Szczerze mówiąc po trzech odcinkach zaczęłam na siłę oglądać ten sezon, w nadziei, że akcja się rozkręci, pojawi się jakiś ciekawy wątek itp. niestety cały sezon był nudny i przewidywalny. Jeśli chodzi o grę aktorską to jak zwykle Sarah Paulson i Lily Rabe pokazały klasę, natomiast rola Zoey i Kyle (btw gwałconego[?] przez własną matkę) to kompletna pomyłka, wątek miłosny ciągnięty na siłę + Emma Roberts, która po tym występie zniechęciła mnie do obejrzenia jakiegokolwiek filmu z jej udziałem. Oglądając ostatni odcinek z myślą, że nie mogli bardziej zbezcześcić tego serialu po znakomitym drugim sezonie, na początku odcinka wepchnięto panią, która przez jakieś 5 minut raczyła widzów swoim ''talentem'' wokalnym i ujęciami niczym z tandetnego teledysku lat '80. Oceniam ten sezon na 6 ze względu na parę dobrych ról i sam pomysł. Może po prostu drugi sezon zbyt wysoko postawił poprzeczkę.
To był jedyny sezon, jaki widziałam, ale obejrzałam właśnie ten ze względu na nominację do Emmy. Spodziewałam się czegoś lepszego po opisie - szkoła czarownic - brzmi spoko, a tymczasem o żadnej nauce praktycznie nie było mowy. Poza tym kilka wątków całkowicie chorych, np. seks z minotaurem (wtf?!) no i te żenujące śpiewy Fleetwood Mac - ciekawe ile im podpłacili, żeby to puścić. Generalnie dla mnie za bardzo teen style. W erze tak dobrych seriali naprawdę dziwię się skąd ta nominacja.