Wow oglądać Annie z pierwszego sezonu i teraz to jakby patrzeć na dwie różne bohaterki. Oczywiście zmiana jest, przynajmniej dla mnie, na plus; chociaż nie mogę powiedzieć, że Annie na początku była gorsza, była po prostu chyba bardziej naiwna. To pewnie te rosyjskie więzienie tak ją zmieniło :P
Rosyjskie więzienia zmieniają naprawdę ludzi. Ale po tych wydarzeniach w Rosji ja zauważyłam w Annie taką małą zmianę. Z mojego punktu widzenia Annie tak nie chętnie przyjmowała pomoc swoich przyjaciół, ale nawet za to ją lubię :)
Zmiana oczywiście jest widoczna, ale sama Annie w dyskusjach wyraźnie wyolbrzymia swoje "zejście do podziemia". Opisuje to jakby zdziałała w ciągu kilku miesięcy cuda wianki, których nie powstydziłaby się Masoneria za cały okres swojego istnienia. Jednak w całym serialu odpowiada mi metoda zamykania narracji. Jeżeli jakiś wątek jest kluczem do fabuły, to nie trwa więcej niż 2 sezony (nie ma tu sztuczek na miarę Mentalisty, które ciągnęły się ponad 5 sezonów). Co prawda motyw Moriartiego w serialach bywa ciekawie eksploatowany, nie mniej jednak Henry zaczynał mnie wnerwiać z tym swoim wtrynianiem w cudze życie za własne błędy... może o prostu postać została źle napisana.
"Jednak w całym serialu odpowiada mi metoda zamykania narracji. Jeżeli jakiś wątek jest kluczem do fabuły, to nie trwa więcej niż 2 sezony (nie ma tu sztuczek na miarę Mentalisty, które ciągnęły się ponad 5 sezonów). "
O to to! Też mi się to bardzo podoba. Ciągnięcie jednego wątku przez x sezonów skutecznie mnie zniechęca do serialu. A tam mamy grubszą sprawę z Henrym Wilcoxem, Chicago i Belenke, porwanie Auggiego. Wszystko w rozsądnych dawkach.