O ile sezon pierwszy i drugi, mimo swojej częstej naiwności, oglądało się sympatycznie to z każdym kolejnym było już coraz gorzej. Poziom nieoglądalności osiągnął dla mnie sezon piąty. Zachowanie Jane w relacji Grayson - Owen było nie do zniesienia. Od pocałunku z Graysonem przed ślubem, poprzez odrzucenie go po tym jak wyznał jej miłość aż do załamania, kiedy dwa odcinki później widzi go całującego inną kobietę... Oczywiście, nie jest to serial z rodzaju tych ambitnych, ale na spokojny wieczorny relaks wydawał się w sam raz, mimo że jest w nim sporo niedoróbek, naciąganych, pośpiesznie i niedbale zakończonych wątków, ale tak często się dzieje w tego typu produkcjach. Sezon szósty zapowiadał się na prawdę fajnie, mimo że zmierzało to do schematycznego zakończenia, czego sądzę można było się spodziewać od początku. Bardzo podobał mi się duet Jane-Grayson, ta para miała w sobie to coś. Śmierć Graysona i jego pojawienie się w nowym ciele w moim odczuciu zupełnie nie potrzebne i pozostawiają jeszcze większy niesmak. Sam rys charakterów wielu postaci - Jane, Kim, Parker, Teri bardzo na plus.