Recenzja filmu

Zaproszenie (2015)
Karyn Kusama
Logan Marshall-Green
Tammy Blanchard

W kameralnym gronie...

Nakręcone z niecodziennym wyczuciem gatunku "Zaproszenie" spełnia wszystkie najważniejsze warunki, żeby publiczność nie mogła odkleić wzroku od ekranu.
Reżyser czarnej komedii "Zabójcze ciało" z Megan Fox i Amandą Seyfried w rolach głównych - Karyn Kusama - powróciła do zawodu po siedmioletniej przerwie i, co najważniejsze, jest to comeback w dobrym stylu. Nakręcone na podstawie scenariusza Phila Haya i Matta Manfrediego "Zaproszenie" jest skromnie zrealizowanym, trzymającym w napięciu thrillerem  - dowodem, że nie potrzeba nie wiadomo jakich środków, żeby stworzyć solidne dzieło, które nijak nie trąci ani taniochą, ani amatorszczyzną. Film nie oferuje może żadnych szczególnie ambitnych przesłanek, lecz z pewnością nie można mu zarzucić niemożności przykucia uwagi widza... Pod tym względem Kusama dokonała małego cudu.

Will i jego dziewczyna Kira udają się do domu byłej żony mężczyzny, Eden, która wraz ze swoim nowym mężem wydaje uroczystą kolację dla grupki starych przyjaciół. Rozwodnik szybko zaczyna podejrzewać, że to nie chęć miłego spędzenia czasu w dobranym gronie skłoniła Eden do wydania przyjęcia, a jakaś nowa, dziwna filozofia życiowa...

W "Zaproszeniu" najbardziej godnym pochwały jest fakt, że niezbyt rozbudowana fabuła, stałe miejsce akcji i niesamowicie powolny rozwój wydarzeń wpływają na całokształt pozytywnie. Na początku nie wiemy, w czym właściwie tkwi problem, ale co do tego, że coś się kroi, nie mamy żadnych wątpliwości. Główny bohater - Will - jadąc na towarzyskie spotkanie organizowane przez byłą żonę, która nie dawała znaku życia przez ostatnie dwa lata, ma głowę w chmurach... Wyraźnie coś zaprząta jego myśli i nie jest to nic przyjemnego, w czym utwierdzają nas rozrzucone tu i ówdzie przerywniki, nieostrym obrazem i wyblakłymi kolorami wywołujące skojarzenia ze stanem wybudzania się ze snu, albo wspomnieniami, których szczegóły zatarł czas. Niemiła atmosfera nasila się po dotarciu mężczyzny na miejsce, nabierając dodatkowo klaustrofobicznej duszności... Przez większość filmu dzieje się niewiele - goście siedzą na przyjęciu popijając drogie wino i prowadząc płytkie dialogi - jednak uprzejmość gospodarzy nie wiedzieć czemu jest nienaturalna i niepokojąca. Zagrożenie jest wręcz namacalne, mimo iż trudno jest namierzyć jego źródło... A może jest ono wyłącznie wynikiem paranoicznych lęków Willa? Odpowiedź na to pytanie zostaje nam dostarczona dopiero w ostatnich dwudziestu minutach seansu. Do tego czasu napięcie, budowane niespiesznie, lecz za to konsekwentnie, staje się prawie nie do wytrzymania...

Kusama odniosła stuprocentowy sukces w trudnej sztuce tworzenia czegoś z niczego. Chociaż konkretnej akcji jest tyle, co kot napłakał, faktor psychologiczny został rozplanowany tak sprawnie, że nie sposób się oprzeć ogarniającemu nas coraz mocniej uczuciu nieswojości. Oczywiście oparta na przeczuciach historia na niewiele by się zdała, gdyby nie zdolni aktorzy. Logan Marshall-Green (Will) i Tammy Blanchard (Eden) wcielili się w swoje postacie z profesjonalizmem godnym ich pierwszoplanowości, a i pozostali odtwórcy stanęli na wysokości zadania - na uwagę zasługuje zwłaszcza John Carroll Lynch, który po raz kolejny udowodnił, że potrafi grać śliskich typów. Nie da się też nie zauważyć jak najbardziej stosownego (lecz mimo tego rzadko spotykanego w gatunku) realizmu, przejawiającego się głównie w braku typowych, tanich "jump scenek"... Raz porządnie obezwładniony czarny charakter nie powstaje w magiczny sposób, aby za wszelką cenę podrzucić widza w fotelu. Jedynym poważniejszym przewinieniem "Zaproszenia" jest to, że nie potrafi podtrzymać intensywności nastroju po wyjaśnieniu się wszelkich niepewności. Akt końcowy obrazu nabiera zdecydowanie bardziej konwencjonalnej formy, przez co przechodzi się przez niego beznamiętnie w porównaniu do poprzedzających go etapów seansu.

"Zaproszenie", mimo iż można na siłę dopatrywać się w nim niedociągnięć (zwłaszcza jeśli chodzi o ewentualne drugie dno fabuły), dużo łatwiej przychodzi docenienie produkcji za to, co sobą reprezentuje. Nakręcony z niecodziennym wyczuciem gatunku thriller psychologiczny spełnia wszystkie najważniejsze warunki, żeby publiczność nie mogła odkleić wzroku od ekranu - są podejrzenia, poczucie zagrożenia, subtelne, dwuznaczne aluzje co do rozwiązania oraz finał, który niekoniecznie może poszczycić się wyjątkową siłą uderzenia, ale jest wystarczająco dobrym zwieńczeniem przyprawiającej o gęsią skórkę opowieści. Dzieło Kusamy powinno być wzorem do naśladowania dla wielu twórców dreszczowców bazujących na czystym napięciu.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
UWAGA! Poniższa recenzja zawiera informacje, które mogą być przez niektórych potraktowane jako spoiler.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones