże brawa należą się też Elijah Woodowi, filmowemu Frodo, za świetne ukazanie nam wpływu Pierścienia na tę postać. Podobała mi się też Eowina, była prawie taka, jak sobie ją wyobrażałam. Muszę przyznać, że entowie zostali zrobieni dobrze, jednak moja wizja sporo różni się od tego, co pokazał nam Jackson. Drzewiec był przecież prawie drzewem, w filmie jednak właściwie nie ma liści a za to ma dwa pnie. Rozumiem, że nie miałby jak się poruszać, jednak można byłoby coś inaczej pokombinować. Rozbudowanie walki Gandalfa z Barlogiem dało dobre efekty. Świetnie zrobione, a poza tym dobrze, że znalazło się chociaż małe nawiązanie do pierwszej części, a nie odrazu rzucenie widza na głęboką wodę. W książce przez długi czas nie mogłam się doczytać dlaczego Gandalf wciąż żyje, a tutaj mamy to podane na świeżo, bo zaraz na początku. Osobny akapit muszę poświęcić na bitwę o Helmowy Jar. Z całą odpowiedzialnością jestem wstanie powiedzieć, że ta scena batalistyczna przejdzie do historii kina. Niesamowite efekty, kiedy wybuchła część muru, i w ogóle ogrom tej sceny przytłacza. Niekończące się szeregi orków i Uruk-Hai przeciwko garstce ludzi i elfów. Nade wszystko jednak pokochałam scenę, kiedy Gandalf przybywa w chwili gaśnięcia ostatniej nadziei i moment zjeżdżania po stromym stoku oraz wpadanie rycerzy Eomera w zastępy nieprzyjaciela. Dla samego takiego obrazu warto pójść do kina! Dużą pomyłką było umieszczenie wątku miłosnego Arweny i Aragorna. Przez to ich uczucia straciły swoją głębię i 'świętość'. Jednakowoż rewelacyjna była spora dawka humoru zaserwowana nam przez Gimliego. Nieźle się ubawiłam! Oczywiście nie zapomniałam o muzyce! Słuchałam jej jeszcze przed obejrzeniem filmu i uważam, że jest tak jak w pierwszej części wspaniała. Pobrzmiewają mi tu szkockie rytmy, poza tym słychać kawałki z "Drużyny Pierścienia". Jest wspaniałym tłem do wydarzeń, świetnie je ilustruje. Bez niej film nie byłby tym, czym jest. Bardzo podoba mi się też piosenka 'The Gollum song", która według mnie zasługuje na Oscara. Odzwierciedla właściwie tragizm tej postaci i jej samotność oraz wewnętrzny ból. Muszę ostrzec jednak wszystkich i powiedzieć otwarcie: patrzcie na ten film jak na film, a nie z perspektywy książki. Jest tam dużo odchyleń od powieści, np.wprowadzono wątek miłosny, w tej części nie pokazano ani Szeloby, ani Minas Morgul, Aragorn niemalże nie ginie, Merry i Pippin spotykają Gandalfa już w Fangornie, Frodo w pewnym momencie prawie że daje Czarnemu Jeźdźcowi Pierścień i gdyby nie Sam, historia szybko by się skończyła oraz inne. Jednak jako film jest to arcydzieło. Zachwyciło mnie głównie swoją powagą. Nie jest to już podróż dwóch hobbitów i przyjaciół przez niebezpieczne miejsca, gdzie któryś z nich musi zginąć, aby historia nabrała wiarygodności. To opowieść o wojnie, o ludziach, którzy musieli uciekać ze spalonych domostw, o braku nadziei pośród tak marnych szans na zwycięstwo. To film poruszający, bo smutny. Pokazano też śmierć elfów, którzy zdecydowali się pomóc ludziom, śmierć nieśmiertelnych, tych co nie zostali stworzeni, aby umierać. Zdecydowanie "Dwie Wieże" bardziej mi się podobały, bo pokazywały krwawe realia wojny, że nie jest to tylko chwała bohaterów, ale i śmierć ludzi. Historia lubi się powtarzać, a więc znowu musi minąć rok, abym mogła obejrzeć ostatnią już część Władcy Pierścieni: "Powrót Króla". Tam dopiero Jackson będzie miał pole do popisu!
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Druga część trylogii wszech czasów była najbardziej oczekiwanym filmem 2002 roku. "Dwie Wieże" -... czytaj więcej
Frodo i Sam zmierzają do Mordoru z misją zniszczenia Jedynego Pierścienia. Ich tropem podażą Gollum,... czytaj więcej
Druga, zdaniem wielu najlepsza, z trzech części trylogii, opowiada następne dzieje Pierścienia. Znane nam... czytaj więcej