Recenzja filmu

Bunt na Bounty (1984)
Roger Donaldson
Mel Gibson
Anthony Hopkins

Zbuntowana załoga kapitana Hopkinsa

"Bunt na Bounty" w reżyserii Rogera Donaldsona jest już kolejną próbą przeniesienia na ekran powieści Richarda Hougha. Czy udaną? Moim zdaniem, zdecydowanie tak. Myślę, że w dużym stopniu
"Bunt na Bounty" w reżyserii Rogera Donaldsona jest już kolejną próbą przeniesienia na ekran powieści Richarda Hougha. Czy udaną? Moim zdaniem, zdecydowanie tak. Myślę, że w dużym stopniu przyczyniła się do tego nieomylna intuicja reżysera co do doboru obsady. Postacie kapitana Williama Bligha i Fletchera Christiana stanowią niewątpliwie filary całej tej opowieści. Relacje miedzy nimi to główny wątek w historii wyprawy statku "Bounty". Duża odpowiedzialność spoczęła więc na barkach Anthony'ego Hopkinsa i Mela Gibsona. Aktorzy po raz kolejny udowodnili, że są profesjonalistami i z powodzeniem sprostali temu trudnemu wyzwaniu. Poprzeczka była bardzo wysoko postawiona, gdyż we wcześniejszych ekranizacjach "Buntu..." udział brały takie legendy kina jak Marlon Brando czy Clark Gable. Ambitny William Bligh pragnie za wszelką cenę zdobyć rozgłos i uznanie w oczach szanowanych i wpływowych osobistości. Tymczasem czuje się niedoceniony, marzy o awansie na jakieś wyższe stanowisko. Takim szczeblem do kariery zawodowej zdaje się być wyprawa na wyspy polinezyjskie w celu sprowadzenia drzewka chlebowego dla niewolników. Jeśli Blighowi uda się przepłynąć kulę ziemską w jak najkrótszym czasie, osiągnie swój cel - zdobędzie upragnioną popularność. Namawia swojego przyjaciela Fletchera Christiana, by popłynął razem z nim, zbiera załogę i wyrusza w podróż. Niestety plany Williama zostają szybko pokrzyżowane przez niesprzyjającą pogodę. Zirytowany takim obrotem sprawy zaczyna przesadnie wykorzystywać swoje przywódcze kompetencje. Jego niepohamowany despotyzm psuje relacje z załogą. Kiedy "Bounty" dociera w końcu do celu, sytuacja nieco się polepsza, do czasu, aż Fletcher poznaje córkę króla wyspy. Zauroczony piękną dziewczyną zaniedbuje swoje obowiązki i zdaje się lekceważyć Williama. Z pozoru drobne nieporozumienia zaczynają drążyć poważny konflikt, który staje się z czasem zarzewiem tytułowego buntu. W tej opowieści niezwykle wyraziście zarysowana jest różnorodność dążeń głównych bohaterów. Dla jednego z nich jest to sława, dla drugiego - miłość. Żaden z nich nie chce ustąpić. Zdajemy sobie więc sprawę, że konfrontacja jest nieunikniona. Nawet długoletnia przyjaźń poległa w obliczu tak silnych emocji. Niezwykle sugestywnie obrazuje to scena przejęcia statku przez Christiana. Widzimy, że nie jest on do końca pewny słuszności swojego postępowania. Ekspresyjność Mela Gibsona sprawdza się tu doskonale, przez to aktor wypada w swej roli bardzo przekonywająco. Z drugiej strony obserwujemy dramat kpt. Williama Bligha, który zdaje sobie sprawę z ogromu swojej porażki - jego najlepszy przyjaciel stanął po przeciwnej stronie - "Jak mógł stracić tak dobrego przyjaciela, jakim dla niego byłem?". Anthony Hopkins, podobnie jak Mel Gibson, potrafi doskonale operować mimiką twarzy, z której widz bezproblemowo odczytuje wszystkie emocje kreowanej przez niego postaci. Tak było chociażby z niezapomniana rolą Hannibala Lectera w "Milczeniu owiec", za którą został zresztą nagrodzony Oscarem. Dzięki Hopkinsowi i Gibsonowi kpt. William Bligh i Christian Fletcher są postaciami wielowymiarowymi, a nie tylko jednoznacznie określonymi, a przez to "sztucznymi bohaterami". Nie potrafimy też jednoznacznie stwierdzić która z racji jest do końca słuszna - w pewnym sensie jesteśmy w stanie zrozumieć obydwie. Taki stan rzeczy powoduje, że widzowi nasuwa się automatycznie pewna refleksja. Film nabiera nowego wymiaru - nie jest już tylko płytką rozrywką, ale skłania do głębszych przemyśleń. Trudno jest go oczywiście przyrównywać do powieści - gdzie dużą rolę odgrywa wyobraźnia. Nie sposób jednak nie docenić zaangażowania twórców tego dzieła - oglądając go czuje się, że powstało z czystej pasji do kina. Wszystko tu jest starannie dopracowane, duże wrażenie robi sam wygląd wyspy i jej mieszkańców. Szczerze mówiąc - mile rozczarowałam się filmem "Bunt na Bounty". Obawiałam się trochę, gdyż nie przepadam za "morskimi opowieściami" i myślałam, że z tej racji będę się niemiłosiernie nudzić. Nic podobnego, film naprawdę potrafi zainteresować dynamiczną akcją, pięknymi zdjęciami czy ciekawą muzyką. Warto zaryzykować i wybrać się w ten rejs, którego, jak sądzę, długo nie zapomnicie.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones