Po prostu zaniemówiłam. Końcówka była idealna. Świetne zakończenie całego serialu. Ogólnie
bardzo dobre wyjaśnienie i pozamykanie wszystkich wątków . Sean zdecydował się na operację i
oddał nerkę nieznajomemu, Adam spełnił marzenie mamy i skończył szkołę przed jej śmiercią,
Cathy pogodziła się z ojcem. Ostatnia scena, ta muzyka w tle, spotkanie z Marlene.. Bardzo
smutne i piękne zarazem.
Finał był świetny, po prostu tak to wszystko musiało się skończyć... W tej serii więcej było do płaczu tak naprawdę niż do śmiechu, ale inaczej tego nie można było pokazać. Naprawdę się wzruszyłem (i nie wstydzę się do tego przyznać) w momencie gdy Adam wrócił do domu z dyplomem ukończenia szkoły, łezka mi się też zakręciła przy ujęciu martwej Cathy... Co do samej końcówki to scena z tym aniołem i przejściem do innego świata była lekko niepotrzebna i zepsuła zakończenie, bo już sama scena z basenem i z Marlene była po prostu piękna, brakowało mi jeszcze po drugiej stronie Lee, w końcu też odegrał bardzo ważną rolę w życiu Cathy... Ale wiadomo Hugh Dancy gra teraz w Hannibalu i pewnie terminy mu nie pozwalały na zagranie choć tak małego epizodu, a szkoda...
Podsumowując, to było genialne zakończenie bardzo dobrej serii, i świetnego serialu.
właśnie, Lee był wspaniałą postacią i Caty tez się z nim związała, bardzo go brakowało. no ale fajny serial, wspaniała Laura Linney! no i John Hickey jako Sean <3
Zgadzam się, to zakończenie było idealne. Żadne inne by nie pasowało, byłoby sztuczne i przekłamane. nie pamiętam kiedy tak płakałam na jakiś filmie czy serialu
To racja, ja przyznaję się,ze płakałam jak bóbr, gdy Paul przyszedł z peoniami, bo gdy je kupował już wiedziałam jak się wszystko dalej potoczy. I już moje kanaliki łzowe się uruchomiły, gdy Adam uzyskał dyplom, no a potem poszłooo. Zobaczyliśmy tylko reakcję Paula na śmierć Cathy i to wystarczyło - wiedzielismy,że był najsłabszy z nich wszystkich, jak wybuchnął w scenie, gdy szykowali się na przyjazd Cathy z hospicjum.
Przepiękna końcówka serialu.
Oj...to trudne...bo jestem po dobrym winie no i po finale tej serii, którą nota bene zacząłem oglądać już parę lat temu przy okazji promocji do Weeds. Tak zżyłem się z problemami tejże rodzinki, że w danej chwili samo wymówienie słowa "Cathy" powoduje zbytnie zamglenie oczu by dalej pisać. To był świetny serial...jeden z takich co uczy nastawienia do życia... i nawet nie chodzi o to, że pozytywnego, ale nawet bojowego jak trzeba. Wiele się też zmieniło prywatnie w moim życiu od czasu rozpoczęcia powiedzmy sobie długiej wędrówki z Cathy, dlatego podwójnie przeżywam fakt, że finału nie przyszło mi oglądać z pewną osobą, która mam nadzieję kiedyś, już osobno obejrzy go i kto wie, może pozytywnie pomyśli o mnie. Laura Linney znana jest z wielu trudnych ról, ale dla mnie już zawsze będzie na pozór poukładaną Cathy, która wyrok potraktowała jako szansę i pomimo przeciwności losu zawsze szła pod prąd do przez siebie wyznaczonego celu. Pozdro.
Ach, zgadzam się...
Nic nadzwyczajnego, też się popłakałam. Bardzo fajne, nieprzesłodzone zakończenie. Nie będę się po Was powtarzać z pozamykaniem wątków. To jeden z niewielu seriali, po którego ostatnim odcinku nie czułam niedosytu, że czegoś jeszcze chciałabym się dowiedzieć.
Smutek, ale to ważne, że serial się skończył w taki właśnie sposób. Przeżyłam ten finał niemal tak jak ostatni odcinek Six Feet Under. Laura Linney doskonała, seriale przejęły emocje, które kiedyś można było odnaleźć w fabułach. Dziś trudno byłoby mi się tak wzruszyć w kinie.