Recenzja filmu

Oldboy. Zemsta jest cierpliwa (2013)
Spike Lee
Josh Brolin
Elizabeth Olsen

Zemsta jest nudna

To kiepski film i jeszcze gorszy remake. Thriller klasy B, w którym wygładzono wszystkie fabularne krawędzie koreańskiego oryginału, a nastrój melancholii i wizualną poezję zastąpiono cienką
"Oldboy" nie zapisze się złotymi zgłoskami w twórczości Spike'a Lee. To kiepski film i jeszcze gorszy remake. Thriller klasy B, w którym wygładzono wszystkie fabularne krawędzie koreańskiego oryginału, a nastrój melancholii i wizualną poezję zastąpiono cienką groteską. Trzeba jednak uczciwie wspomnieć, że producenci wycięli z "Oldboya" ponad pół godziny materiału. Być może wersja reżyserska – o ile kiedykolwiek ujrzy światło dzienne – będzie robić lepsze wrażenie.



Przez większość czasu remake w miarę wiernie podąża śladami azjatyckiej produkcji. Znów oglądamy everymana z nadwagą i upodobaniem do wysokoprocentowych trunków uwięzionego bez słowa wyjaśnienia na wiele lat. Jeszcze raz śledzimy jego gehennę w zamknięciu, a potem wendettę na wolności. Jest młotek, który w rękach bohatera zamienia się w zabójczą broń, oraz zwrot akcji, po którym proste kino zemsty ewoluuje w kierunku greckiej tragedii. W jednej ze scen pojawia się nawet żywa ośmiornica, ale tym razem oldboy nie ostrzy sobie na nią zębów.

Diabeł tkwi w szczegółach. W oryginale było miejsce na niedopowiedzenia i znaki zapytania. Dla Lee widz to chłop na miedzy, któremu nie warto zaprzątać głowy dwuznacznościami. Dlatego w pierwszej części filmu tytułowy mściciel Joe Doucett (Josh Brolin) przestał być  niegroźnym, tyleż żałosnym co budzącym politowanie pijaczkiem. Stał się podłym alkoholikiem, któremu lekcji manier udzielała chyba ekipa "Warsaw Shore". Nietrudno zrozumieć, dlaczego ktoś chciałby mu zgotować piekło na ziemi. Takich uproszczeń jest w "Oldboyu" znacznie więcej. Dzięki nim intryga nie zyskała jednak na klarowności. Wręcz przeciwnie – sprawia wrażenie wydumanej i bez problemu da się wytropić w niej dziury.



Lee nigdy nie był mistrzem subtelnych psychologicznych obserwacji. Z drugiej strony siła jego najlepszych filmów, w których tropił rasowe konflikty i opiewał uroki Brooklynu, brała się z ostrości widzenia autora. Przy "Oldboyu" chciałoby się mimo wszystko, żeby reżyser nie używał wałka do sufitu w portretowaniu relacji Joe z młodziutką pracownicą opieki społecznej (zupełnie niewykorzystana Olsen). Do wymiany jest też czarny charakter – raczej śmieszny niż groźny demiurg, grany na jednej nucie przez zmanierowanego Sharlto Copleya.  W galerii przerysowanych komiksowych typów fason trzyma tylko Chaney (Samuel L. Jackson) – rzucający mięchem miłośnik ekstrawaganckiego odzienia i farbowanych blond fryzur.

Sceny rozwałek wyglądają efektownie, lecz nie podnoszą ciśnienia. W oryginale za każdym razem, gdy bohater ruszał w tango z młotkiem, ekranowa przemoc stawała się dziełem sztuki. Szokowała, choć była zarazem piękna. U Lee krew płynie obficie z ran ciętych, kłutych i postrzałowych, ale to standard w pierwszym lepszym slasherku. Jeśli ekranowa spirala przemocy nie robi większego wrażenia, czy warto było ją w ogóle nakręcać?
1 10
Moja ocena:
3
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wydany w 2003 r. "Oldboy" autentycznie szokował, zarówno dosadną treścią, jak i bezkompromisową formą. Ze... czytaj więcej
Nie jestem zwolennikiem amerykańskich remake'ów azjatyckich hitów. Skoro jakaś produkcja zdobyła sobie... czytaj więcej
Zasadność kręcenia remake’u jakiegokolwiek filmu często budzi wątpliwości i nie są one bezpodstawne. Z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones