Recenzja wyd. DVD filmu

M.O.Zh. (2014)
Aik Karapetian

Z szaleństwem mu do twarzy

Karapetian posługuje się tyleż prostymi, co bystrymi metaforami. Krwawe plamy, z biegiem filmu coraz bardziej pokrywające powierzchnię pomarańczowego materiału, stanowią oczywisty, ale i
Kierownik korporacji handlowej zwalnia grubo ponad stu pracowników przemysłowych. Nie wykazuje skruchy, nie targają nim z tego powodu wyrzuty sumienia. Wie jednak, że w oczach dziesiątek robotników uchodzi za potwora. Zestresowany, planuje wyrwać się na odpoczynek do Włoch w towarzystwie znacznie młodszej małżonki. Wieczorem, gdy już kończy przygrywać na fortepianie i popijać kosztowne wino, kładzie się do łóżka. Z sennego nastroju wytrąca go krzyk żony. W ciemnym kącie siedzi i przygląda się milionerom mężczyzna w pomarańczowej kamizelce odblaskowej. Tak zaczyna się "The Man in the Orange Jacket"(łot."M.O.Ž.") – jeden z najbardziej zaskakujących filmów niezależnych ostatnich lat.

Reżyser Aik Karapetian umiejętnie przeplata w swym dziele kolejne podgatunki horroru, choć samym tylko kinem grozy"M.O.Ž."nazwać nie można. Po czerpiącym z dynamiki home invasion movie prologu – nota bene zakończonym krwawą rzezią – przeobraża się w film w studium ludzkiego charakteru, subtelnie pobrzmiewające"Wstrętem". Chłop w robotniczej kamizelce staje się dandysem w szykownym garniaku. Właściwie i staje się, i nie. Morderca zamieszkuje w willi ofiary – w głębokim domyśle byłego pracodawcy. Chce zostać tym, kogo zabił; kieruje nim apetyt burżuazyjnych uniesień. Burżujem nijak jednak nie jest: brak mu elegancji, markowe ubrania nie są pod niego skrojone, w ulubionej restauracji martwego pana domu zamawia pospolitą zupę. Uwięziony na płótnie Ludwik XVI spogląda na antybohatera z usatysfakcjonowanym politowaniem, jakby tocząca się w głupcu wojna klas i obyczajów dostarczała mu dystyngowanej rozrywki. Mężczyzna z pana i władcy obraca się w więźnia portretu, który sam zmalował – zmalował krwawym pędzlem.

W dalszym ciągu filmu słyszy naiwny Mężczyzna podejrzane szmery. Na piętrze miga mu przed oczami tajemnicza figura, u drzwi pojawia się tajemniczy gość, proszący o szklankę soku. Zabójca popada w obłęd, a Karapetian napełnia jego chorą głowę obrazami rodem z wyrafinowanego filmu o duchach (za wzór ewidentnie postawiono tutaj"Lśnienie"). Nade wszystko jest jednak"The Man in the Orange Jacket"horrorem psychologicznym. Rosnące w Mężczyźnie poczucie winy nabiera namacalnych kształtów: w pewnym momencie zaczyna on sam być prześladowany przez robotnika w pomarańczowym bezrękawniku. Początkowo antagonista gryzie się ze swym sumieniem, przez co prześladowca przygląda mu się jedynie jak upiór, stojąc daleko. W końcu nadchodzi pora konfrontacji z wewnętrznymi demonami...

"The Man in the Orange Jacket"nie jest szczególnie udanym horrorem, choć być może wcale nie miał nim być. Na temat inspiracji i aspiracji Karapetiana snuć można tylko przypuszczenia; jego film – nie bez powodu okrzyknięty powyżej jako zaskakujący – to eksperyment, jakiemu przyglądamy się rzadko. Nietrafiona okazuje się promocja łotewskiego dzieła: mianowano"M.O.Ž."horrorem o niezamożnym psychopacie wyrzynającym bogaczy, co znacznie spłyca jego wymowę. Jako slasher film jest co najwyżej z lekka ciosany (nie da się ukryć, że sceny zabójstw emocjonują, bolą i niepokoją). Materiałowi końcowemu nadano nieforemnych kształtów. Nie wiadomo, czy kolejne zachodzące zdarzenia i goszczące na ekranie postaci mają przełożenie na rzeczywistość, czy są wyłącznie wytworem wyobraźni Mężczyzny. Film zdaje się nie zmierzać w żadnym sprecyzowanym kierunku, nie szuka argumentów i odpowiedzi. Fanów kina enigmatyczno-surrealistycznego może ten fakt ucieszyć. Może, choć nie musi.

Nawet jeśli zawartość fabularna pozostawi w niektórych poczucie niedosytu, warstwa audiowizualna filmu zadowolić powinna każdego kinomana. Panoramiczne, surowe, a niekiedy wizjonerskie zdjęcia nadają"The Man..."estetycznej wrażliwości, która wsławiła Larsa von Triera i Michaela Hanekego (konotacje, w odniesieniu do przedstawionej historii i luźno postawionych ram gatunkowych, są tu, oczywiście, nieprzypadkowe). O artyzmie projektu świadczy już sekwencja inicjalna. Napisy początkowe pojawiają się na ekranie w piętnastej minucie seansu i towarzyszą Mężczyźnie podczas długiej przebieżki po otaczających miejsce akcji lasach. Kamera niespiesznie sunie za plecami biegacza, kierując się perfekcyjnie gładkim ruchem po ziemi. Całości towarzyszy muzyka klasyczna – zwiewna, pozwalająca odpocząć uszom od krzyków mordowanej parę minut temu ofiary. Później przysłuchujemy się jeszcze"Duetowi kwiatów"z opery"Lakmé", a także przyglądamy się ujęciom równie monumentalnym jak te przedstawiające kubrickowski hotel Overlook.

To irytujące, że film tak znakomicie nakręcony pod kątem technicznym nie jest w stanie zapracować sobie na pełnię szacunku widza. Karapetian posługuje się w swojej drugiej fabule metaforami tyleż prostymi, co bystrymi. Krwawe plamy, z biegiem filmu coraz bardziej pokrywające powierzchnię pomarańczowego materiału, stanowią oczywisty, ale i złowieszczy obraz szaleństwa tytułowego bohatera. Najbardziej mógł projektowi zaszkodzić przesadne natchniony marksizmem scenariusz. Wszyscy chcemy oglądać mądre horrory. Horrory przeintelektualizowane, wartości polityczne i socjologiczne przekładające ponad strach i niepokój ocierają się o bełkotliwość. Niemniej jako psychologiczne kino grozy"The Man in the Orange Jacket"jest w stanie zafascynować odbiorcę. Osobiście nie mogę powiedzieć, że czerpałem radość z każdej minuty filmu; z większości na szczęście tak.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones