Ostatni raz oglądałem ten serial głównie pod kątem oceny relacji rodzinnych... i jestem zatrwożony. Pomijając fenomenalny wręcz klimat Kresów, i świetnie wpleciony w dzieje historii los ludzi to naturalizm aż bije po oczach.
Kostuś, Józia, Bogdan, Broniś, chcielibyście takie rodzeństwo? Bo ja raczej nie. Ujmujący był chłód w relacjach między niektórymi z nich.

Do tego ojciec jawnie nazywający własne dzieci darmozjadami. Matka kochająca, trwająca przy nim pomimo zdrad i upokorzeń ale nieco bezradna. Maryśka - odtrącona, odrzucona, samotna, niezrozumiana. Kostuś - niesamowity, intrygujący, mroczny, budzący strach nawet w rodzicach. Adam - mało pokazywany ale zupełnie odmienny, delikatny, inteligentny, odizolowany. Anusia - święta,nieskalana. Józia - surowa,zimna. Elżutka-"marmuza" ;).

A z innej strony, zastanawialiście się kiedyś nad kolejnością w narodzinach Jurewiczowych dzieci? Z Serialu wiemy, że pierwszy był Kostuś, po nim chyba Józia, a najmłodsza Maryśka. A jak to było pomiędzy? Bo odnoszę wrażenie, że wątek wiekowości dzieci został nieco zaniedbany w tym serialu i to leciutki jego minus.