Zmysły, precz!

Wietnamski artysta sugeruje, ale prawie nigdy nie dopowiada. Jego film jest jak aura panująca za oknem mieszkania bohaterów: duszny i parujący znaczeniami. Nie brakuje w nim także wysmakowanej
Kilkuletni Bi mieszka z rodzicami i ciotką w stolicy Wietnamu, Hanoi. W domu panuje tradycyjny podział obowiązków: ojciec zarabia pieniądze, a matka dba o to, by na stole zawsze znalazło się smaczne jedzenie. Rodzina rzadko kiedy spożywa jednak posiłki w komplecie. Ojciec woli bowiem spędzać wieczory na piciu piwa z kolegami. Gdy już zjawia się łaskawie w mieszkaniu,  pozwala żonie, by pomogła  mu się rozebrać, a potem idzie spać.  Ciotka nie chce skończyć jak jej siostra. Zamiast dać się zaobrączkować, woli uprawiać niezobowiązujący seks z adoratorami. Mimo to kobieta nie wydaje się szczęśliwa. Jej myśli zaprząta bowiem pewien sympatyczny nastolatek, z którym nie może się przespać, gdyż jest jego nauczycielką.

Bohaterów filmu Dang Di Phana prześladuje widmo niespełnienia. Matka nie może doczekać się małżeńskich pieszczot. Ojciec pragnie zapomnieć, że nie kocha żony. Ciotka próbuje poradzić sobie z pożądaniem, którego nie zaakceptuje otoczenie. Gorączkę zmysłów potęguje lejący się z nieba żar. Katuszom spoconego ciała da się zapobiec za pomocą brył lodu, które w olbrzymich ilościach produkuje pobliska fabryka. Co jednak zrobić z kotłującymi się wewnątrz emocjami i pragnieniami? Jedynym domownikiem, którego nie dotykają już żadne namiętności, jest dziadek. Starszy pan wrócił właśnie ze szpitala, by w spokoju umrzeć w rodzinnym łóżku.  Wywołane przez śmiertelną chorobę cierpienie paradoksalnie wzmocniło jego dystans do świata i ludzi. Nic go już pewnie nie zdziwi ani nie zirytuje. Nie dziwota, że to właśnie z nim mały Bi dogaduje się najlepiej.

Należę do grona widzów, którzy z podejrzliwością podchodzą do filmów ubogich w dialogi. Cisza  może wyrażać niby wszystko, ale bardzo często stoi za nią wyłącznie pustka w głowie reżysera. Nie jest to, na szczęście, przypadek Di Phana. O tym, co gra (a właściwie piszczy) w duszy członków rodziny, dowiadujemy się zazwyczaj z niemal niezauważalnych spojrzeń i drobnych gestów. Wietnamski artysta sugeruje, ale prawie nigdy nie dopowiada. Estetyczny zmysł podpowiada mu, jak za pomocą obrazów  metropolii sąsiadującej z dziką przyrodą oddać psychologiczne napięcia. Jego film jest jak aura panująca za oknem mieszkania bohaterów: duszny i parujący znaczeniami. Nie brakuje w nim także wysmakowanej erotyki. Najlepsze są sceny z ciotką próbującą "ulżyć" sobie przy pomocy sopla lodu oraz podglądającą w trakcie ulewy nastoletniego Adonisa.

Kino artystyczne w pozytywnym tego słowa znaczenia.   
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones