Recenzja filmu

Le Mans 3D (2016)
James Erskine
Mark Webber
André Lotterer

W 90 minut dookoła Le Mans

Na przełomie lat 60. i 70. sława francuskiej imprezy dotarła do Hollywood. Steve McQueen wystąpił w kultowym dzisiaj filmie "Le Mans", umacniając tym samym romantyczną legendę tytułowych
Podobno to najsłynniejszy i najbardziej wyczerpujący wyścig samochodowy na świecie. Trwa okrągłą dobę, a zadaniem biorących w nim udział 3-osobowych drużyn jest zaliczenie jak największej liczby okrążeń na torze o długości 13629 metrów. Zmagania kierowców obserwują co roku setki tysięcy - nierzadko obrzydliwie bogatych - fanów. Na przełomie lat 60. i 70. sława francuskiej imprezy dotarła do Hollywood. Steve McQueen wystąpił w kultowym dzisiaj filmie "Le Mans", umacniając tym samym romantyczną legendę tytułowych zawodów. Nakręcony blisko pół wieku później dokument Jamesa Erskine'a kultywuje mit motoryzacyjnego Eldorado. Miejsca, które choć raz powinien odwiedzić każdy, kto na dźwięk zapalającego się silnika dostaje dreszczy na plecach.



Brytyjski reżyser tak jak jego bohaterowie uwielbia prędkość. Wątki, rozmówcy i obrazy zmieniają się w szybkim tempie, układając się w efektowny obraz świata mistrzów kierownicy. Kamera kursuje między torem wyścigowym, boksami zespołów oraz sektorami dla publiczności. Wciska się do kokpitów bolidów i podgląda sceny z życia rodzinnego zawodników. Pozwala widzom patrzeć na drogę oczami kierowcy, by za moment spojrzeć na trasę z boskiej perspektywy. W dziele Erskine'a tyle się dzieje, że trudno jest się nudzić w trakcie półtoragodzinnego seansu. Niemniej czasem chciałoby się, aby dokumentalista wyhamował i nieco dłużej "podłubał" przy swoich bohaterach.  Zwłaszcza, że niemal każdy z nich jest na tyle ciekawy, że można by mu poświęcić oddzielny film.

"Le Mans" zaczyna się od wizyty w domu doświadczonego kierowcy Darrena Turnera. Zaledwie przed tygodniem filarowi ekipy Aston Martin urodziło się drugie dziecko. Pojawienie się potomka dumny tata kwituje słowami: "Do drużyny dołączył nowy zawodnik". W tym czasie jego żona drżącym głosem zarzeka się, że nie wytrzymałaby psychicznie, gdyby syn poszedł w ślady ojca. Dokument Erskine'a wydaje się najciekawszy, kiedy wypowiedzi bohaterów zaczynają się rozmijać z wygładzoną PR-ową narracją. Jak wtedy, gdy rodzice 24-letniego Janna Mardenborougha, który karierę w branży zaczął od zwycięstw w grze wideo (!), przyznają: Powiedział, żeby zawsze mówić mu "Kocham cię", gdy wychodzimy z domu. To była reakcja chłopaka na śmierć gwiazdora Le Mans, Duńczyka Allana Simonsena, który w 2013 roku uderzył w bandę bezpieczeństwa. Francuskie zawody są wielkim widowiskiem za kontener dolarów, ale pod tą lśniącą, efektowną karoserią kryją się stres, zmęczenie i niewyobrażalne ryzyko. Jak zauważa jeden z rozmówców, publiczność zawsze podświadomie czeka na wypadki. Czy w takim razie wyścigi stały się współczesnym odpowiednikiem igrzysk, a kierowcy - gladiatorów?



Pod względem realizacji "Le Mans" to więcej niż przyzwoita rzemieślnicza praca: zmontowana z ikrą, z energetycznym soundtrackiem, harmonijnie zestrajająca archiwalia z materiałami zarejestrowanymi w trakcie zeszłorocznych zawodów.  Miłośników czterech kółek nie trzeba będzie długo namawiać, aby sięgnęli po dokument Erskine'a. Ci, którzy w samochodach zajmują wyłącznie fotel pasażera, a hamulec mylą ze sprzęgłem, również powinni znaleźć tu coś dla siebie. Jak pokazują sukcesy "Senny" i "Wyścigu", głód prędkości i głód kinowych emocji idą ze sobą w parze.
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones