Zakładnicy

 "Nadejdą lepsze czasy" to kolejna opowieść Hanny Polak o ponurej stronie życia w Moskwie. Dekadę temu byliśmy świadkami doli i niedoli sierot tułających się po ulicach rosyjskiej stolicy w
Są wśród nas, ale większość "zwyczajnych ludzi" robi wszystko, by ich ignorować. Mimo to obojętność jest najlepszą rzeczą, na jaką mogą liczyć. Czasami bowiem trafiają się tacy, u których wizja biedy i beznadziei budzi strach i agresję. Choroba jest ich siostrą, śmierć towarzyszką. Oto świat ludzi bezdomnych, zapomnianych, wyrzuconych na śmietnik.



 "Nadejdą lepsze czasy" to kolejna opowieść Hanny Polak o ponurej stronie życia w Moskwie. Dekadę temu byliśmy świadkami doli i niedoli sierot tułających się po ulicach rosyjskiej stolicy w dokumencie "Dzieci z Leningradzkiego". Teraz reżyserka zabrała nas na podmoskiewskie wysypisko śmieci, gdzie wyrosło nieformalne miasto bezdomnych. Polak będzie im towarzyszyć przez dziesięć lat, rejestrując wzloty i upadki żyjących tam ludzi. Swoją bohaterką uczyniła Julę, dziecko pozbawione przez okoliczności dzieciństwa, desperacko wiążące koniec z końcem wraz z matką-alkoholiczką.



To, co pojawia się na ekranie, poruszy nawet najbardziej zatwardziałe serce. Trudno bowiem pozostać obojętnym na obrazy, którym bliżej jest do wizji Piekła niż rzeczywistości na Ziemi. Jednak reakcja ta nie jest wcale zasługą reżyserki. Bierze się ona przede wszystkim ze świadomości - wspólnej wszystkim dokumentom o podobnej tematyce - że to, co widzimy, dzieje się naprawdę. Myśl, że znaczna część z pokazanych w filmie osób nie dożyła premiery, mrozi krew w żyłach.



To jednak nie wystarcza, by wychwalać dzieło Polak. Jej podstawowym dokonaniem jest to, że zdecydowała się pokazać światu jego "brzydszą" twarz. Ale jej dokument nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle podobnych tytułów. Wiem, że dla wielu osób to, co napisałem powyżej, będzie dowodem bezduszności i zapewne posypią się na mnie gromy oburzenia. Niemniej jednak dokument pozostaje filmem i o jego wartości decyduje nie tylko temat. Tymczasem  "Nadejdą lepsze czasy" bazuje wyłącznie na punkcie wyjścia. Znaczna część filmowego materiału sprawia wrażenie, jakby reżyserka wypełniała kolejne punkty uniwersalnego konspektu scenariuszowego: alkohol - jest; choroba - jest; ciąża - jest; śmierć - jest; pies - jest; gwałt - jest. I tak bez końca.



Oczywiście, ktoś mógłby powiedzieć, że taka jest rzeczywistość, więc cóż to jest za zarzut. Racja. Reżyserka nie wymyśliła sobie tych zdarzeń, one miały miejsce naprawdę. Istotne jest jednak to, JAK zostały pokazane. Z jednej strony Polak nie udało się nadać obrazom uniwersalnej wartości. Z drugiej strony nie jest ona też historią subiektywną, wystarczająco mocno przefiltrowaną przez własne doświadczenia czy też przez historię wybranej protagonistki.  "Nadejdą lepsze czasy" balansują gdzieś pośrodku. Przez co Jula wydaje się być po trosze zakładnikiem idei.



Tylko w niektórych momentach udało się reżyserce przebić przez mur narracyjnego konformizmu i dotknąć żywej tkanki emocji i osobistych doświadczeń bohaterki. Co intrygujące Polak dokonała tego w wątku z dziadkiem Juli. A przecież reprezentuje on historię starą jak świat i trudno o bardziej "wtórną" opowieść. Mimo to właśnie w tym miejscu nastąpił proces indywiduacji Juli-bohaterki dokumentu.

W ostatecznym rozrachunku  "Nadejdą lepsze czasy" bronią się wyłącznie jako film, który zmusza widza do pamiętania o tym, że na świecie są ludzie, którym nie powiodło się w życiu. W rozleniwionych, żyjących dostatnio społeczeństwach zachodnich jest to wartość nie do przecenienia. Niemniej jednak szkoda, że dokument nie zyskał własnej tożsamości.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones