Recenzja filmu

Chciwość (2011)
J.C. Chandor
Kevin Spacey
Paul Bettany

Wyprzedaż przed kryzysem

Jest świetnie napisany, gęsty od emocji, a przede wszystkim wciąga. Ogląda się go jak thriller – dobre kino gatunków rozegrane w przestrzeni bez właściwości.
"Margin Call" to fachowy termin z dziedziny ekonomii, którym określa się: "Wezwanie do uzupełnienia depozytu zabezpieczającego dodatkowymi środkami, by pokryć pozycje. Ma miejsce po zmianie kursu niekorzystnej dla inwestora". J.C. Chandor wybrał go na tytuł swojego debiutu – trudno powiedzieć jednak, czy słusznie. Z jednej strony, kołem zamachowym filmu, którego akcja rozgrywa się na dzień przed kryzysem, jest właśnie "Margin Call", widmo bankructwa, wiszące nad ogromnym bankiem, który wszedł w posiadanie bezwartościowych derywatów kredytowych. Teraz próbuje po cichu je sprzedać innym inwestorom, zatajając informację o ich rzeczywistej wartości. Z drugiej strony mechanizmy obrotu pieniędzmi, wynaturzenia systemu kapitalistycznego nie są sednem tego filmu, wydaje się, że polski tytuł lepiej oddaje jego istotę.

Chandor nie roztrząsa, jak doszło do kryzysu, nie pokazuje recepty, jak z niego wyjść, nie oskarża – w filmie (w odróżnieniu od świetnego "Zbyt wielcy, by upaść", w którym wszyscy najważniejsi gracze na amerykańskim rynku finansowym zostają wymienieni z imienia i nazwiska) ani razu nie pada nazwa banku, w którym rozgrywa się akcja. Młodego reżysera interesuje nade wszystko specyfika pracy menadżerów i maklerów, a może raczej pokusy i żądze, którym ulegają.

Panowie, i tylko jedna pani, siedzą w szklanym wieżowcu, odseparowani od świata, obracają zupełnie abstrakcyjnymi sumami, zarabiają na tym tyle, że też ciężko to sobie wyobrazić. Żyją w wielkim stresie, marzą tylko o tym, żeby zarabiać jeszcze więcej, by mieć jeszcze droższe samochody, jeszcze bardziej luksusowe prostytutki, jeszcze lepsze garnitury. Ci, którzy są w firmie od niedawna, wykazują śladowe formy ludzkich odruchów, dla praktycznie całej reszty liczy się już tylko gra, którą napędza tytułowa chciwość.

Chandorowi udało się zgromadzić na planie naprawę imponującą ekipę aktorską. Gwiazdy takie jak: Irons, Spacey, Bettany, Baker, Tucci, Moore, porozmieszczane na różnych szczeblach bankowej hierarchii, świetnie odnajdują się w swoich rolach. Patrząc na takiego Ironsa człowiek myśli sobie, że został on wręcz stworzony do tego, by zasiadać na czele korporacji, by przylatywać na walne zgromadzenia zarządu helikopterem, by siać postrach wśród podwładnych.

Może to właśnie wina tych gwiazd, tak czy inaczej "Chciwość" miejscami wygląda jak ładna, hollywoodzka fantazja na temat tego, jak wygląda życie maklerów w drapaczach chmur – fantazja, która emanuje raczej specyficzną aurą, nastrojem, niż zajmuje się wyjaśnianiem świata. Można narzekać, że Chandorowi wystarcza kilka prostych prawd o ludzkiej naturze, że uniwersalne problemy przysłaniają mu lokalny kontekst. Można narzekać, ale lekko – film broni się na innych poziomach. Jest świetnie napisany, gęsty od emocji, a przede wszystkim wciąga. Ogląda się go jak thriller – dobre kino gatunków rozegrane w przestrzeni bez właściwości.
1 10 6
Rocznik '83. Absolwent filmoznawstwa UAM. Krytyk filmowy. Prowadzi dział filmowy w Dwutygodnik.com. Zwycięzca konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2007). Współzałożyciel nieistniejącej już "Gazety... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kryzys. Najczęściej powtarzane słowo w ostatnich miesiącach. Zdominowało gospodarkę, ekonomię, politykę,... czytaj więcej
Ten film pokazuje coś więcej niż początek kryzysu finansowego. Nie jest to też tylko obraz z życia firmy... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones