Recenzja filmu

Destrukcja (2015)
Jean-Marc Vallée
Jake Gyllenhaal
Naomi Watts

Z gruzu powstałeś…

W jednej z pierwszych scen filmu Davis przygląda się drzewu wyrwanemu przez wichurę, szukając w tym obrazie odzwierciedlenia własnej sytuacji życiowej. "Z jakiegoś powodu wszystko stało się
W "Destrukcji" Jean-Marc Vallee nie bawi się w subtelności. Stawia na mocne efekty, aktorskie szarże, wyraziste pointy i metafory tak kiczowate, jakby wyszły spod ręki nieślubnego syna Paulo Coelho i Terrence'a Malicka. W pogoni za efektownymi obrazami twórca "C.R.A.Z.Y." łamie reguły narracji i zasady logiki, a w "Destrukcji" dramaty bohaterów nikną wśród natłoku wątpliwej jakości ekranowych atrakcji. 



Snując opowieść o Davisie (Jake Gyllenhaal), młodym facecie, który musi poradzić sobie z tragiczną śmiercią żony, Vallee korzysta z filmowych prefabrykatów. Łączy klisze rodem z psychologicznego dramatu, absurdalnej komedii i inicjacyjnego feel-good movie w stylu "Mów mi Vincent". Zamiast opowieści o oswajaniu straty otrzymujemy od niego hybrydowy twór, którego kolejne wątki nie pasują do poprzednich, a pojawiające się postaci zamiast ludźmi z krwi i kości okazują się jedynie reprezentantami określonych społecznych postaw. 

W jednej z pierwszych scen filmu Davis przygląda się drzewu wyrwanemu przez wichurę, szukając w tym obrazie odzwierciedlenia własnej sytuacji życiowej. "Z jakiegoś powodu wszystko stało się jedną wielką metaforą" – puentuje, a w jego słowach wyraża się największa bolączka "Destrukcji". Vallee zupełnie niepotrzebnie mnoży na ekranie metaforyczne obrazki. Symboliczne okazują się u niego sceny tytułowych destrukcji, a do rangi metafory urastają takie sprawy jak sposób układania bielizny przez filmową Karen (Naomi Watts). Wszystko to sprawia, że z czasem psychologiczny dramat przeistacza się w farsę, a problemy bohaterów zamiast przejmować, jedynie śmieszą i drażnią. 

Vallee stawia sprawę jasno i na ostrzu noża. Indywidualną prawdę bohatera przeciwstawia kłamstwu otaczającego go świata. Nie ma tu stanów pośrednich – podczas gdy przyjaciele Davisa i jego teściowie okazują się do bólu empatyczni, on sam przypomina skorupę. Niewiele czuje i niewiele ma ochotę z tym robić, a celebrowanie pustki daje mu poczucie wyższości nad światem. Żeby na nowo nauczyć się odczuwania emocji, młody wdowiec musi symbolicznie zburzyć całe swoje dotychczasowe życie, by na jego gruzach zbudować coś prawdziwego. 

Przedstawiając opozycję między prawdą przeżywania i fałszem społecznych rytuałów, Vallee sięga po populistyczne uproszczenia. W "Destrukcji" fałsz reprezentowany jest przez bogatych członków amerykańskiej finansjery, natomiast źródło życiowej prawdy znajduje się w biedniejszej dzielnicy, gdzie mieszka lud prostszy, ale bardziej prawdziwy. 

 

W jednej z finałowych scen "Naszej Ameryki" Jima Sheridana, innej opowieści o radzeniu sobie ze stratą, ojciec grany przez Paddy'ego Considine'a po raz pierwszy wypowiadał słowa pożegnania kierowane do zmarłego synka. Mówił tylko jedno zdanie, zwyczajne i proste. Nie było w nim żadnych metafor ani wzniosłych podtekstów, ale gdy owo zdanie wybrzmiewało, wiedzieliśmy, że w świecie bohatera zmieniło się wszystko, że na naszych oczach nastąpiła najważniejsza przemiana. 

Podczas seansu "Destrukcji" ta niepozorna scena z "Naszej Ameryki" wraca w pamięci jako całkowite zaprzeczenie metody ćwiczonej przez Vallee w jego najnowszym filmie. Bo choć Kanadyjczyk chce mówić o tym samym, co Sheridan, sięga po środki zupełnie nieadekwatne. W jego filmie przemiana bohatera podporządkowana zostaje dyktatowi spektakularności, a emocje bohatera koniec końców okazują się mniej istotne od wielkich słów i metaforycznych obrazków. 

Łatwo byłoby zrzucić winę za to na Jake'a Gyllenhaala, gdyby nie fakt, że amerykański aktor jest nieprzyzwoicie dobry w swoim fachu. Nawet w "Destrukcji", filmie reżysersko przestrzelonym, przez długie momenty udaje mu się utrzymać zainteresowanie widza, balansując między groteską i dramatem. Nie zawodzą także pozostali aktorzy – Chris Cooper jako zrozpaczony teść czy rewelacyjny Judah Lewis w roli wulgarnego nastolatka na życiowym zakręcie. Cóż z tego, skoro ich wysiłki zostają pogrzebane pod stertą narracyjnego gruzu i w natłoku zupełnie niepotrzebnych dramaturgicznych naddatków. 
1 10
Moja ocena:
4
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jake Gyllenhaal należy do światowego topu, co udowodnił po raz kolejny - tym razem - w "Destrukcji".... czytaj więcej
Tytułowa "rozbiórka" w filmie Jean-Marca Vallée ma dwojakie znaczenie. Dosłowne, gdy główny bohater... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones