Recenzja filmu

Dwa oblicza zemsty (1961)
Marlon Brando
Karl Malden
Katy Jurado

Western psychologiczny?!

Precedens. Marlon Brando "przed" i "za" kamerą. Ten jeden jedyny raz. Czy legendarny aktor, wielbiony przez pokolenia wirtuoz kina, ikona buntownika, był również dobrym reżyserem? Odpowiedź jest
Precedens. Marlon Brando "przed" i "za" kamerą. Ten jeden jedyny raz. Czy legendarny aktor, wielbiony przez pokolenia wirtuoz kina, ikona buntownika, był również dobrym reżyserem? Odpowiedź jest twierdząca, a ten film niechaj będzie tego namacalnym dowodem. Brando był równie kontrowersyjny i niekonwencjonalny, jako aktor i jako reżyser. Wszak western z psychologicznym zacięciem w latach 60' miał prawo wzbudzać niemałe kontrowersje. Historia - wydawać by się mogło - typowa dla gatunku. Zdradzony przez wspólnika rabuś (w tej roli Marlon Brando) trafia do więzienia i poprzysięga zemstę. Wspólnik jednak - w którego rolę brawurowo wcielił się Karl Malden - zostaje szeryfem pewnego miasteczka. Żądny zemsty Rio nie baczy na wszelkie przeszkody, dopóki nie poznaje pasierbicy szeryfa - Louisy. Właśnie rozwinięty wątek miłosny to jeden z aspektów, które wyróżniają ten western, bowiem do 1961 roku (później zresztą też) rola kobiety w westernie była nagminnie marginalizowana. Bohaterzy westernów najpierw robili to, co uważali za słuszne (czyt. zabijali tych, którzy im z jakiegoś powodu "nie leżeli"), a dopiero potem pytali się o zdanie kobiety. U Brando jest inaczej. O losach zemsty i życiu zdrajcy zadecydować może uczucie, jakie połączyło dwóch kochanków. Ich relacje, rozmowy mogą też wpłynąć na ich własny los. Mogą, ale nie muszą. "Dwa oblicza zemsty" to jeden z pierwszych antywesternów w historii kinematografii. Antywestern, na którym krytycy z początku nie zostawiali suchej nitki, a sam król westernu - John Wayne - subtelnie ujmując, nie był zwolennikiem, ani antywesternu (pewnie dlatego, że aktorskie wyzwania narzucane przez nową erę gatunku przekraczały możliwości mimo wszystko słabej warsztatowo legendy kina), ani Marlona Brando. Brando był perfekcjonistą i właśnie w tym filmie, nie w "Ojcu Chrzestnym", najbardziej to widać. Z początku wcale nie zamierzał brać się za wyreżyserowanie tego filmu. Niestety, wszyscy reżyserzy z Samem Peckinpahem na czele rezygnowali z współpracy z Brando po kilku dniach. Za dużo wymagał. Za bardzo narzucał własne idee. W końcu, wkroczył do akcji - stworzył dzieło kompletne i ponadczasowe. Należy wyliczyć dobrze zbudowaną intrygę, doskonale napisane dialogi (zwłaszcza pomiędzy i Rio i Louisą), świetną pracę kamery i - jak to zwykle w filmach z Brando - genialną grę aktorską. Marlon po raz kolejny udowodnił, że potrafił wcielić się w każdą postać i zagrać ją tak, jak nie potrafił tego zrobić nikt inny. Tym razem jednak Karl Malden, który dosyć często partnerował Brando w latach 50' ("Na nabrzeżach", "Tramwaj zwany pożądaniem"), spisał się równie dobrze. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że była to najlepsza rola w dorobku tego aktora (mimo że do samego filmu nastawiał się dosyć sceptycznie). "Dwa oblicza zemsty" to klasyka antywesternu, jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy na swoim gatunkowym podwórku. Szkoda tylko, że w latach 60' wzgardzono nim, a odpowiedzialny za porażkę Marlon Brando popadł w niełaskę producentów.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
[center]Uwaga! Recenzja zawiera spoilery! [/center] Marlon Brando wywrócił kino kowbojskie do góry... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones