Recenzja wyd. DVD filmu

Terminator 2: Dzień sądu (1991)
Tomasz Niezgoda
James Cameron
Arnold Schwarzenegger
Linda Hamilton

Wciąż świeże efekty i świeża problematyka

Po nieoczekiwanym sukcesie pierwszej części "Terminatora" zrealizowanej w 1984 roku James Cameron stał się jednym z czołowych reżyserów ówczesnego świata kinematografii. Realizacja "robota z
Po nieoczekiwanym sukcesie pierwszej części "Terminatora" zrealizowanej w 1984 roku James Cameron stał się jednym z czołowych reżyserów ówczesnego świata kinematografii. Realizacja "robota z przyszłości" zapewniła mu dożywotnie (na dzień dzisiejszy) dobre oferty. Po "Terminatorze" pojawiły się: w 1986 roku "Obcy - Decydujące starcie" ("Aliens"); w 1989 roku "Otchłań" ("The Abyss") i wreszcie w 1991 roku długo oczekiwany "Terminator 2: Dzień sądu" ("Terminator 2: Judgment Day"). Rozpoczęcie prac nad drugą częścią "Terminatora" wiąże się z wieloma kontrowersjami i nieścisłościami. James Cameron pierwotnie chciał rozpocząć pracę nad "T2" od razu po sukcesie "T1", jednakże spór odnośnie spraw autorskich opóźnił ten proces. Krótko przed uzyskaniem praw do tytułu James Cameron miał wątpliwości co do realizacji filmu, które w efekcie ujawniły się podczas premiery wersji reżyserskiej, gdzie ucięto 17 minut materiału filmowego, między innymi momentu ukazującego alternatywną wersję zakończenia historii bohaterów. Zrezygnował z niej, bowiem dawała niesmaczny wydźwięk. Mimo podzielonego zdania krytyków i fanów "Terminatora" dotyczącego kontynuacji hitu film odniósł sukces na szeroką skalę. Między innymi osiem nominacji Amerykańskiej Akademii Filmowej w 1992 roku, z czego film zdobył cztery statuetki (w kategoriach: charakteryzacja, dźwięk, montaż dźwięku, efekty specjalne). Lecz nie same Oscary są istotne. "T2", mimo dość wyraźnej otoczki efektów specjalnych i komputerowych, nie jest płytkim filmem o monotematycznym rozwoju akcji i niewyszukanym podłożu science fiction. Ma bardzo rozbudowaną, oryginalną fabułę i fundamenty zalane szeroką problematyką rozwijającego się świata. Sprawy poruszone przez Camerona na przełomie lat 80.-90. miały wydźwięk typowo fantasmagoryczny, bez realnego podłoża, jednak z biegiem lat część problemów staje się poważnym zagrożeniem zadającym nam pytanie: "Co dalej?". Na pewno do takich problemów należy fakt rozwoju sztucznej inteligencji (A.I.), który został przedstawiony w czarnym świetle również w innych produkcjach, np. "Matrix" (1999, 2003, 2003) czy "A.I." (2001). Jednakże są to filmy znacznie nowsze od "Terminatora" (co za tym idzie, zrealizowane przy nowszej technologii filmowej). W "T2" poruszono również kwestię wojny nuklearnej, która wciąż jest świeżą sprawą i według wielu uczonych - nieuniknioną. Przez te dwa wątki (wojna nuklearna, A.I.) "Terminator", film zbudowany pozornie na fundamentach fantazji może okazać się dramatem obyczajowym czy jawną przepowiednią losu, który może czekać ludzi, jeśli zlekceważą własny dorobek technologiczny. Kolejnym problemem jest dość skomplikowany paradoks podróży w czasie. W 2029 John Connor (Edward Furlong) wysłał Kyle'a Reese'a (Michael Biehn) w przeszłość, by ten odnalazł jego matkę, Sarah Connor (Linda Hamilton) i zapłodnił ją, przez co młodszy od Johna Kyle stał się jego ojcem. Z drugiej strony zaś organizacja Skynet, mimo swoich starań, nie potrafiła unicestwić przywódcy rebelii, Johna Connora, poprzez wysyłanie Terminatorów w przeszłość, co jest zgodne z teorią, jakoby prawdopodobieństwo zdarzenia, które zmieniłoby bieg wydarzeń wynosiło 0. Jednak zapłodnienie Sarah przez Kyle'a kłóci się z tą teorią i widzowie mogą wysnuć tylko jeden wniosek. James Cameron jako jeden z pierwszych reżyserów rozwinął "liniowe podróże w czasie" do nieliniowych, wskazując, że czas jest wielowymiarowy, a owe wymiary mogą się nakładać i przeplatać. Ponadto wskazuje na to alternatywna wersja zakończenia filmu, wycięta i opublikowana dopiero w reżyserskiej wersji "Terminatora 2", kiedy to Sarah Connor w podeszłym wieku siedzi na ławce przy placu zabaw, wypowiadając monolog podczas obserwacji pięknego, nienaruszonego świata... Minęło 15 lat od premiery pierwszego filmu Jamesa Camerona przedstawiającego przyszłość naszego świata z firmą Skynet. Grzechem byłoby nie skomentować efektów specjalnych, które, mimo swojego wieku, wciąż nie bledną w oczach widza. Film został zrealizowany w większości scen bez użycia grafiki komputerowej. Praktycznie jedynym motywem, do którego realizacji niezbędne były możliwości grafiki komputerowej, są sceny z T-1000, kiedy ten przekształca się i dematerializuje. Do realizacji tych scen użyto efektu o nazwie morfing (ang. morphing), który polega na płynnym przekształcaniu obrazu A w obraz B. Jednakże naprawdę po raz pierwszy użyto morfingu w "Willow" (1988), a kilka innych filmów wykorzystujących ten efekt to: "Gwiezdne Wrota" (1994) czy "Strażnik czasu" (1996). Jednak filmem, w którym najlepiej zastosowano efekt morfingu, była "Otchłań" z 1989 roku, również Jamesa Camerona, za którego dostał Oscara w kategorii najlepsze efekty specjalne. Reżyser James Cameron i doborowa ekipa od efektów specjalnych wykorzystali grafikę komputerową do stworzenia trójwymiarowego słonowodnego węża, który marszczył się jak prawdziwa woda i "odbijał" twarze płetwonurków. W "Dniu sądu", poza wyżej wymienioną techniką morfingu, James Cameron zrezygnował z możliwości komputerów i przeprowadził wszystkie sceny naprawdę, by nie odbiegać od realiów pościgów, wypadków, spadających helikopterów, eksplozji budynków, a nawet wybuchów nuklearnych. Owy wybuch w "T2" został zrealizowany za pomocą wielkich natłoków powietrza i precyzyjnej makiety miasta. Trzeba również wspomnieć, że do dziś jest to najlepiej zrealizowana scena ukazująca wybuch nuklearny w historii kina. Muzyka z charakterystycznym "theme" również zapisała się w historii kinematografii. Każdy szanujący się fan kina akcji (i nie tylko) powinien kojarzyć główny motyw melodyjny z "Terminatora 2", tak jak każdy fan westernów powinien kojarzyć motyw z "Dobrego, złego i brzydkiego" (1966). Audio w połączeniu z charakteryzacją postaci tworzy namacalny klimat postapokaliptycznego świata chylącego się ku upadkowi. Nawet "Mad Max" (1979) przy tym mizernieje... Zdecydowanie rola życiowa Arnolda Schwarzeneggera (tytułowy Terminator), to samo można powiedzieć o Robercie Patricku (T-1000), Lindzie Hamilton (Sarah Connor) czy Edwardzie Furlongu (John Connor), dla którego rola w "Terminatorze 2" była również debiutem. Gra aktorów nie pozostawia wiele do życzenia. Nawet Arnold Schwarzenegger jako marny aktor wyszedł w filmie kapitalnie dzięki temu, że kwestie Terminatora były z reguły krótkie i "bezpłciowe", zimne jak metal. Osobiście nie wyobrażam sobie innej osoby na jego miejsce, a co dopiero mówić o Sylvestrze Stallone, o którym było głośno podczas obsadzania ról. "Miłą" niespodzianką było zobaczyć jak Arnold broni Edwarda. Moim zdaniem Cameron obsadził Schwarzeneggera tym razem w dobrej roli ze względu na poprzednie role w filmografii Arnolda. Z zimnego i bezlitosnego twardziela, jakim był w poprzednich filmach: "Conan Barbarzyńca", "Conan Niszczyciel", "Czerwona Sonja", "Komando", "Terminator", zaczął przeistaczać się w czułego osiłka o niemałej mocy: "Predator", "Uciekinier", "Bliźniacy". Tytułowy Terminator przeżył rehabilitację zmieniając "barwy" w drugiej części, tak jak Schwarzenegger zaczął dostawać ambitniejsze role o zróżnicowanych charakterach i niejednoznacznej osobowości, jak choćby w przypadku Terminatora. Film poza problemami globalnymi porusza problem moralności i refleksyjności człowieka, jak np. końcowe sceny, gdy John z Sarą opuszczają Terminatora, by już na zawsze się z nim pożegnać. Terminator, który uczy się przez całą swoją egzystencję, nigdy nie nauczy się ronić łez i cierpieć, ale nauczył się czegoś, czego nie potrafią niektórzy ludzie. Szanować ludzkie życie. Czy "Terminator 2" jest filmem komercyjnym? W dzisiejszych czasach każdy film jest komercyjny, nie oszukujmy się. Media ogarnęły świat, wszystko, co jest produkowane,  powstaje głównie po to, by zarobić więcej niż wydać. Jednakże są filmy, które poza zarobkiem mają inny cel. Mianowicie pokazanie czegoś, zaistnienie w historii kina, wpłynięcie na postępowanie ludzi. Ten film zapewne do nich należy. Rewolucyjny pod względem technicznym, wyznaczający nowe ścieżki dla młodszych produkcji - "Terminator 2" - zdecydowanie zasługuje na miano klasyki. Klasyki nie tylko kina akcji, bo mimo genialnej otoczki w postaci licznych eksplozji i rzetelnego dopracowania grafiką komputerową - posiada również wyjątkową fabułę, rozbudowaną problematykę skłaniającą do głębszych zastanowień i specyficzny klimat znacznie przewyższający pierwszą część ("T1"), pochopnie nazywaną szkieletem "T2". Niemniej jednak muszę stwierdzić, że trzecia odsłona "Terminatora" to nieporozumienie. Idealny "sad end" chwytający za serce został ukazany w "Dniu sądu", a kontynuacja psuje smak całokształtu. Jednak czy dobrze się stało, że "Terminator 2: Dzień sądu" ujrzał światło dzienne? By rozwiać wątpliwości tych, którzy je mieli, odpowiadam: Owszem, bardzo dobrze się stało, a światowa kinematografia bez drugiej części "Terminatora" więcej by straciła, niż zyskała...
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Powstały w 1984 roku "Terminator" stał się niespodziewanym przebojem. O sequelu mówiło się zaraz po... czytaj więcej
Gdy w 1984 roku James Cameron nakręcił pierwszego "Terminatora", nikt łącznie z nim samym nie liczył na... czytaj więcej
Zwykło się mawiać, że kontynuacja przeboju nigdy nie dorówna pierwowzorowi. W dużej mierze to prawda,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones