Recenzja filmu

Wojna Harta (2002)
Gregory Hoblit
Bruce Willis
Colin Farrell

Wbrew regułom

Na wojnie i w miłości nie ma reguł. To wiemy wszyscy i mniej lub bardziej się z tym zgadzamy. Ale kiedy podobna zasada dotyczy filmu, nie jest dobrze. Najgorzej jest, gdy reguły oglądanej
Na wojnie i w miłości nie ma reguł. To wiemy wszyscy i mniej lub bardziej się z tym zgadzamy. Ale kiedy podobna zasada dotyczy filmu, nie jest dobrze. Najgorzej jest, gdy reguły oglądanej historii się co chwilę zmieniają. Film musi mieć bowiem przede wszystkim określony gatunek: dramat, komedia, obyczaj, horror lub inny. Następnie powinien być zbudowany w taki sposób, żeby widz zafascynowany fabułą, z niecierpliwością czekał na następne zdarzenie. Powinien też posiadać wyrazistych bohaterów, z którymi widz może się utożsamiać lub choćby ich polubić. "Wojna Harta" spełnia te warunki, lecz niestety, tylko częściowo. Sprawia to, że nie jest to film rewelacyjny, ale nie jest też kiepski. Używając słów Cervantesa: "nie ma filmu tak złego, żeby nie zawierał nic dobrego", można powiedzieć, iż mimo scenariuszowych zastrzeżeń, "Wojna Harta" to dobrze zrealizowana i nakręcona opowieść o człowieku, który miał odwagę przeciwstawić się wszystkim. Jest zima, rok 1944. Młody porucznik Thomas Hart (Colin Farrell), w cywilu student prawa, trafia po raz pierwszy na front. Ale nie jako żołnierz, lecz jako kierowca. W wyniku splotu wydarzeń trafia do jenieckiego obozu w Augsburgu rządzonego przed dwóch dowódców. Jednym jest niemiecki komendant Visser, a drugim - nieformalnym - pułkownik McNamara (Bruce Willis), Amerykanin. Hart, bezkompromisowy idealista i wrażliwiec, szybko podpada przełożonemu i kompanom. Gdy do obozu trafia dwóch czarnoskórych pilotów, wrogość przestaje być utajona. Wybucha otwarty konflikt między młodym porucznikiem a rasowo uprzedzonymi żołnierzami, na czele z sierżantem Vikiem Bedfordem. Szybko okazuje się, że Hart będzie musiał dokonać wyboru między konformizmem a wiernością sobie i zasadom, przyswojonym w trakcie studiów w Yale. Główna intryga jest, wbrew oczekiwaniom, mało wciągająca. Dzieje się tak z powodu ciągle zmieniającego się "gatunku". Na początku "Wojna Harta" zapowiada się na kino wojenne, dość szybko zaczyna przypominać film drogi, zmienia się następnie w dramat obyczajowo-sądowy by skończyć na... cóż, tego nie zdradzę, aby nie psuć niespodzianki. Taki eklektyzm może wynikać zarówno z niezdecydowania reżysera Gregory'ego Hoblita ("Częstotliwość", "Lęk pierwotny") jak i być celowym zabiegiem. Na początku filmu jest wiele subiektów czyli ujęć "z punktu widzenia" Harta. Być może reżyser chciał zasugerować, że historia będzie opowiadana tylko z perspektywy głównego bohatera. Ponieważ jest nim wystawiony na ciężką próbę delikatny i młody mężczyzna, nie musi być zachowana logika formy. Człowiek w sytuacji ekstremalnej może nie doświadczać rzeczywistości w pełni; Hart żyje w odrealnionym świecie, którym rządzi prawo silniejszego. Niewątpliwą zaletą filmowego świata jest brak oczywistego podziału na biel i czerń. Nie ma irytującej dychotomiczności typowej dla amerykańskiego kina wojennego. Nie ma "tych złych" i "tych dobrych". Zarówno Amerykanie jak i Niemcy są nietolerancyjni, złośliwi, ale i honorowi i odważni. Rzeczywistość obozu w Augsburgu jest niejako warstwowa. Nikt nie jest takim, jakim się zdaje na początku. Na przykład komendant Werner Visser nie jest typowym hitlerowcem, szybko okazuje się pełnym godności i niemal sympatycznym żołnierzem, któremu przypadło walczyć po drugiej stronie. Zasady panujące w obozie też nie przypominają wojskowych. Podwładni zamiast być ślepo posłuszni, dyskutują z przełożonymi. Niedociągnięcia treści film stara się zrekompensować znakomitą formą. Zdjęcia Alara Kivilo, utrzymane w tonacji szarości i błękitów, podkreślają chłód zarówno dosłowny jak i emocjonalny, jaki panuje w obozie. Dość duża ilość ujęć z ręki nadaje akcji szybsze tempo. Mimo to pozostaje sporo nużących dłużyzn, od których bardziej irytujący jest tylko na wskroś amerykański finał. Za największy atut filmu uważam bardzo dobrą rolę prawie nieznanego Colina Farrella. Wbrew pozorom to on gra główną rolę w filmie Hoblita, a nie Bruce Willis, którego twarz widnieje na plakatach reklamujących "Wojnę Harta". Hart Farrella jest dokładnie takim idealistą i młodym gniewnym, jakiego oczekujemy. Jego schematyczna wrażliwość i zapalczywość starannie oddane przez aktora nie denerwują. Irytuje natomiast pompatyczny i lekko manieryczny występ Bruce'a Willisa. Jego grze brakuje dystansu i lekkości, która jest niezbędna przy graniu autorytetów, wojskowych i bohaterów. Trudno jest ocenić "Wojnę Harta" w kategoriach dobry/zły. Są fragmenty lepsze, są gorsze. Jeśli lubi się niezbyt głębokie filmy psychologiczne i solidne obyczaje, to wybór "Wojny Harta" będzie trafiony.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
...jeżeli poza tym nie może ona osiągnąć niczego więcej. Uważam, że musimy zaprzestać oporu. Postanowiłem... czytaj więcej
Jeden z najbardziej elastycznych tematów, na film, książkę, rzadziej sztukę teatralną -II wojna światowa.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones