Zobrazowane w filmie sceny przemocy psychicznej, do jakich dochodzi w szkole na oczach nauczycieli, którzy pozostają na nie zupełnie obojętni, nie pozostawiają złudzeń, że Keining ma zastrzeżenia
Jeśli jesteś obojętna/obojętny na odmienność, ta historia nie jest dla Ciebie – uprzedzają na początku swojego filmu twórcy "Nastolatków". Ale jeśli masz oczy szeroko otwarte, patrz uważnie – dodają. Tajemniczemu wyzwaniu towarzyszą obrazy ognia i elektroniczne dźwięki wprowadzające w klimat horrorów lat 80. Ja to kupuję.
Bohaterkami najnowszego filmu Alexandry-Therese Keining, autorki "Pocałuj mnie", są trzy czternastolatki u progu dojrzewania. Gnębione w szkole przez bandę chuliganów zastanawiają się czasem, czy byłoby im łatwiej, gdyby były chłopakami. Kiedy znajdują w oranżerii jednej z nich niezidentyfikowane nasiono, ich marzenia nieoczekiwanie staną się realne – roślina, która wyrasta z magicznego ziarenka, daje sok o niesamowitych właściwościach: po jego wypiciu ciała dziewczyn zamieniają się na kilka godzin w ciała chłopaków.
Tuż po pierwszym przeobrażeniu dziewczyny – już jako Kim, Momo i Mackan – biegną na szkolne boisko, gdzie wieczorami toczy się życie towarzyskie. I ku ich zaskoczeniu, nagle stają się widoczne – Tony, w którym Kim się podkochuje, częstuje je piwem, proponuje grę w piłkę i zaprasza na kolejną imprezę – w wydaniu chłopaków wszystko wydaje się sto razy prostsze. Bella i Momo nie mają jednak zbyt dużej frajdy z udawania kogoś, kim nie są – do zmiany wcielenia zaczynają podchodzić sceptycznie. Co innego Kim, która już wcześniej zwierzyła się, że jej dusza jest zapięta na zamek w niewłaściwym ciele; po transgenderowym doświadczeniu nie potrafi już normalnie funkcjonować w swojej dawnej skórze. Przyjaciółki zdają się tego nie rozumieć. Dla wszystkich trzech rozpoczyna się długa i bolesna droga przez dojrzewanie.
Uderzające jest to, w jak brutalnym świecie żyją bohaterki i jak bardzo w swoich troskach są osamotnione. O rodzinie Kim wiadomo tylko tyle, że ma matkę, z którą raczej nie rozmawia; Bella opiekuje się pogrążonym w depresji ojcem; rodziców Momo natomiast nie oglądamy ani razu. Zresztą w życiu wszystkich przedstawionych w filmie nastolatków dorośli odgrywają znikomą rolę. Zobrazowane w filmie sceny przemocy psychicznej, do jakich dochodzi w szkole na oczach nauczycieli, którzy pozostają na nie zupełnie obojętni, nie pozostawiają złudzeń, że Keining ma zastrzeżenia co do szwedzkiego modelu wychowawczego. Reżyserka nie stawia jednak w tej kwestii konkretnych zarzutów. Skupia się na beznadziejnej sytuacji Kim i stara się, by widzowie poczuli w stosunku do niej empatię. Co – jeśli rzeczywiście nie jesteście obojętni na odmienność – nie powinno być trudne, bo grająca bohaterkę Tuva Jagell od razu budzi sympatię.
Nieznośną rzeczywistość bohaterek łagodzą sceny z elementami fantasy – początkowo wydaje się nawet, że magiczna roślina przyniesie nastolatkom ukojenie i pozwoli rozpocząć nowy etap w ich życiu. Po pierwszym przeobrażeniu i zmianie perspektywy zyskują bowiem pewność siebie, dzięki czemu bez trudu rozwiązują sprawę ze szkolnymi chuliganami. Okazuje się jednak, że Keining wcale nie zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu, a w końcu jej intencje zaczynają być trudne do rozszyfrowania. Niełatwo też zorientować się, które sceny są w "Nastolatkach" istotne fabularnie i które z nich będą miały wpływ na dalszy rozwój wydarzeń. W efekcie można się w filmie Keining pogubić. To rozchwianie struktury opowieści nie przekreśla jednak zamierzonego efektu – "Nastolatki" pomagają zrozumieć, na czym polega tragedia odkrycia w sobie innej tożsamości płciowej. Pozostaje tylko żałować, że opowieść Keining nie przynosi nikomu pożądanej otuchy.
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu