Uwaga Spoiler! Ten temat może zawierać treści zdradzające fabułę!!!
Ponieważ takiego obrotu spraw spodziewałam się już od Time travellers, nie jestem zaskoczona. Spodziewałam się tego. Odcinek finałowy dostarczył mi i uśmiechu i chwili refleksji i wzruszenia....
ALE....
WTF?! Scenarzyści, co wyście narobili?!
Wzmianka o tym że matka jest chora, 10 sekundowe ujęcie w szpitalu, zero ich ostatnich chwil, zero żałoby, zero rozpaczy, zero pogrzebu, zero smutku postaci takich jak Lilly, Marshall i Barney, którzy też mieli swoje momenty i widać było, że nawiązali z Tracy kontakt...
Zamiast tego mamy: "A sorry dzieciaki, że opowiadam wam 9cio sezonową historię jak poznałem waszą matkę, dajmy sobie spokój i przejdźmy do Robin" WTF. DO ROBIN? Do laski dla której Ted jest "idealny" zazwyczaj w dwóch przypadkach: a) doła życiowego, kiedy wszystko inne zawiedzie b) kiedy jest zajęty.
Dla Robin z której zrobili laskę olewającą męża dla kariery, przyjaciół (2 z 4 to jej ex, więc już pal licho Teda i Barneya, ale Lilly?!)
Spodziewałam się uśmiercenia matki, ale nie spodziewałam się że scenarzyści zrobią z niej inkubator i zapchajdziurę za Robin. Przez sposób w jaki został poprowadzony odcinek to wcale nie wygląda, tak, że Ted po śmierci matki ma prawo do szczęścia, tylko to wygląda jakby JEDYNĄ kobietą którą naprawdę kochał była Robin, a matka była z braku laku. + Reakcja dzieci. Minęło 6 lat od śmierci matki (dużo?mało) a ich reakcja to też dla mnie trochę przesada. Jeszcze tylko brakowało żeby dopingowały, zrobiły owacje na stojąco dla Robin i Teda i dały mu paczkę kondomów, żeby poleciał do swojej "miłości".
I za to daję scenarzystom "You're dead to me" look :/ Przykro mi, bo totalnie popsuli wszystkie piękne momenty, o przeznaczeniu i wszystkim innym. Serio? Robin egoistka, Robin "TED jest zajęty? O nie, chyba go kocham" (co nawet było widać w tym odcinku na halloween, kiedy zobaczyła Teda z Matką, od razu gula jej skoczyła hehehe)
Mnie ostatni odcinek rozczarował. Przez 9 sezonów oglądałam serial, czekając między innymi na poznanie matki, aby ją właściwie tylko z wizualizować, nie poznając jej, jakim była człowiekiem, jaka była dokładnie jej historia i Teda, a dowiadując się jedynie, że babka umiera. Oglądając miałam wrażenie, że matka była jakąś formą poczekalni, jakiegoś zastępstwa za Robin, to jest strasznie smutne. Cały finał jest cho*lernie smutny, paczka przyjaciół się rozpadła - zabrakło w niej Robin, Ted ożenił się z niewłaściwą kobietą (przecież cały cas kochał Robin), Robin samotna i nieszczęśliwa, Barney - moim zdaniem - zagubiony w swoim świecie z córką, tylko szkoda że nie wiadomo jakie relacje lączą go z matką dziecka, ponadto wydawało mi się, że Barney szaleńczo kochał Robin więc to jest niemożliwe żeby tak po prostu pogodził się z rozstaniem i zupełnym brakiem kontaktu z miłością swojego życia, Lily i Marshall małżeństwo zmęczone życiem.
A paradoks tego taki, że cały sezon oglądaliśmy weseli ludzi, którzy rozwiedli się w ciągu minuty podczas ostatniego odcinka. Rewelacja !!! czyli morał z serialu taki, że życie jest beznadziejne, a myślałam że to serial komediowy...
CO do Barneya... Nie istotne sa relacje z matka jego dziecka - on juz znalazl w koncu kobiete ktorej nigdy nie zostawi i dla ktorej warto sie starac, cos czego nawet Robin nie byla w stanie z niego wycisnac. On juz nie chce nic wiecej.
Dokładnie-zero przejmowania się, żałoby itd zwłaszcza, że Lilly naciskała, aby paczka zawsze była razem w ważnych momentach.
W zasadzie wszystko było jasne od odcinka gdy Barney znalazł pudełko z zakładami długoterminowymi w mieszkaniu Lily i Marshala. Wśród zakładów jest jeden o Teda i Robin, Lily twierdzi ze oni nie beda razem natomiast Marshal ze jednak tak. Odcinek kończy sie tak ze wiadomo juz ze na 100% Ted nie bedzie z Robin a Lily mówi do Marshala " Płać" - on odpowiada jeszcze nie. Nigdy pozniej nie ma do tego nawiazania jednak to najbardziej utkwilo mi w pamieci. Przewidywalem taki finał od tamtego odcinka..
serial mial swoje wzloty i upadki jak kazdy serial jednak zakonczenie.. wzruszylam sie mimo wszystko!! za malo matki jak na moje - wydaje sie ze Ted i matka to para idealna chetnie obejrzala bym wiecej odcinkow z nia. Ja akurat nigdy nie bylam fanem pary T+R .... jak kolwiek teraz troche zal ze sie serial skonczyl
Na DVD dodali alternatywne zakończenie. Narracja Teda o jego drodze do poznania Matki, potem scena na peronie i koniec. Ja osobiście rozważyłbym jeszcze dodanie jakiegoś krótkiego dialogu sugerującego, że Robin z Barneyem się być może zeszli i to byłoby zakończenie idealne.
Tak, zdaję sobie z tego, że perfekcyjne, ale, do diabła, po to właśnie oglądamy komedie, żeby się poczuć lepiej i sobie humor poprawić. Oryginalne zakończenie jest może i życiowe, ale jako takie nie do końca pasuje do tego serialu. Poza nie do końca gra kompozycyjnie - ostatnie dwa sezony spędzone na utwierdzaniu widzów w przekonaniu że Barney i Robin stanowią dobrą parę oraz Ted, który wielokrotnie "odpuszcza" Robin, idą w zasadzie do kubła. Do tego wszyscy bohaterowie na końcu serialu znajdują się w dokładnie tym samym miejscu co na początku. Z wyjątkiem Barneya, który staje się, wprawdzie kochającym, ale raczej smutnym i zmęczonym samotnym ojcem. I w końcu - nie zaszła żadna zmiana w charakterze postaci Robin i Teda, która by pozwalała sądzić że ich związek będzie tym razem trwały. Osobiście czuję, że rok po ostatniej scenie znów oddadzą niebieski róg do restauracji i pójdą swoimi drogami.