Recenzja filmu

Kontrola absolutna (2016)
John Moore
Pierce Brosnan
James Frecheville

W sieci

"Kontrola absolutna" może być z jednym z tych filmów, na które traficie kiedyś w nocnym pasmie telewizyjnym dla cierpiących na bezsenność albo w czeluściach serwisu VOD. I jako usypiający
Twórcy "Kontroli absolutnej" obiecują lustro na gościńcu, lecz ich film to w najlepszym wypadku nostalgiczna podróż. Pamiętacie czasy, kiedy triumfy święciły thrillery erotyczne, a Bogu ducha ludzie sukcesu (głównie mężczyźni) byli prześladowani przez różnej maści psychopatów (głównie kobiety)? W filmie Johna Moore'a kobiety grają marginalną rolę, seksu raczej nie ma, narzędziem władzy jest technologia, ale reszta się zgadza. I nie jest to dobra wiadomość.

   

Za ofiarę robi biznesmen Mike Ryan (Pierce Brosnan) oraz jego rodzina – piękna żona (Anna Friel) i jeszcze piękniejsza córka (Stefanie Scott). Napastnikiem jest skryty informatyk Ed (James Frecheville), który taszczy pod pacha laptopa, a na plecach worek psychicznych zaburzeń. Kiedy wyciąga Mike'a z opresji na oficjalnym pokazie przełomowej aplikacji, ten zaprasza go do domu, stawia piwko i w wielkopańskim geście pozwala naprawić ruter. Wkrótce jednak okazuje się, że dla Mike'a zawsze jest o jedno piwko za mało.

Ponieważ czasy sprzyjają technofobicznym nastrojom, a seriale w rodzaju "Czarnego lustra" czy "Mr. Robot" rozbijają bank, Moore i jego scenarzyści kują żelazo póki gorące. Tyle że stać ich jedynie na markowanie refleksji nad światem oplecionym światłowodami – tak naprawdę "Kontrola absolutna" jest kiepsko napisanym, sztampowym i zagranym na fałszywych nutach thrillerem. Klisza goni kliszę, postaci to blade cienie swoich poprzedników z lat 90., z kolei konstrukcja filmu jest tak wyeksploatowana, że całość staje się pozbawiona napięcia: już po paru pierwszych scenach możecie odgadnąć, jak to się wszystko skończy. 

 

Pierce Brosnan włącza autopilota, w myślach wpisuje zapewne login do bankowego konta. Frecheville odpala tryb dzikiego psychopaty, jakby zależało od tego jego życie, ale efekt jest raczej groteskowy niż przerażający. Scenarzysta tymczasem poświęca logikę na ołtarzu "spektaklu", więc ilość dziur logicznych oraz jawnych idiotyzmów idzie w dziesiątki. Królem tego bałaganu jest oczywiście John Moore, reżyser, którego świat zapamięta za gwałt na "Szklanej pułapce". Jego praca z kamerą to nieudane próby uatrakcyjniania konfliktu za pośrednictwem dynamicznego montażu i wizualnych błyskotek. Raczej lipa, biorąc pod uwagę fakt, że Brosnan potrafi być klasą samą dla siebie, Frecheville zaliczył dobre występy w "Królestwie zwierząt" i "Brudnym szmalu", a jeden z autorów tekstu ma na koncie "Terminatora 2".

"Kontrola absolutna" może być z jednym z tych filmów, na które traficie kiedyś w nocnym pasmie telewizyjnym dla cierpiących na bezsenność albo w czeluściach serwisu VOD. I jako usypiający strumień obrazów sprawdzi się zapewne doskonale. Mam jednak wrażenie, że w sali kinowej powinniśmy wymagać więcej. 
1 10
Moja ocena:
3
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
[left]Film aspiruje na miano technologicznego thrillera XXI wieku, po którym nerwowo będziemy zaklejać... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones