Recenzja filmu

Wenus w futrze (2013)
Roman Polański
Emmanuelle Seigner
Mathieu Amalric

Wenus zakryta futrem

Wiele powiedzieć można o nowym filmie Romana Polańskiego – nie to wszakże, aby podzielił on recenzentów. "Rotten tomatoes" wlepia "Wenus w futrze" aż siedem świeżutkich pomidorów i zaledwie
Wiele powiedzieć można o nowym filmie Romana Polańskiego – nie to wszakże, aby podzielił on recenzentów. "Rotten tomatoes" wlepia "Wenus w futrze" aż siedem świeżutkich pomidorów i zaledwie jednego "zgniłka" (stan na 22.11.2013). Polscy krytycy są jeszcze bardziej jednomyślni w pochwałach: z ponad trzydziestu recenzji, jakie napotkałem w mediach tradycyjnych i elektronicznych – krytyczne były dwie, góra trzy. Dziwi mnie ów powszechny zachwyt, bowiem tę adaptację sztuki teatralnej Davida Ivesa opartej na dziewiętnastowiecznej powieści erotycznej Leopolda von Sacher-Masocha z przykrością uznać muszę za rozczarowanie – być może największe, jakiego w tym roku doznałem w kinie. Szczególnie po tym, gdy dowiedziałem się, że najnowszy projekt filmowy mojego ulubionego reżysera ukazywać ma perwersyjną damsko-męską grę poniekąd zapożyczoną z rewelacyjnych w mej opinii "Gorzkich godów". Przyznam, że liczyłem na arcydzieło – toteż i zawód jest boleśniejszy. 

Bo choć prawdą jest, że stary mistrz nakręcił obraz kunsztowny, efektowny, nietuzinkowy, od strony formalnej nieledwie perfekcyjny, to jednak jego teatralność (rozumiana zarówno dosłownie, jak i w przenośni) zwycięża nad autentycznym kinowym przeżyciem. Jak już zdążyłem zaznaczyć, mamy tu do czynienia z ekranizacją sztuki (a ściślej: z ekranizacją ekranizacji) i fakt ten zaciążył nad produkcją w sposób zasadniczy, by nie rzec: absolutny. Wszelako byłbym dyletantem, gdybym nie dostrzegł w najnowszej propozycji autora "Pianisty" wyśmienitej reżyserii, nader sugestywnej pracy operatorskiej Marka Edelmana, frapującej muzyki Alexandre'a Desplata, czy bardzo dobrych – głównych, dwóch i jedynych zarazem - ról aktorskich (aczkolwiek – szczególnie w przypadku nazbyt chyba ostentacyjnej w swych szarżach Emmanuelle Seigner – z pewnością niewybitnych). I w zasadzie "Wenus w futrze" ma jedną tylko wadę, wszakże taką, która potrafi przechylić szalę ponad wszystkie wymienione i niewymienione wcześniej atuty i sprawić, że zmuszony jestem określić film mianem nieudanego. Otóż jest on praktycznie pozbawiony ładunku emocjonalnego, co niestety sprawia, że widz nie jest w stanie zaangażować się w opowiadaną historię. Cofnijmy się o dwie dekady, do wspomnianych wyżej "Gorzkich godów". Czegóż tam nie było: miłość totalna, obłędna, szalona, wyczerpująca, destrukcyjna... Tak chętnie przez siebie ukazywaną relację dominujący-podległy naszpikował Polański mocą pasjonujących zwrotów akcji, zdumiewających zmian ról, niesamowitych przewrotek fabularnych. Wypływający z seksualnego opętania pojedynek psychologiczny przekształcał się sukcesywnie w próbę sił tak intensywną, że wręcz rozrywającą ekran – zniewalającą i niepozwalającą o sobie zapomnieć... Na tym zachwycającym tle ostatni obraz twórcy "Chinatown" prezentuje się jako popis cokolwiek zmanierowanego mistrza pragnącego zrobić prezent sobie i swej pięknej małżonce (odtwórczyni roli tytułowej Wenus) – niekoniecznie zaś widzowi. Bo chociaż dla bardziej zorientowanego odbiorcy gratką może być odnajdywanie w dialogach odniesień literackich, aluzji kulturowych, czy wtrętów filozoficznych – pozostanie mu to czynić w sposób chłodny, zdystansowany, rzec by można: akademicki. Film jest bowiem zduszony przez swą umowność, pozę, sztuczność. Polański nie był w stanie wyprowadzić go poza rzeczoną teatralność. A może nie chciał? Faktem jest, że "Wenus w futrze" nie porusza, nie wywołuje głębszych uczuć, nie wywołuje w zasadzie żadnych uczuć – może poza zachwytem nad warsztatowym aspektem dzieła, nad stroną techniczną, nad jego formą. Lecz to nie wystarcza. Cóż nam po najwspanialszym nawet opakowaniu, skoro niepodobna dostać się do jego zawartości, skoro treść jest nam niedostępna? 

W tej sytuacji pozostaje mi cieszyć się z niesłabnącej aktywności twórczej polskiego reżysera i mieć nadzieję, że już wkrótce spożytkowana będzie ona dalece bardziej efektywnie. Innymi słowy: liczę na to, że po dwóch pozostawiających sporo do życzenia próbach realizacji teatru w kinie, czy też kina w teatrze (casus naszej "Wenus...") Roman Polański nakręci znów pełnokrwisty film z prawdziwego zdarzenia, na miarę swojego wielkiego talentu. Afera Dreyfusa? Czekam!
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po udanej "Rzezi" Roman Polański postawił przenieść na ekrany kolejną sztukę teatralną. "Wenus w futrze"... czytaj więcej
Po błyskotliwej ekranizacji "Boga rzezi" Yasminy Reza Polański jeszcze raz postawił na teatr na ekranie.... czytaj więcej
Dzisiejsze propozycje kinowe, szczególnie produkcji amerykańskiej, zachwycają efektami specjalnymi, a... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones