Recenzja filmu

Popiełuszko. Wolność jest w nas (2009)
Rafał Wieczyński
Adam Woronowicz
Marek Frąckowiak

Wolność pod sutanną

To, co widzimy na ekranie, wygląda jednak jak efekt pracy bogobojnych artystów pracujących pod groźbą ekskomuniki. Gdy w grę wchodzi kino na chwałę Pana, nie trzeba wdawać się w subtelności.
Przygotowania do realizacji tego filmu trwały ponoć kilka lat. To, co widzimy na ekranie, wygląda jednak jak efekt  pracy bogobojnych artystów pracujących pod groźbą ekskomuniki. Gdy w grę wchodzi kino na chwałę Pana, nie trzeba wdawać się w subtelności. Wystarczy szczera wiara i natchniony zapał. W efekcie "Popiełuszko" przypomina jasełka wystawiane przez katechetkę – po scenariuszu przechadzają się tabuny postaci z kiepską charakteryzacją (cóż to za koszmarna broda Radosława Pazury?!) i drętwymi kwestiami do wygłoszenia. W zasadzie to nie jestem nawet pewien, czy obraz Rafała Wieczyńskiego posiada jakikolwiek scenariusz. Przed oczami widza przelatuje mnóstwo scenek, które rzadko kiedy mają ze sobą coś wspólnego. Najpierw obrazek z dzieciństwa księdza, potem skok w czasy, gdy odbywał służbę wojskową, aż wreszcie dochodzimy do kapłańskiego posłannictwa oraz walki słowem i czynem z komuną. Kiedy w filmie nic już się nie klei, reżyser wrzuca archiwalne urywki, w których widzimy prawdziwego Popiełuszkę. Ten filmowy (Woronowicz) to cichuteńki baranek niepotrafiący nawet zaśpiewać odpowiednio głośno pieśni w trakcie nabożeństwa. Początkowo wydaje się, że postać będzie ewoluować wraz z przyspieszeniem historycznej maszyny – zacznie nabierać charyzmy i siły. Tak się jednak nie dzieje, więc widz za cholerę nie wie, czym Popiełuszko przyciąga do siebie tyle osób. W jednej z bardziej spektakularnych scen obserwujemy, jak z powodu deszczu otwierają się tysiące parasoli należących do ludzi, którzy przyszli na mszę. Ładny obrazek, ale nie wierzy mu się ani przez chwilę. Resztki energii wysysa z filmu fuszerka realizatorów – tempo jest bowiem ślamazarne, a napięcie znikome. Aby podkręcić akcję, na ulice zostają wysłane czołgi i zomowcy z gumowymi pałami. Aż boję się pomyśleć, jakich gadżetów używają w sypialni członkowie ekipy filmowej, skoro tyle uwagi poświęcają narodowemu cierpieniu we wszystkich możliwych wydaniach. Martyrologia z rzadka tylko przerywana jest dowcipnymi fragmentami służącymi jako preparat odbrązawiający Popiełuszkę. Ksiądz ma swoje drobne słabości – nie może rzucić palenia papierosów, a kiedy indziej marzy mu się portret olejny. Całkiem nieźle dogaduje się za to z prostymi robotnikami  i młodzieżą. Nie potępia pewnej dziewczyny, gdy ta wyjawia mu, że mogłaby wyjechać na Zachód. Ba, daje jej swoje błogosławieństwo! Najciekawiej wypadają jednak sceny zbliżające nas do tragicznego finału. Bohater coraz bardziej zaczyna sobie uświadamiać, że będzie musiał się poświęcić, aby doszło do narodzin mitu. Analogie z życiorysem Jezusa brzmią naciąganie, ale twórcom jak ulał pasują do wpisania Popiełuszki w poczet Chrystusów narodu polskiego. Tytuł filmu Marka Koterskiego głosi, że wszyscy nimi jesteśmy. Kaźń może na nas czekać również w miękkim fotelu kinowym, więc uważajcie, zanim zrezygnujecie z kartkówki na rzecz "Popiełuszki".
1 10
Moja ocena:
3
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Od czasu do czasu w polskich kinach pojawiają się albo filmy nastawione na sukces komercyjny ("Tylko mnie... czytaj więcej
Kiedy niemal cztery lata temu zapadła decyzja o produkcji polskiego filmu o życiu księdza Jerzego... czytaj więcej
Gdy do polskich kin wchodzą filmy oparte na prawdziwych historiach widz często od razu chwyta się za... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones