łamie lewicowe reguły dzisiejszej Skandynawii, gdzie dzieci jeśli tylko są smutne, można odebrać w trybie nagłym rodzicom. To serial zrobiony delikatnie, szanujący dziecięcą wrażliwość, daleki od np.wielu amerykańskich filmów dla dzieci, zbyt brutalnych i z nalotem brzydoty oraz agresji naszego świata.
Dokleję tu coś, co napisałem pod "Inger Nilsson":
Tami Erin pozostaje w tyle. Inger Nilsson najlepiej wykreowała Pippi, postać w gruncie rzeczy jakby z marzeń dziecięcych, bo chyba po to pisarka Lindgren stworzyła postać Pippi. Amerykańska wersja "Pippi" to taki prosty katalog łobuzerstw, a to, co i jak wyczynia szwedzka Pippi, czyli Nilsson to taki jakby manifest pragnień dziecięcych, to utajona rewolucja w duszach dziecięcych, trwająca całe dzieciństwo, to wieczne usiłowanie zerwania się ze sznurka. Ale to opowieść o rewolucji bez gilotyny, to... aksamitna rewolucja, chciałoby się rzec: platoniczne zakochanie dzieci w wolności. Jego odwrotnością jest to, o czym śpiewał np.Pink Floyd w "Another brick in the wall". To zbyt tępe i dosłowne potraktowanie marzenia młodych o wolności. A I. Nilsson nie byłaby dla mojego pokolenia tak świetna, gdyby nie znakomity dubbing w wykonaniu Ewy Złotowskiej. Oskarowy!