Recenzja serialu

Syzyfowe prace (1998)
Paweł Komorowski
Łukasz Garlicki
Bartłomiej Kasprzykowski

Wielbiciele Żeromskiego strzeżcie się

Lubię Żeromskiego. Uważam, że był jednym z najwybitniejszych pisarzy jakimi może poszczycić się polska literatura i nie rozumiem panującej wszechobecnie niechęci do jego dzieł i stylu
Lubię Żeromskiego. Uważam, że był jednym z najwybitniejszych pisarzy jakimi może poszczycić się polska literatura i nie rozumiem panującej wszechobecnie niechęci do jego dzieł i stylu pisarskiego. Wszyscy, którzy mieli okazję czytać doskonałą powieść Libery "Madame" wiedzą zapewne, jakie zjawisko mam na myśli. Autor książki poświęcił w niej sporo miejsca na krytykę zarówno Żeromskiego jak i jego sposobu pisania, który zdaniem Libery był fatalny. Cóż, każdy ma prawo do swojego zdania. Libera Żeromskiego nie lubi a ja mógłbym kilka rzeczy zarzucić "Madame", która mimo, iż jest pozycją dobrą to jednak ma, moim zdaniem, kilka sporych wad. Nie będę tu jednak wdawał się w rozważania na temat sympatii i antypatii, które otaczają osobę Żeromskiego, ale zajmę się najnowszą ekranizacją "Syzyfowych prac" tegoż autora, która właśnie trafiła na nasze ekrany Na wstępie należy zaznaczyć, iż ów film był już pokazywany widzom w polskiej telewizji jako serial i musze przyznać, że bardzo mi się podobał. Producenci doszli jednak do wniosku, że warto serial nieco skrócić i wprowadzić do kin a wtedy będzie można zarobić jeszcze parę złotych, ponieważ wiadomo, że uczniowie wszystkich szkół uczynią wszystko, żeby choć na jeden dzień wyrwać się ze szkoły i z tego też powodu namówią swoich nauczycieli na klasową wycieczkę do kina. Ktoś mógłby się ze mną nie zgodzić i powiedzieć, że to nieprawda, ale zapewniam, że kiedy wybierze się na seans i obejrzy omawiany film na pewno zmieni zdanie "Syzyfowe prace" są bowiem filmem niespójnym i mówiąc potocznie "nie trzymającym sie kupy" (przepraszam jeśli niektórych uraziłem słowem kupa). Twórcy wybrali z serialu kilka najważniejszych ich zdaniem wątków i połączyli to wszystko w całość licząc na to, iż tego rodzaju zabiegi nie będą miały wpływu na odbiór obrazu. Niestety, pomylili się. Fabuła bowiem rwie się a wiele elementów, które zdecydowano umieścić się w obrazie sprawia wrażenie niepotrzebnych. Najwyraźniej widać to na przykładzie wątku Biruty. Przez cały czas trwania filmu bohaterka ta nie odzywa się do głównego bohatera nawet jednym słowem i gdybym nie czytał książki to długo zastanawiałbym się skąd i po co ona się tam w ogóle wzięła. Najwyraźniej producenci potrzebowali nazwiska Alicji Bachledy-Curuś, żeby umieścić je na plakacie w charakterze "lepu na widza" i tylko dlatego zdecydowali się na jej pozostawienie w filmie. Podobnie rzecz się ma z innymi wątkami. W efekcie, jeżeli autorzy filmu chcieli przekonać widzów do prozy Żeromskiego to odnieśli zupełnie odwrotny skutek bowiem po seansie można faktycznie odczuć niechęć do dzieł tego wielkiego pisarza. Nie chcę całkowicie pogrążać "Syzyfowych prac", ponieważ jak już napisałem wcześniej emitowany w telewizji serial, który posłużył za podstawę filmu kinowego, był naprawdę dobry i jego obejrzenie sprawiło mi dużo przyjemności. Zatem wszystkich widzów nie mających ochoty sięgać po książkę zachęcam do obejrzenia powtórki serialu, która na pewno będzie miała miejsce w naszej telewizji (a znając ją będą to powtórki częste i wielokrotne a do tego na wszystkich kanałach). Mam jednak nadzieję, iż w przyszłości producenci filmowy zahamują nieco swój pęd za kasą i oszczędzą nam tego rodzaju "atrakcji" Pozostałe elementy obrazu, czyli aktorstwo, reżyseria, muzyka etc. stoją na przyzwoitym poziomie i gdyby twórcom chciało się poświęcić trochę więcej czasu na napisanie nowego, kinowego scenariusza to z tą obsadą "Syzyfowe prace" mogłyby stać się filmem zasługującym na uwagę. Niestety, zabrakło chęci, czasu a może po prostu autorzy uznali, że młodzież szkolna pójdzie na wszystko byle tylko wyrwać się z "budy". Takie podejście do pracy nie wyszło jednak na dobre ani im ani ewentualnym widzom "Syzyfowe prace" nie są (jak już wszyscy wiedzą) filmem dobrym. Nie polecam nikomu a już w szczególności miłośnikom prozy Żeromskiego, którzy po projekcji mogą poczuć żywą nienawiść do twórców ekranizacji za perfekcyjne skopanie doskonałej powieści. Jest jednak w tym filmie scena, którą mimo tych wszystkich wad warto zobaczyć. Mam na myśli fragment, w którym na jednej z lekcji polskiego Zygier recytuje "Redutę Ordona" Mickiewicza. Grający Zygiera Tomasz Piątkowski tak wspaniale recytuje wiersz autorstwa naszego wieszcza, że słuchając go nawet Ci, którzy poezji nie lubią dostrzegą, usłyszą i zrozumieją kryjące się w niej piękno.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones