Film dość skrupulatnie odtwarza jej fabułę. W sumie, to byłem mocno zaskoczony tym jak potoczyły się losy bohaterów. Można powiedzieć, że potoczyły się bez wyjątku na opak. Mozna tez zarzucić McMurtryemu pewną manię znęcania sie nad stworzonymi postaciami.
Przyjrzyjmy się temu co się wydarzyło.

Z głównych postaci zginęli Augustus, Deets i Jake. Oprócz tego chyba jeszcze dwóch poganiaczy - Irlandczyk i gość, który został trafiony piorunem. Newt nie doczekał się nazwiska Woodrowa, a ostatecznie skręcił chyba kark na Piekielnicy, o czym dowiadujemy się w Ulicach Laredo.

Lorena w zasadzie ześwirowała, bo inaczej nie da się określić jej stanu pod koniec. Boggettowi tez już potem odbiło - można powiedzieć ze zmarnował sobie chłopak życie.
Clara podobnie zdawała się wieść raczej marny żywot. Strata obu synów, potem mąż i McCrae. Ostatecznie robiła za niankę dla Boggetta i Julego.

Roscoe Brown, dzieciak i dziewczynka - zabici. July nie odzyskał żony, nie wyszło mu z Clara i pozostał żałosny do samego końca.

Siny Kaczor skręcił sobie kark, ale jego akurat nikt nie powinien żałować.
Elmira zwariowała po powieszeniu Dee Boota i ostatecznie została oskalpowana razem ze Zweyem przez Indian.

Wanz popełnił samobójstwo, o czym dowiadujemy się na samym końcu.

Bolivar natomiast wrócił na stare śmieci w dosłownym tego słowa znaczeniu. Czyli tez marnie :)