Western znów zachwyca!

Za oficjalną datę "śmierci" westernu jako gatunku filmowego przyjęto premierę arcydzieła Clinta Eastwooda pt. "Bez przebaczenia". Po roku 1992 rzeczywiście nie powstała żadna wybitna opowieść o
Za oficjalną datę "śmierci" westernu jako gatunku filmowego przyjęto premierę arcydzieła Clinta Eastwooda pt. "Bez przebaczenia". Po roku 1992 rzeczywiście nie powstała żadna wybitna opowieść o czasach Dzikiego Zachodu. Co prawda, kolejni reżyserzy podejmowali – mniej lub bardziej udane – próby wskrzeszenia gatunku. W ostatnim 15-leciu mogliśmy obejrzeć m.in. bardzo dobrego "Wyatt Earpa" z K. Costnerem w roli tytułowej, żenujący "Bardzo Dziki Zachód" czy przeciętne "Bezprawie" stworzone przez wspomnianego wyżej aktora. Jednakże żaden z tych filmów nie dorównał pozycji Eastwooda. Czy jednak aby na pewno western „umarł śmiercią naturalną” i pozostało nam czekanie na nowe obrazy, będące tylko nieudolną próbą naśladowania genialnych pierwowzorów? Na to pytanie jeszcze parę miesięcy temu odpowiedziałbym twierdząco. Moje zdanie na ten temat zmieniło się jednak po projekcji najnowszego dzieła Andrewa Dominika pt. "Zabójstwo Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda". Jako osoba już nieco „zaznajomiona” z tematyką westernu mogę szczerze stwierdzić: w końcu – po przeszło 15 latach – doczekaliśmy się rewelacyjnego (pod każdym względem) obrazu, który za parę lat zostanie zapisany do wytrawnego grona klasyki gatunku! Film opowiada prawdziwą historię końca jednej z największych legend Dzikiego Zachodu. Jesse James to postać w pełni autentyczna. Żył w latach 1847-1882, był rewolwerowcem i bandytą, zajmował się napadami na pociągi, banki i dyliżanse. Życiorys tego legendarnego przestępcy znamy, gdyż został nam przybliżony przez innych twórców już lata przed dziełem Dominika. Co więc czyni obraz wyjątkowym? Otóż, wszystkie inne westerny przedstawiały postać Jesse'ego jako bohatera, człowieka, który zabiera bogatym, a oddaje ubogim. Wszystkie inne wcześniejsze pozycje gatunku skupiały się raczej na latach wzmożonej działalności gangu Jamesów. Przy czym stawały się pełne strzelanin, napadów, akcji. Dzieło Dominika nie ma żadnej z tych cech. To western zupełnie inny od poprzedników. Filmowy Jesse to bezwzględny zabójca, nieufający nikomu i do tego cierpiący na depresję. Obraz jest szczegółowym zapisem ostatnich lat życia legendy Dzikiego Zachodu. Nie znajdziemy tu także szybkich zwrotów akcji, widowiskowych strzelanin czy rabunków przez cały czas. To niewątpliwie jest czymś przełomowym w kanonie westernu ostatnich 15 lat! W "Zabójstwo Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda" reżyser zamiast na szybką, akcję postawił na niezwykle bogato przedstawione portrety psychologiczne głównych bohaterów. Jesse James w dziele Dominika to zabójca, który odczuwa zmęczenie ciągłą ucieczką. Pragnie wycofać się z profesji, ma kochającą żonę i dzieci. Nikomu nie ufa, staje się coraz bardziej zamknięty w sobie, przez co odwraca się od niego nawet brat. Jak mówi narrator: „Jesse nie czuł wyrzutów sumienia ani z powodu napadów, które dokonał, ani z powodu 17 zabójstw, do których się przyznał”. Ten cierpiący na załamanie bandyta staje się nieobliczalny. Boją się go nawet przyjaciele. I słusznie, bowiem najmłodszy z braci Jamesów we wszystkim doszukuje się spisku – wszędzie widzi agentów oraz bezwzględnie zabija podejrzewanych o zdradę dawnych kompanów. Jesse to niewątpliwie najciekawsza postać filmu. Drugą, niesłychanie ważną osobą w dziele jest Robert Ford. To młodzieniec zafascynowany gangiem Jamesów, zwłaszcza najmłodszym z nich. Jest bezustannie wyśmiewany i pogardzany przez znajomych, jednak udaje mu się wkraść w łaski Jesse'ego. Bob jest tchórzem i podstępnym zdrajcą – wydaje władzom kolejnych członków gangu, a także obiecuje gubernatorowi, że wyda ich przywódcę. Robert to człowiek nerwowy, nie mający własnego zdania. Spędza dużo czasu z legendarnym zabójcą, ale sam rzadko mówi, co myśli. Pragnie sławy, jaką posiada jego ulubieniec. W "Zabójstwo Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda" Dominik rewelacyjnie przedstawia złożoną relację między tytułowymi bohaterami. Bob jest zafascynowany najmłodszym z Jamesów. Ma bogaty zbiór artykułów i książek, opiewających wyczyny gangu. Pragnie być taki jak jego idol – sławny i podziwiany. Natomiast Jesse, choć ufa tylko Fordowi, często nim pogardza i nie docenia młodzieńca. Wie, że dla niego jest źródłem fascynacji, ale nie lubi takiego zachowania 20-latka. W jednej ze scen słyszymy bezpośrednie pytanie: "Chcesz się do mnie upodobnić, czy po prostu się mną stać?". Podobnie, gdy młody Ford wymienia ulubieńcowi podobieństwa między nimi, ten opowiada mu niezbyt pochlebną historię pewnego żołnierza, z którym znał się podczas wojny. Robert nie zauważa, że to, co on sam pragnie osiągnąć, stało się przekleństwem dla Jamesa. Obaj podążają w stronę autodestrukcji. To wszystko doprowadza do tragicznego dla obu końca… Dzieło to niezwykły popis gry aktorskiej. Brad Pitt w roli całkowicie innej niż zwykle. Przyzwyczailiśmy się do jego ról filmowych amantów, a tymczasem tym obrazem udowadnia, że potrafi być znakomitym aktorem. Jest niesłychanie wiarygodny w roli Jesse'ego – podkrążone oczy, depresyjny wyraz twarzy, świetna mimika. Aż dziw, że ta kreacja nie przyniosła mu choć nominacji do Oskara. Wyróżnienie te zdobył natomiast Casey Affleck, wcielając się w Roberta Forda. Bob w jego interpretacji rzeczywiście jest tchórzem, który nie wzbudza w widzu sympatii. Na szczególną pochwałę zasługuje również Sam Rockwell, czyli filmowy Charley Ford. Nie jest on gorszy od Pitta i Afflecka, dostał tylko mniejszą rolę do zagrania. Także dalsza obsada trzyma klasę, mimo iż nie znajdziemy w niej sławnych nazwisk. "Zabójstwo Jesse'ego Jamesa..." to majstersztyk, jeśli chodzi o stronę wizualną. Przepiękne zdjęcia, autorstwa Rogera Deakinsa (nominacja do Oskara) przedstawiają naturalne krajobrazy Kanady. Również wspaniała, melancholijna muzyka przyczynia się do powstania niezwykle klimatycznego obrazu. Dobrym zabiegiem było wprowadzenie narratora oraz zwolnienie akcji poprzez pokazywanie głównego bohatera na tle krajobrazów. To wszystko czyni film bardzo realistycznym i szczegółowym. Dzieło Dominika nie jest przeznaczone dla tzw. zjadaczy popcornu, którzy w kinie szukają jedynie rozrywki i dobrej zabawy. Tu nie znajdziemy ani szybkiej akcji, ani zabawnych sytuacji. Western ten to przejmująco smutna i – można by stwierdzić – powolnie rozgrywająca się opowieść o upadku moralności, przyjaźni i zasad. To utwór o drodze do autodestrukcji i końca jednej z największych legend Dzikiego Zachodu. Wytrawny odbiorca, szukający czegoś więcej niż dobrej zabawy na pewno doceni najnowsze arcydzieło gatunku. Być może na kolejne przyjdzie nam czekać znowu 15 lat…
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jesse James (Brad Pitt) to postać historyczna. Przestępca żyjący w latach 1847-1882, przyznawał się do... czytaj więcej
Urodzony w stanie Missouri, syn pastora, sympatyzujący w czasie wojny z konfederatami, przywódca bandy... czytaj więcej
Klasyczny western to gatunek wypełniony po brzegi strzelaninami, rewolwerowcami, Indianami etc., ale... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones