Więc, dawno nie widziałem tak śmiesznego odcinka. Sam pomysł z dzikim zachodem wydawał mi się niezbyt atrakcyjny, bo wiecie... Dziki zachód, kowboje, Indianie - dość oklepany motyw. Jednak gdy zaczęła się intryga, pomyślałem sobie - kurcze! Na pewno chodzi o złoto! No i traf w dziesiątkę. Jednak zaskoczyli mnie obrotem sprawy. Myślałem, że to Indianie chowają to złoto i je zagarnęli, temu zabili w ten, a nie inny sposób ofiarę - naturalna trucizna. Sama atmosfera panująca przez odcinek była sympatyczna, a imiona koni totalnie mnie rozbawiły. Niby głupie, przez co jednak idealnie pasujące do samego Richarda! Zawiodłem się trochę sceną końcową - aresztowanie mordercy. Rozumiem, że chcieli by było to odgrywane, ale w rzeczywistości no nie przeszłoby to przecież. Ten spokój ze strony szeryfa (czy tam właściciela), potem "pojedynek". Jednak muszę przyznać, Beckett w stroju kowboja była naprawdę... ekhm... Ładna :)
O, jaki dobry odcinek... Wszystko tu było: i muzyczny motyw z "Siedmiu wspaniałych", i płonąca mapa z "Bonanzy", i szybkostrzelne colty, i barman chowający się za barem, i napad na pociąg, i "czyszczenie" miasta... Jeden z najlepszych pastiszy w całym serialu. Do tego bardzo zabawny. A Beckett-kowbojka w gorsecie była baaardzo ekhm... Ładna :-)
Niepotrzebnie. Siłą tego serialu jest pastisz. Castlowie na Dzikim Zachodzie bardzo mi się podobali. A skrzyżowanie ubioru kowboja i dziewczyny z saloonu w wykonaniu Beckett oryginalne i ładne.
Najlepszą sceną tego odcinka był moment, gdy Kate wyszła w stroju kowbojki, gdy Rick siedział przy stole. Prawdziwa piękność.
Co do samego odcinka to nawet mi się podobał, fajny pomysł na zagadkę.
Świetny odcinek. Długo by wymieniać, bo to było po prostu bardzo dobrze skrojone 40 parę minut zabawy, ale na pewno na szczególną uwagę zasługują konie, toast ślubny i obrażeni Ryan i Esposito, miny Kate do jej świeżo poślubionego małżonka itd. itd. Konwencja pojedynku na końcu zalatuje typową komedią, gdzie nawet jak jest niby poważnie to nigdy do końca na serio, ale trudno byłoby się nie śmiać. Naprawdę bardzo fajnie sie to oglądało :)
Odcinek wbił mnie w krzesło. Oczywiście był zabawny, a to uwielbiam w tym serialu. Castle nie byłby sobą, gdyby koni nie nazwał Esposito i Ryan, gdy kumple są wściekli za ślub. Chłopcy nie byliby sobą, gdyby nie obrazili się. Wracając do pisarzyka to oczywiste, że miejsce przypadło mu go gustu, a Kate była nastawiona negatywnie. Cały odcinek był idealny.