Recenzja filmu

12 rund (2009)
Renny Harlin
John Cena
Aidan Gillen

Zupa z trupa

Scenariusz to zlepek oklepanych pomysłów i fabularnych klisz, więc Harlin, niczym doktor Frankenstein, próbuje ożywić go za pomocą elektrowstrząsów.
Sukces "Uprowadzonej" pokazał, że amerykańscy widzowie wciąż łakną prostego kina sensacyjnego, w którym 'one man' ma swój 'one gun' i za jego pomocą zaprowadza porządek w zepsutym świecie. Dawno temu Renny Harlin specjalizował się w tego typu historyjkach, żeby wspomnieć chociażby "Szklaną pułapkę 2" czy "Na krawędzi". Potem jednak fiński reżyser dokonał szeregu nietrafionych decyzji zawodowych, stając za kamerą "Wyspy piratów" (katastrofa finansowa 1995 roku), "Wyścigu" (box-office'owa kraksa Anno Domini 2001) czy "Egzorcysty: Początku" (senny koszmar producentów w 2004 roku). Dziś Harlin próbuje pokazać, że wciąż ma w sobie wystarczająco dużo pary, by kręcić nabuzowane akcyjniaki, a najnowszym dowodem jego reżyserskiej pasji jest "12 Rund". Gdyby ten film był pojedynkiem bokserskim, widz odpadłby najprawdopodobniej po połowie, rozgnieciony serią pirotechnicznych lewych prostych. Scenariusz to zlepek oklepanych pomysłów i fabularnych klisz, więc Harlin, niczym doktor Frankenstein, próbuje ożywić go za pomocą elektrowstrząsów. Tytułowe "12 Rund" to szatański plan zemsty na poczciwym funkcjonariuszu policji, odpowiedzialnym za śmierć dziewczyny groźnego terrorysty. Od początku podejrzewamy, że wcielony diabeł, który zdekapitował własnego brata za popsucie akcji, nie jest zbytnim romantykiem, ale i tak musimy cierpliwie poczekać, aż twórcy wyjaśnią nam jego prawdziwe motywy. Na plus trzeba zaliczyć, iż reżyser ani razu nie zdejmuje nogi z gazu - gdy film robi się coraz bardziej bezsensowny, tempo gwałtownie przyspiesza. Na ekranie atrakcji co nie miara: wybuch domu, wizyta w podminowanej windzie, wycieczka do palącego się domu, przelot helikopterem z uzbrojonym mordercą, itp, itd. Jeśli zabraknie Wam oddechu, zawsze możecie zatopić się w jakże głębokim spojrzeniu gwiazdora wrestlingu Johna Ceny, którego tutaj zmusza się do odgrywania dramatycznych okrzyków na przemian z miłosnymi wyznaniami przez telefon. Biedak męczy się niemożebnie w oczekiwaniu na znak reżysera, by dać komuś po mordzie. Gdy bohater kończy razem z ukochaną w basenie luksusowego hotelu, widz cieszy się, że chłopak trochę ochłonie. Ciekawe, czy po seansie też będziecie potrzebować pływalni i fajnej blondyny w celach relaksacyjnych.
1 10
Moja ocena:
2
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Co spowodowało, że Renny Harlin zdecydował się reżyserować "12 rund"? Powodów mogło być wiele. Być może... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones