Recenzja filmu

Bank Lady (2013)
Christian Alvart
Nadeshda Brennicke
Charly Hübner

Wolną być

Fani poprzednich dokonań reżyserskich Christiana Alvarta będą mocno zaskoczeni tym, co przygotował Niemiec. Zamiast ponurych klimatów, mamy niezwykle precyzyjnie wystylizowaną opowieść oddającą
Niemcy, połowa lat 60. Miejsce kobiet jest w pracy, kuchni i łóżku. A przynajmniej tak to wygląda z perspektywy Giseli Werler, tytułowej bohaterki filmu "Bank Lady". Jednak Giseli nie wystarcza nudna praca w fabryce tapet, jeszcze nudniejszy pseudochłopak pracujący w tej samej fabryce i najnudniejsza w tym wszystkim rodzina, z którą zmuszona jest mieszkać. Gisela ma marzenia, drogie marzenia, które wydają się niemożliwe do zrealizowania. Wszystko zmienia się, gdy na swojej drodze spotyka Hermanna. Kiedy odkryje jego sekret, otworzą się przed nią wrota do wolności. Jednak droga, którą Gisela wybierze, z samej swej definicji jest pełna wybojów, fałszywych odnóg, pokus i niebezpieczeństw. Dziewczyna szybko odkryje nie tylko jasną, ale i ciemną stronę wolności.



"Bank Lady" to opowieść o kobiecej emancypacji. Kluczowa dla zrozumienia bohaterki i świata, w jakim żyje, jest scena jednego z pierwszych napadów, jakich dokonuje. Kiedy ogłasza pracownikom banku, że to napad, nikt nie traktuje jej poważnie, w końcu jest kobietą, a kobiety nie robią "takich rzeczy". Jest jeszcze jedna scena w tym filmie, równie istotna. To moment, w którym Gisela przejmie inicjatywę, to ona zacznie rozdawać karty, a Hermann będzie musiał podążać za nią. Te dwa momenty definiują całą istotę filmu. Na początku bohaterka jest więźniem systemu, napady stają się dla niej nie tyle środkiem do zdobycia pieniędzy (ba, ona większość z tego, co zrabuje, w ogóle nie spożytkuje!), lecz wyrazem jej wolności. Jako Bank Lady jest w końcu wolna, odkrywa, co to znaczy być kobietą i trzymać swoje życie we własnych rękach. Tego poczucia swobody nie można kupić i raz go zdobywszy, nie można porzucić. Reżyser, przy bardzo wydatnej pomocy Nadeshdy Brennicke, potrafił to doskonale pokazać.



Fani poprzednich dokonań reżyserskich Christiana Alvarta będą mocno zaskoczeni tym, co przygotował Niemiec. Zamiast ponurych klimatów, mamy niezwykle precyzyjnie wystylizowaną opowieść oddającą realia lat 60. ubiegłego wieku. "Bank Lady" to kino wycyzelowane, ze świetnymi kostiumami, zdjęciami i montażowymi sekwencjami. Alvart czaruje nas zabiegami formalnymi, zabierając nas w podróż w czasie do świata, który dziś wydaje się niemal nieprawdopodobny w swej odmienności od współczesnych obyczajów.  "Bank Lady" jest zarazem kinem egzotycznym i bardzo przystępnym, lekkim, ale i skłaniającym do refleksji.

Wydaje się jednak, że nie wszystko reżyserowi wyszło, a może przeciwnie: udało mu się aż za dobrze. Jest w "Bank Lady" kilka scen, kiedy stylistyka kiczu produkcji filmowych tamtej epoki przestaje sprawiać wrażenie udawanej. W tych momentach całość staje się żenująco niezdarną produkcją, przerysowaną i sztuczną, przywodzącą na myśl polskie pseudokryminalne seriale w stylu "W-11". Na szczęście reżyser równoważy je kilkoma smakowitymi daniami, a najciekawsze są niektóre sekwencje napadów na banki. I z tego też powodu, choć film jest nierówny, mimo wszystko pozostawia po sobie pozytywne wrażenie.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones