Recenzja filmu

Likwidator (2013)
Jee-woon Kim
Arnold Schwarzenegger
Forest Whitaker

Wspomnień czar

Kiedy to po ostatniej części "Terminatora", "Buncie Maszyn", Arnold Schwarzenegger zapowiedział koniec kariery na rzecz objęcia stanowiska gubernatora Kalifornii, nie wierzyłem własnym uszom.
Kiedy to po ostatniej części "Terminatora", "Buncie Maszyn", Arnold Schwarzenegger zapowiedział koniec kariery na rzecz objęcia stanowiska gubernatora Kalifornii, nie wierzyłem własnym uszom. Kino akcji bez jednego z najbardziej rozpoznawalnych i charakterystycznych aktorów lat osiemdziesiątych? Nie może być.

Arnold co prawda pojawiał się na przestrzeni ostatnich lat w kilku produkcjach, jednak grał co najwyżej epizodyczne role ("W 80 dni dookoła świata", "Witajcie w dżungli"). Większy angaż dostał do autoironicznego filmu, będącego hołdem złożonym hitom lat osiemdziesiątych - "Niezniszczalnych", oraz jego sequelu, na specjalne zaproszenie Sylvestra Stallone. Niebywały sukces tych filmów oraz ciągłe zapotrzebowanie wśród widzów na klasyczne produkcje akcji z niepokonanymi bohaterami zachęcił Schwarzeneggera do powrotu na ekrany kin. Zgodnie z kultową sentencją Arnolda pojawiającą się w niejednym filmie - "I will be back" - twardy Austriak powrócił, i to nie w byle jakim stylu.

"Likwidator" w reżyserii Jee-woon Kima to interesujący film akcji z niezłym klimatem, wykonany w humorystycznej konwencji. Chociaż nie starczyłoby palców obu rąk do wyliczenia produkcji podobnych do "Likwidatora", film oferuje dynamiczną akcję, niezniszczalnego bohatera, krzyżującego plany swoim antagonistom, jak również ogromne pokłady wysokiej jakości humoru. Dodatkowo odznacza się na tle współczesnych produkcji nietypowym klimatem, a towarzysząca nam przez cały film lekko zakręcona atmosfera oraz wyjątkowy nastrój wciągają bez reszty i nie pozwalają się nudzić.

Najnowszy film Schwarzeneggera został - tak jakby - podzielony na dwa segmenty. Pierwszy fragment, zdecydowanie mroczniejszy niż drugi, przedstawia próbę przetransportowania niebezpiecznego więźnia Corteza (Eduardo Noriega II) podczas której dochodzi do przechwycenia zbrodniarza i jego ucieczki. Obserwujemy w tej części desperackie próby zatrzymania zbiega przez agenta Johna Bannistera (Forest Whitaker) i poznajemy głównego bohatera obrazu, szeryfa Raya Owensa (Arnold Schwarzenegger), jego podopiecznych i zwyczajne, malutkie miasteczko, którym zarządza protagonista. Tutaj scenarzyści przedstawiają nam dość szczegółowo bohaterów oraz nakreślają całą intrygę, która z minuty na minutę coraz bardziej wciąga. Świetny Forest Whitaker potrafi wykorzystać swoje pięć minut i pokazuje klasę.

Druga część filmu to typowy film akcji, utrzymany w humorystycznej konwencji, w której pierwsze skrzypce gra Arnold Schwarzenegger i jego ekipa. Podczas tego fragmentu należy wyłączyć szare komórki i delektować się krwawą jatką. Absurdalność niektórych pomysłów inscenizacyjnych niekiedy zwala z nóg, jednak jest ona jak najbardziej zaplanowana. Scenarzyści, zdając sobie sprawę z niedorzeczności większości scen, przedstawili je w humorystycznej konwencji i przyprawili ogromną dozą ironii. Dzięki temu pozbywają się uciążliwego patosu, a podczas seansu trudno zachować powagę. Nie brakuje tutaj efektownych strzelanin, pościgów i walk na pięści.

Chociaż w filmie pełno jest schematycznych postaci, to wykreowani przez aktorów protagoniści są sympatyczni. Arnold Schwarzenegger to typowy, twardy, nieprzekupny oraz oddany swoim ludziom szeryf, który nie da sobie w kasze dmuchać. Trzeba przyznać, że jest to rola wprost dla niego stworzona - Arnold doskonale odnalazł się w roli szeryfa, zagrał jak za dawnych lat, sypiąc na prawo i lewo znanymi one-linerami. Warto wspomnieć, że do grona tych kultowych sentencji doszło kilka zupełnie nowych, równie udanych i zabawnych. Reszta spisała się przyzwoicie. Dobrym przykładem jest Luis Guzmán, lub Johnny Knoxville, których bohaterowie są równie zabawni i charakterystyczni co Arnolda. Nie zabrakło również twardej, ale uczuciowej kobiety - Sarah Torrance (Jaimie Alexander) czy przysłowiowego syna marnotrawnego - Franka Martineza (Rodrigo Santoro). Oboje tworzą ekranową parę.

"Likwidator" to film przeznaczony dla nieco starszych wyjadaczy kina akcji. Nie oszukujmy się, produkcja nie stara się rywalizować ze współczesnymi obrazami akcji i nie próbuje być też czymś, czym nie jest. To po prostu typowe, klasyczne kino akcji, z niezniszczalnym bohaterem, które pomimo słabych wyników finansowych znajdzie oddane grono widzów. Dla starszych kinomanów to pozycja obowiązkowa, prawdziwy powrót do przeszłości.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Były już gubernator Kalifornii powoli wraca na ekrany w starym, dobrym stylu. "Likwidatora" można... czytaj więcej
Znudzony dobiegającą końca karierą polityczną Arnold postanowił odwiesić przeciwsłoneczne okularki i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones