Recenzja filmu

Martwe zło (2013)
Fede Álvarez
Jane Levy
Shiloh Fernandez

Zło nie śpi!

Nie trzeba było długo czekać, aby w dobie remaków oraz rebootów starych klasyków przyszła pora na odmłodzoną wersję, kultowego obrazu Sama Raimiego, mianowicie "Martwego zła" z 1981 roku. Nowa
Nie trzeba było długo czekać, aby w dobie remaków oraz rebootów starych klasyków przyszła pora na odmłodzoną wersję, kultowego obrazu Sama Raimiego, mianowicie "Martwego zła" z 1981 roku. Nowa odsłona jednego z najbardziej popularnych straszaków lat osiemdziesiątych była ogromną zagadką aż do samej premiery. Szum medialny był ogromny, zaś dziesiątki tysięcy widzów z utęsknieniem wyczekiwało pojawienia się obrazu w kinach. Jednak chyba nieliczni, w tym również ja, wierzyli, że nowe "Martwe zło" nie podzieli losu innych, nieudolnie wykonanych i żerujących bezczelnie na pieniądzach fanów oryginałów remaków. Szczęśliwie obraz debiutującego na dużym ekranie Fede Alvareza (twórcy jak dotąd dwóch krótkometrażówek) okazał się wyjątkiem.
 
"Martwe zło" przedstawia standardową historię, dość mocno powiązaną z oryginałem. Mamy grupę nastolatków, którzy postanawiają spędzić weekend w chatce w  środku lasu. Chcą się dobrze bawić oraz wspólnie spędzić  czas, wspierając przy okazji Mię, która aktualnie walczy z uzależnianiem od narkotyków. Jednak sprawy powoli wymykają się spod kontroli. Problemem okazują się nie tylko napady agresji Mii, znajdującej się w fazie detoksu, lecz dziwna piwniczka wypełniona rozkładającą się zwierzęcą padliną, w której znajdują enigmatyczną księgę z intrygującym napisem "Naturom Demonto".

Historia przedstawiona w nowej wersji "Martwego zła" nie pokrywa się w stu procentach z oryginałem. Twórcy zachowali ogólny zarys fabuły oraz charakterystyczne elementy pierwowzoru. Zmienili natomiast bohaterów produkcji i wprowadzili kilka własnych rozwiązań, zmienili również zakończenie. W związku z tym nawet najwierniejsi fani oryginału, nie będą w stanie przewidzieć filmu w całości. W scenariuszu znalazło się też kilka niespodziewanych i mrożących krew w żyłach zwrotów akcji, które zwiodą na manowce niejednego miłośnika horrorów. Z takim inwentarzem film niejednokrotnie zaskakuje, choć jest prosty i dość wtórny jak na dzisiejsze standardy.

Młodsza wersja obrazu Raimiego rozpoczyna się z przytupem, już w pierwszych minutach twórcy serwują nam przedsmak tego, co będzie nas czekać w dalszej części filmu. Nie trącą czasu na zbędne dialogi. Po dość szybkim zapoznaniu się z głównymi bohaterami od razu przechodzą do sedna. Z minuty na minutę film robi się coraz mroczniejszy i bardziej dynamiczny. Z początku jest sporo schematów: opuszczona chatka w charakterystycznych kadrach, spowity w mgle las, rozkładająca się w piwniczce zwierzęca padlinę - niby nic wielkiego - a jednak niepokój wzrasta, aż w końcu staje się nie do wytrzymania. Mniej więcej w połowie twórcy przestają bawić się w kotka i myszkę z widzem i wykładają wszystkie karty - z tajemniczego horroru film zmienia się w krwawe i brutalne gore.

W nowej wersji "Martwego zła" nie ma miejsca na czarny humor. Produkcja jest na wskroś poważna i naprawdę budzi grozę. Twórcy muszą być znawcami gatunku, co widać po umiejętnie wykorzystanym oświetleniu, modulacji dźwięku (przeraźliwe krzyki i gwałtowne wyciszenia potrafią przyprawić o zawał serca), jak również scenografii. Wszystkie te elementy budują niesamowity, mroczny klimat, pełen napięcia i grozy. Jak przystało na gatunek gore, film jest niezwykle brutalny, niektóre sekwencje są wręcz sadystyczne oraz obrzydliwe, przez co bardziej wrażliwe osoby z trudem będę powstrzymywać się przed odwróceniem od ekranu głowy. Napiszę to jeszcze raz bardzo wyraźnie: film jest niezwykle krwawy, poszczególne sceny są mocne i szokujące. Do tego muszę dodać, że efekty gore wyglądają bardzo profesjonalnie.

Na uwagę zasługuje muzyka. Niektóre kawałki zapadają w pamięć i są wyjątkowo udane. Jest trochę tajemniczych utworów, do tego dynamicznych, pełnych wysokich oraz przeraźliwych tonów, które przyspieszają bicie serce; są też spokojne melancholijne melodie, usypiające uwagę kinomana. Po prostu doskonała robota.

Od strony aktorskiej nowe "Martwe zło" prezentuje się przeciętnie. Brakuje w nim wyrazistych postaci (w oryginale Ash ( Bruce Campbell) skradł widzom serca). Niestety, trudno przywiązać się w nowej wersji "Martwego zła" do bohaterów, którzy są mało ciekawi i słabo zarysowani, no może poza główną bohaterką, Mią, i jej bratem Davidem. Szkoda, jednak na pocieszenie zostają nam trzy piękne dziewczyny, które niewątpliwie cieszą oko.

Remake "Martwego zła" to obraz udany. Jeden z najlepszych filmów gore, jakie mogłem ostatnio oglądać. Na tle schematycznych i nie budzących strachu horrorów produkcja Fede Alvareza to rasowy straszak. Czy nowe "Martwe zło" jest równie udane co oryginał? Według mnie tak. Jednak o tym, czy dzieło Fede Alvareza stanie się klasykiem, tak kultowym jak jego poprzednik, zadecyduje czas oraz widzowie.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Tegoroczne ''Martwe zło'' to nowa wersja kultowego filmu z 1981 roku Sama Raimiego. Zapowiadana szumnie... czytaj więcej
Trzeba mieć naprawdę mocne nerwy i dużą wiarę w siebie, by zmierzyć się z klasyką kina grozy. Świat... czytaj więcej
Trzeba być naprawdę wrednym, aby wcisnąć ludziom nowatorski pomysł i nazwać go po latach kultowym. Do... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones