PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=554657}

Shameless - Niepokorni

Shameless
8,2 47 460
ocen
8,2 10 1 47460
Shameless - Niepokorni
powrót do forum serialu Shameless - Niepokorni

Po prostu... Szkoda mi słów. Nie wiem co dzieje się z tym serialem, ale jak dla mnie jest coraz gorzej. Jedynym pozytywem była chyba Amanda uderzając Lipa. Dziewczyno, zasługujesz na więcej niż on. Kompletnie nie rozumiem po co jest to wszystko z Helene. I jeszcze ten jej mąż... Fiona to też jakaś porażka, z odcinka na odcinek coraz gorzej z nią, nie interesuje się domem, tylko lata od Gusa do Seana i z powrotem. Nigdy nie wybaczę twórcom tego, że zrobili z niej coś takiego; do połowy trzeciego sezonu była moją ulubioną postacią, a teraz...
Scena z Mickiem i Ianem to porażka, choć zagrana cudownie, wręcz po mistrzowsku i kocham ich za to. Nawet nie chodzi o to całe zerwanie, tylko o sposób, w jaki zostało napisane. Już nie wspomnę o fakcie, że dostają, ile, 5 minut na całe 58 minut odcinka? Przecież to jakiś żart. Showtime wypromowało serial za pomocą #gallavich (sprzedają nawet koszulki, haha), a pięć lat ich związku wyrzucają do śmieci w taki sposób. Ian nie zainteresował się tym, że Sammi celuje w Mickeya? Witamy w finale! Bipolarny czy nie, to jak nie Ian.
Monica chociaż raz powiedziała coś prawdziwego - Cam naprawdę jest piękny.
Nareszcie Carl! Co do Debbie... Mam nadzieję, że jednak się ogarnie i przestanie bawić w dorosłą. Bianca była fajna, szkoda jej.
Reasumując, najgorzej spędzona godzina w moim życiu. Chyba zacznę udawać, że Shameless skończyło się na 4x11, a piąty sezon nigdy nie miał miejsca.

Aha, i prawdopodobnie Noel nie wraca w szóstym sezonie.

Sereniti

Podpisuję się pod wszystkim - przerażająco zły odcinek, oglądało się go po prostu przykro, jak jakąś parodię, a nie serial, którego poprzednie cztery sezony były na naprawdę wysokim poziomie.

Nie poznaje w tym sezonie przynajmniej połowy postaci. Ian i Mickey byli jedynym wątkiem na poziomie - do ostatniej sceny, którą wypieram z pamięci. Ich związek został dosłownie wyrzucony do śmieci. Spodziewałam się jakiejś taniej i może frustrującej, ale mimo to wzruszającej sceny, typu Ian chcę się rozstać, bo uważa, że nie nadaje się teraz do związku i że Mickey będzie bez niego szczęśliwszy. Nie wiem, co obejrzałam, w momencie, gdy Sammi zaczyna strzelać, a Ian zupełnie nie reaguje, ma gdzieś, że Mickey może umrzeć, i spokojnie zaczyna gadać z Fioną, zaczęłam się śmiać ze złości.

Debbie w ciąży to już tylko gwóźdź do trumny tego serialu - nie będę w stanie jej współczuć tej ciąży w młodym wieku, jeśli sama tego chciała. Jedyne, co próbują osiągnąć za pomocą tego wątku, to zaszokować widzów, nie zwracając uwagi na to, że zupełnie zamordowali postać, której nie da już się lubić. Lip znowu potraktował dziewczynę jak śmiecia i zachował się jak gówniarz, a przerażająco nudny "wątek" Fiony (ograniczonej w tym sezonie tylko do beznadziejnych romansów) nie dostał nawet rozwiązania. Brak słów.

Co do Noela Fishera w następnym sezonie - wciąż nie było konkretnej wypowiedzi na ten temat, nie? Ale na pewno nie będzie go w całym sezonie, co najwyżej w części. Nie potrafię wyobrazić sobie sposobu, w jaki Mickey miałby na tym etapie zostać wypisany z przynajmniej minimalnym sensem. W tej chwili od tego, jak duży będzie jego udział w następnej serii, uzależniam to, czy w ogóle spróbuję ją obejrzeć - bo jeśli widzą Iana w taki sposób, jaki sugerowała ostatnia scena (jako idiotę, który nie jest w stanie uczyć się na błędach Monicy), nie zamierzam psuć sobie dobrych wspomnień po świetnym wątku.

ocenił(a) serial na 10
_malena_

Nie jestem w temacie, więc spytam : dlaczego nie będzie Noela w następnym sezonie, bądź w jego części? Jakieś inne plany zawodowe czy co ?

gwiazdka123_2


Z tego, co rozumiem, następną serię będą kręcić w tym samym czasie, co film, na udział w którym podpisał kontrakt wcześniej (a kontrakt do Shameless odnawiają mu z roku na rok).
Noel zawsze był bardzo zaangażowany w serial, więc jestem prawie pewna, że wróci, ale raczej nie w pierwszej połowie sezonu.

ocenił(a) serial na 9
gwiazdka123_2

Chce się zająć filmami, nie wiem czy nie chodzi tu o kolejną część Wojowniczych Żółwi Ninja.

ocenił(a) serial na 8
_malena_

no własnie miałam nadzieję, ze Ian jednak uczy się na błędach matki, tak sugerowałby jego powrót do domu :(

ocenił(a) serial na 10
_malena_

Mam nadzieję, że jednak będzie, bo nie wyobrażam sobie Shameless bez Micka. Na twitterze i tumblrze biorą to bardzo na poważnie, chyba mi się udzieliło.

ocenił(a) serial na 10
Sereniti

Mi tak samo :( a po zobaczeniu tego to już w ogóle jestem pełna obaw : https://twitter.com/CameronMonaghan/status/585138767335297024 brzmi jak pożegnanie :( (oczywiście jeżeli jest to rzeczywisty profil Cama, bo nie ogarniam się w tych sprawach, ale chyba tak )

ocenił(a) serial na 10
gwiazdka123_2

https://twitter.com/CameronMonaghan/status/585138767335297024

ocenił(a) serial na 10
gwiazdka123_2

coś nie chce się link z tego zrobić :/ w każdym razie chodzi mi o tego twitta : 5 years we were at this @noel_fisher. It has been a pleasure developing these characters, their relationship & story. You're the man.
Best.

ocenił(a) serial na 10
gwiazdka123_2

Lol, nie radzę brać Cama na poważnie, bo ten facet to troll. Osobiście nie wierzę w żadną rzecz, którą on pisze XD Po zakończeniu 3 sezonu też ciągle gnębił fanów, że może już nie wrócić do serialu. Albo to jak złośliwie pisał, że nie sądzi by Mickey i Ian kiedykolwiek się pocałowali (podkreślę, że pisał to podczas wydawania 3 sezonu, czyli tamte sceny były już nakręcone). A to tylko kilka z wielu przykładów. Myślę, że go to śmieszy XD Dla własnego zdrowia wolę nie brać żadnego jego słowa na poważnie XD

ocenił(a) serial na 10
evilkona

Aha, dobrze wiedzieć w takim razie ;) to mnie trochę uspokoiłaś :D

ocenił(a) serial na 8
gwiazdka123_2

on tak naprawdę nazywa się Cameron Trollaghan. Albo fakt, że opublikował twitta w prima aprillis, że finałowy odcinek jest jego ulubionym, a potem to usunął XD

ocenił(a) serial na 10
harmless

Sądzę raczej, że usunął tego tweeta z powodu hejtów, które dostawał, co niestety zdarza się często XD Plus, osobiście sądzę, że Cam po prostu lubi odcinki, w tórych może się wykazać aktorsko XD

ocenił(a) serial na 9
_malena_

co do Debbie to niekoniecznie się zgadzam. Wychowała się w popranej rodzinie, o tym, że ma parcie na dziecko było już wcześniej wiadomo, kiedy ukradła chłopca z imprezy urodzinowej. Debbie panicznie pragnie miłości i poczucia, że ktoś jej potrzebuje. Więc jak tylko napatoczył się ktoś kto powiedział je,j że ją kocha i daj jej nadzieję na kochającą rodzinę, to się dwa razy nie zastanawiała.

Sereniti

Potwornie nudny finał. Czekałam z utęsknieniem, aż te 50 minut minie. Zresztą cały sezon taki był.

Fiona - WTF gdzie się podziała dziewczyna, która stawiała rodzinę na pierwszym miejscu? Bum... zniknęła. Zamiast niej pojawiła się niestabilna emocjonalnie nastolatka, która nie wie czego chce. Gus czy Sean? A może Jimmy/Steve? Jej wątek to chyba ekranizacja 17 części Zmierzchu(serio, na twitterze było pytanie #teamsean czy #teamgus WTF). Przez cały sezon miała w nosie swoje rodzeństwo. Pojawiała się tylko wtedy kiedy musiała (czyt. Carl w pace, Ian w szpitalu). Rozwalały mnie te jej rozmowy z Seanem. Opowiadała przez sekundę o Ianie czy Carlu po czym telepała nad Seanem i jego życiowymi rozterkami. Priorytety. Pozdrawiam scenarzystów great job.
Frank - właściwie nie ma o czym pisać. Jak zwykle dostał jakąś losową fabułę, która nie ma żadnego wpływu na serial.
Lip - w tym sezonie nie dostał praktycznie żadnej fabuły, ale za to wcisnęli mu starszą laskę. YEEEY -,-
Carl - uwielbiam go. Niestety twórcy serialu mają problem, bo on i Debbie podrośli i wypadałoby dać im jakąś fabułę. Na szczęście udało im się wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji wsadzając go do poprawczaka.
Debbie - od rezolutnej dziewczynki do głupiej nastolatki. Właściwie nie dziwie się jej, że chce mieć to dziecko. Wszyscy mają swoje "problemy", ona została pełnoetatową niańką Liama. Przynajmniej nagadała trochę Fionie :)
Kev i V - no wątek stulecia. Kevin nie mógł się kochać ze swoją żoną, nie miał jednak problemu, by przelecieć pół akademika. OK
Ian i Mickey - piękna katastrofa. Przed obejrzeniem tego odcinka sądziłam, że Ian zobaczy jak żyje Monica, przejrzy na oczy i wróci do domu. I faktycznie tak zrobił tylko to co się stało potem było... Szkoda słów. Cała ta sytuacja nie miała żadnego sensu. Przecież Ian i Mickey się kochają. Ian walczył o ten związek przez 4 sezony. W końcu się udało, ale twórcy postanowili to wszystko zniszczyć sprawiając, że Ian kompletnie nie zachowywał się jak Ian. BTW dlaczego scenarzyści robią Mickiego kompletnego debila wciskając mu do łóżka kobiety? Ekhm on jest GEJEM. Niestety, nieważne jakby się starał, nie dozna spełnienia z laską. Po co pokazać scenę seksu dwóch gejów skoro możemy pokazać "heteroseksualny" seks! W końcu kobiety mają piersi, którymi możemy świecić w każdym odcinku! Genialne.
Zobaczymy jakie głupoty wcisnął nam scenarzyści w 6 sezonie.

ocenił(a) serial na 9
kasia275

Nawet nie wiesz jak te sceny seksu mnie wkurzały przez cały sezon. Nie jestem pazerna, lubię emocjonalną stronę związku Iana i Mickey'ego, ale czemu do jasnej anielki każdy związek dostaje przynajmniej jedną scenę seksu na ekranie, jak nie więcej, a w przypadku Iana i Mickey'ego robimy cięcie? Jestem ciekawa, czy to decyzja scenarzystów, czy Showtime.

deathmaster

Mieli mieć jedną scenę seksu, w 5x03. Została nakręcona, osoby, które oglądały przedpremierowe pokazy mówiły o niej (na tumblrze krążyły nawet kawałki scenariusza, który ją zawierał), a potem wycięta przed emisją. Więc to chyba decyzja stacji, co nie zmienia faktu, że scenarzyści też nie próbowali za bardzo traktować ich w ten sam sposób, co par hetero.

I zwróćcie uwagę - Mickey miał w tym odcinku scenę seksu z dziewczyną (!???), którą oczywiście dokładnie pokazali, a potem seks z chłopakiem został tylko zasugerowany. W przeszłych sezonach też kilkakrotnie pokazywali, jak Mickey uprawiał seks z kobietami, ale kiedy robią to z Ianem, są traktowani w ten sam sposób, co Debbie i Derek, których grający aktorzy są nieletni.
A twórcy serialu chwalą się wszędzie swoją niesamowitą reprezentacją lgbt.

deathmaster

Też mnie to zastanawia. Tyle, że wcześniej nie mieli oporów z pokazywaniem takich scen. Zresztą, gdzie mieliby wcisnąć taką scenę, skoro wątek Iana i Mickiego w każdym odcinku trwa 5 minut.

ocenił(a) serial na 10
deathmaster

A najśmieszniejsze jest to , że Ian miał w pierwszym odcinku dość "odważną scenę " z gościem ze sklepu , a z Mickey'em praktycznie nic .

was10

Też mnie to zastanawia. Nawet na początku serialu, kiedy dla Ian i Mickey tylko i wyłącznie się pieprzyli, wtedy ten seks pokazywali. Przez 5 sekund, ale jednak.

ocenił(a) serial na 8
kasia275

Mickey jest najlepszą postacią serialu, Debbie z tymi durnymi minami wkurzała mnie tak, że aż telepało. Jimmy - Lizaczek Wielka Głowka - miałam nadzieję, że Fernando go zaciukał a tu takie coś. Mickey i Sheila muszą wrócić :)

ocenił(a) serial na 9
Sereniti

Amen.

Podchodziłam do finału z myślą, że będzie bolało, pewnie nawet bardzo, ale nic nie przygotowało mnie na to, co zobaczyłam.

Fiona robi się żałosna z każdym kolejnym odcinkiem, w ogóle nie interesuje się faktem, że Ian jest gdzieś z matką. Gdzie ta Fiona, która wskoczyłaby w pierwszy lepszy autobus i zaczęła brata szukać na własną rękę? Dlaczego jednym, który wciąż próbuje nawiązać z Ianem jakiś kontakt jest Mickey? Dlaczego rzucili w tym sezonie Fionie trzech facetów do wyboru, a na koniec i tak nie rozwiązali całej sprawy?

Debbie spotyka to samo co Fionę. Jak z takiej dojrzałej dziewczynki zrobiło się takie zdesperowane na dziecko coś? Toż to jakaś parodia. Część z tego to efekt braku Fiony, która nie może się zdecydować jakiego kijaszka pomiędzy nogami woli, ale litości, chyba nie zmieniło to Debbie aż tak?

Frank i Bianca byli jedynym w miarę interesującym puntem odcinka. Przynajmniej dało się odczuć emocje ich wspólnych scen, nie to co pewna inna para, o której za chwilę. Szkoda mi Bianci.

Lip jak to Lip, wciąż robi to samo i niczego nowego się nie nauczył. Podobał mi się na początku sezonu, gdy ogarniał studia, ale im dalej w las tym gorzej. Dobrze mu tak, że Amanda mu przywaliła, nie zasługiwał na nią. Najgorsze jest, to ten wątek z profesorem mógłby być ciekawy, zwłaszcza że w grę wchodzi tu otwarty związek, ale jak ma mnie to ciekawić, gdy jedyne na czym to polega to sekszenie się w każdym odcinku?

No i jest jeszcze Ian i Mickey. Będę szczera, zaczęłam oglądać serial dla nich, tyle się nasłuchałam o ich wątku, że musiałam go zobaczyć na własne oczy. To jak potraktowali ten wątek w finale woła o pomstę do nieba. Od czego by tu zacząć? Może od tego, że po pięciu latach walczenia z przeciwnościami tak to się skończyło? Przemowa Iana miała nieco sensu, rozumiem że mógł chcieć odpocząć od związku i żeby nie być ciężarem, ale co to miało przepraszam być? Na własne oczy zobaczył w jakim stanie jest Monica, zresztą nie pierwszy raz, nawet usłyszał od niej, że najważniejsze to mieć przy sobie kogoś, kto cię kocha. Jakiś czas później Mickey wyznaje mu miłość bez żadnego strachu, a Ian ma za przeproszeniem wyje*ane chociaż czekał na to wyznanie tyle lat? To mogła być taka piękna, emocjonalna scena, a mnie nawet nie wzruszyła. Byłam za to potwornie wściekła, bo całkiem ją zniszczyli.
To że ich wspólna scena miała może z minutę długości mnie nie dziwi. Przez cały sezon tylko tyle trwały ich interakcje i jakby tego było mało ani razu nie odbyli ze sobą żadnej poważnej rozmowy. Fiona dostała takich rozmów od cholery z oboma facetami, Lip nagadał się z Amandą i nauczycielką. Tymczasem Ian i Mickey mieli szczęście, jeśli mieli wspólna scenę przez więcej niż dwie minuty. Ani razu nie rozmawiali o chorobie Iana, a gdy w końcu do tego doszło, co robią scenarzyści? Przerywają wszystko tanim elementem komicznym z Sammi. To zapewne jest powód OOC zachowania Iana, bo inaczej nie potrafię wyjaśnić dlaczego chłopak, który w poprzednich dwóch przypadkach postrzelenia Mickey'ego panikował, teraz jakby nigdy nic rozmawia sobie z Fioną, a potem dzieli się jointem z Lipem. Przecież wiadomo, jaka jest Sammi, to że może zabić Mickey'ego jest bardziej niż pewne. Nie jestem specjalistą od dwubiegunówki, ale nie sądzę, że wywołuje taką obojętność, zwłaszcza że chwilę wcześniej Ian płakał, a jeszcze wcześniej wkurzał się na Monicę.

Finał był z rzyci wzięty i tyle. Na obecną chwilę nawet nie mam ochoty oglądać sezonu szóstego. Czuję się oszukana i potraktowana jak nic nie warty fan, który był dobry do promocji serialu. Może do stycznia czy kiedy tam nowy sezon się zacznie jeszcze mi się zmieni nastawienie, ale póki co pokazuję Shameless środkowy palec, tak jak pokazano go mnie.

ocenił(a) serial na 8
deathmaster

Fiona jest alkoholiczką i narkomanką, więc jej zachowanie nie dziwi, lecz mimo wszystko...

ocenił(a) serial na 9
Sereniti

Zabawne , przez cały sezon w wątkach o poprzednich odcinkach tyle się naczytałem jakie to one nie są świetne, genialne itp , a teraz nagle po finale okazuje się ,że ten cały sezon to porażka .

Ktoski

Mnie akurat pochwały tego sezonu na filmwebie w tematach dotyczących poprzednich odcinków bardzo dziwiły, bo jego większość była koszmarna. Na anglojęzycznych stronach 5 seria jest bardzo mocno krytykowana i mam nadzieję, że jak najwięcej z tego dotrze do scenarzystów, bo żeby uratować ten serial, musieliby się bardzo postarać, a kilka wątków zostało zniszczone nieodwołanie.

ocenił(a) serial na 10
Ktoski

Najwyraźniej osoby udzielające się w tamtych wątkach zadowalają się byle czym. Większość piątego sezonu to jest porażka. To już nie jest to samo Shameless, jakie znaliśmy.

ocenił(a) serial na 10
Sereniti

Ogólnie co do sezonu 5 - wg mnie był najgorszy ze wszystkich dotychczasowych, ale i tak był dobry.

Powiem szczerze kiedy obejrzałam finał - przeszła mnie fala emocji, od gniewu po miażdżący smutek. Najbardziej mnie zdenerwowała scena kiedy Sammi goniła Mickey'ego z pistoletem, a Ian miał to głęboko i na to dalej jestem wkurzona. Ale ogólnie po nocy ochłonęłam i dużo rzeczy przemyślałam. Chciałam zwrócić uwagę na to, że Ian przez cały odcinek był z Monicą, a ona nagadała mu pełno trujących rzeczy i zrobiła pranie mózgu. Ian słuchał każdego pojedynczego słowa Monici, zawsze chciał mieć kochającą matkę i dalej tego pragnie, teraz ona mówi mu jaki piękny i wspaniały jest, mówi mu wszystko, co on chce powiedzieć, ale nie to, czego potrzebuje. Kiedy Fiona i Lip zawsze byli bardziej gorzcy w stosunku do Franka, to Ian miał tą specjalną relację z Monicą. I teraz ona ciągle mu powtarza, że on nie potrzebuje naprawy, że powinien być z kim kto go kocha za to kim naprawdę jest - bez żadnych leków. I pierwszą rzeczą o jaką pyta Mickey'ego jest - "Dalej będziesz chciał ze mną być, jeśli nie będę brał leków?". I, że nie potrzebuje bycia naprawionym, więc z nim zrywa, bo nie wierzy, że Mickey kocha go w taki sposób w jaki myśli, że powinien być kochany. To nie jest ooc. Ian zawsze był tym bardziej wycofanym i nie wierzącym w swoją wartość. To jest jedna z wielu myśli, które mam na temat tego zerwania, ale reszty nie mam siły pisać, tbh.

Chciałam jeszcze dodać, że osobiście jestem pewna, że Noel nie opuści Shameless na więcej niż na pół/jeden sezon. Nie sądzę by pozwolił, żeby charakter, który tak kocha (sam powiedział, że Mickey jest ulubioną postacią, którą kiedykolwiek zagrał) odszedł w taki sposób, błagam. A sami twórcy serialu w życiu by nie chcieli by odszedł, bo Mickey jest ulubieńcem fanów, a Noela każdy docenia jako aktora.

Co do reszty: Lip w końcu dostał w twarz, bardzo mnie to cieszy. Fionie w końcu ktoś powiedział, żeby dorosła, wow, mam nadzieję, że posłucha. Debbie nie będę komentować, ale szczerze mówiąc rozumiem, co nią kieruje aż za dobrze, a ona dalej ma ledwo 14 lat, także ma prawo robić naprawdę głupie rzeczy. Potrzebuję więcej Carla w poprawczaku, bo ta ostatnia scena była genialna! A Bianca mnie wzruszyła szczerze mówiąc.

evilkona

(Przepraszam za wypracowanie, ale muszę wylać frustrację).

Zupełnie nie potrafię spojrzeć na to w ten sposób. Shameless od kilku lat było moim ulubionym serialem i do tej pory próbowałam jakoś usprawiedliwiać ten sezon, ale po finale zupełnie straciłam wiarę w to, że scenarzyści wiedzą, co robią.

Ian zawsze był w mojej czołówce, ale w tej serii to była moja zdecydowanie ulubiona postać, jedna z nielicznych, których nie zniszczyli w tym roku - do tego odcinka. Nie cierpię osoby, która potraktowała Mickeya jak śmiecia w końcowej scenie tego odcinka i nie rozpoznaję w niej postaci, którą budowali przez 5 sezonów. Gdyby napisali tę scenę inaczej, gdyby pozwolili Ianowi powiedzieć Mickeyowi, że też jest dla niego ważny, że jest mu przykro i że był zajebistym chłopakiem, ale w tej chwili nie potrafi/nie chce/nie jest w stanie z nim być, nie wie, kim jest, co czuje i co robić dalej z życiem - dałoby się to zrozumieć i usprawiedliwić. Zamiast tego Ian miał zupełnie gdzieś to, co czuje Mickey, że robi mu straszną krzywdę, łamie serce i sprawia, że pewnie już nigdy w życiu nie zaufa nikomu. Scena, w której Ian nie reaguje, gdy Sammi zaczyna strzelać jest tak zła, że nie mam siły o niej pisać. ChAD to choroba powodująca zmiany nastrojów, nie zmiany osobowości i absolutny egoizm.

Ian zawsze był dość inteligentny i był jedną z postaci, które odznaczały się największą empatią (żart polega na tym, że numerem jeden pod tym względem była gwałcicielka Debbie). Jest osobą, która wychowała się z Monicą i wie, jak to jest kochać kogoś, kto jest chory psychicznie i nie przyjmuje leków, na którą nie można liczyć i której nie można ufać. Było widać w tym odcinku, że ciężko mu było patrzeć na to, jak Monica się zachowuje, na jej chłopaka i wybory. Nie ma mowy, że zinterpretowałby jej słowa w taki sposób, w jaki to zrobił, nie ma w tym żadnego sensu. Do końcowej sceny wydawało się, że Ian zrozumiał, że tego właśnie nie chce od życia i że po powrocie spróbuje brać leki i walczyć w chorobą. Dlatego końcówka jest idiotyczna i nie wynika z tego, co działo się wcześniej.

Też jestem pewna, że Noel wróci do serialu i akurat o to zbytnio się nie martwię. Martwię się, że już zniszczyli ich relację i ich jako osobne postaci (a w 6 serii dodatkowo zniszczą Iana, bo obawiam się, że końcówka jego wątku miała sugerować, że zamiast wrócić do leków i próbować coś zrobić ze swoim życiem, będzie się zachowywał jak Monica) do tego stopnia, że wcale nie będę już chciała oglądać ich razem.
Ian i Mickey to serialowa para której kibicowałam najbardziej ze wszystkich seriali, jakie kiedykolwiek oglądałam. Ooc Ian z końcowej sceny nie zasługuje na tak dobrego chłopaka jak Mickey. I nie potrafię wybaczyć scenarzystom zniszczenia tak fantastycznego wątku najgorszym i zupełnie bezsensownych zakończeniem.

ocenił(a) serial na 10
_malena_

Rozumiem Cię i uważam, że w wielu rzeczach masz rację. Osobiście gdybym ja pisała scenariusz, zrobiłabym to zupełnie inaczej i nawet gdyby to zerwanie było konieczne też napisałabym je w zupełnie inny sposób, ale to nie zmieni faktu, że rozumiem dlaczego zostało to zrobione w ten właśnie sposób. Mimo, że mi się to zupełnie nie podoba.

Tak, CHaD to choroba powodująca zmiany nastrojów, a nie zmiany osobowości, ale też potrafi sprawić brak empatii w stosunku do innych osób, szczególnie w czasie manii. Ale Ian też nie wyglądał na będącego w stanie maniakalnym. To prawda, że Ian był naprawdę nie w porządku w stosunku do Micka i nie ma na to żadnego usprawiedliwienia. Ale to, że się kogoś kocha nie znaczy, że nigdy nie powie się tej osobie okropnych i raniących rzeczy. Ian popełnił wielki błąd w tym momencie i mam nadzieję, że w sezonie 6 sobie to uświadomi i szczerze przeprosi Mickey'ego za to wszystko.

Nie wiem, ale mam wrażenie, że gdyby Sammi nagle się nie pojawiła to ta scena inaczej by si skończyła.

Ian tak bardzo jak nie chce być ciężarem dla innych (to wyjaśnia wiele jego akcji, włączając do tego zerwanie z Mickey'em), nie chcę zostać Monicą. Może odpychać od siebie ludzi, ale nie chce spaść na samo dno, bo sam zobaczył do czego to prowadzi. Do sprzedawania metaamfetaminy w ciężarowce na zadupiu. Mimo tego wszystkiego, co powiedział do Micka by go od siebie odepchnąć, myślę, że będzie się starał o to by było lepiej i by się zaakceptować i myślę, że będzie brał leki, nie dlatego, że Mickey albo ktokolwiek inny mu każe tylko dlatego, że sam tego chce. I jedyne czego pragnę to, to by Mickey był tam i czekał na niego.

To są oczywiście tylko moje myśli i nikt, absolutnie nikt, nie musi się z nimi zgadzać. A opinie innych osób uwielbiam czytać, więc.

evilkona

Czytałam spoilery do finału jakiś tydzień temu i pogodziłam się z tym, że rozwalą ich związek, ale miałam nadzieję, że dostaniemy dobrą, wzruszającą scenę, która będzie miała sens dla nich obu. Rozegranie tego w ten sposób, że Ian nie chce być ciężarem dla Micka, nie uważa, że nadaje się do związku, i chce sobie z tym wszystkim spróbować poradzić sam, nie będąc kontrolowanym przez kogoś innego, miałoby idealny sens dla jego postaci - Ian zawsze chciał dochodzić do wszystkiego sam i miał niskie poczucie własnej wartości. Nie rozumiem, czemu nie dostaliśmy czegoś w tym stylu, a zamiast tego napisali absurdalną scenę, w której Ian zwala winę za to rozstanie na osobę, która zrobiłaby dla niego wszystko.

Jest tak jak piszesz - Ian absolutnie nie sprawiał wrażenia, że był w stanie maniakalnym - mogli to usprawiedliwić w ten sposób, ale niestety tego nie zrobili. Był załamany, ale zdawał się myśleć dość trzeźwo, nie podobał mu się sposób życia matki i wydawał się wyciągać sensowne wnioski ze spędzonego z nią czasu. Powiedzenie komuś okropnych rzeczy to nie to samo, co absolutny brak zainteresowania uczuciami osoby, która podporządkowała byciu z tobą całe swoje życie. A Iana w tej scenie nie obchodził Mickey i to, co będzie z nim dalej. Jakikolwiek banał, typu "przykro mi", "wiem, że sobie poradzisz" i "to nie twoja wina" mógłby uratować tę scenę choć trochę, ale nie dali nam nic takiego.
Nie poznaję postaci, którą tak bardzo lubiłam i jedyne, co mi pozostaje, to jakoś wyprzeć tę scenę z pamięci, jeśli chcę lubić go dalej (to samo, tylko gorzej, mam z Debbie, Fioną i kilkoma innymi postaciami). Ciężko mi było to oglądać, bo do tego odcinka wątek Iana był naprawdę świetnie poprowadzony i fantastycznie zagrany, a tak jedna scena psuje mi cały jego odbiór. Jeśli nie byli w stanie napisać ich zerwania nie niszcząc żadnej z postaci, najlepiej byłoby, gdyby ostatnią sceną Iana w tym odcinku była ostatnia rozmowa z Monicą. Otwarte zakończenie byłoby lepsze od tej koszmarnej sceny, szczególnie, że wydaje się, że scenarzyści nie mają pojęcia, co zrobić z nieobecnością Noela Fishera w następnym sezonie.

Przed emisją odcinka miałam nadzieję, że w kolejnej serii poprowadzone osobno wątki ich obu będą ciekawe - Ian uczyłby się żyć z chorobą i może szukał jakiegoś nowego sposobu na życie, skoro armia jest poza jego zasięgiem, Mickey mógłby zastanowić się, czego, oprócz Iana, chce od życia i może nawiązać jakąś relację ze swoim dzieckiem i pogodzić się ze Svetlaną (kolejny porzucony wątek, który miał potencjał być fantastyczny). Teraz wydaje mi się, że nie dostaniemy nic takiego - Mickey zniknie na przynajmniej dużą część sezonu i pewnie wytłumaczą to jakimś idiotyzmem, a zamiast pozwolić Ianowi trochę się pozbierać, przez przynajmniej kilka odcinków będą go traktować jako źródło taniego szoku i komplikacji fabularnych.

Sammi przerywająca scenę ich zerwania czymś, co chyba miało być akcentem komediowym (???) pokazuje, jak dziwacznie scenarzyści traktują tę parę (rozstania innych par w przeszłości były traktowane na poważnie, smutne i nie przerywane idiotycznymi scenami). Do tej pory nie wiem, po co to było, i dlaczego nie mogli im dać przynajmniej jednej normalnej i trwającej dłużej niż 2 minuty rozmowy na koniec.

W sezonach 1-4 uwielbiałam wszystkich Gallagherów (prócz Franka). W przeszłości też podejmowali złe i głupie decyzje, ale wszystkie byłam w stanie zrozumieć i usprawiedliwić. W tej chwili nie chciałabym znać żadnego z tych ludzi w prawdziwym życiu, bo przez swój egoizm niszczą i ranią prawie wszystkich, którzy się do nich zbliżą - wystarczy spojrzeć, jak skończyli ten sezon Mickey i Mandy, Chuckie, Amanda, a nawet Gus i Derek, jeśli Debbie faktycznie wrobiła go w ciążę, nie zwracając uwagi, że mógł mieć inne plany na życie. To jest straszne, jak jeden sezon odebrał mi prawie całą sympatię do postaci, które uwielbiałam przez kilka lat. Udało im się dokonać tego, że nie mam w tej chwili już żadnej nadziei, że serial wróci do poziomu poprzednich sezonów - punkt wyjściowy jest koszmarny dla większości z bohaterów. Przepraszam za dołujący ton wypowiedzi, ale w życiu żaden serial mnie tak nie zawiódł, a oglądałam już masę głupot. Mam nadzieję, że się mylę :)

ocenił(a) serial na 10
_malena_

Ja jak przeczytałam tamte spoilery ciągle miałam naiwną nadzieję, eh. Szczerze mówiąc od chwili obejrzenia finału ciągle zmieniam zdanie i ciągle nie wierzę, że tak to skończyli. Chyba najbardziej z tego wszystkiego boli mnie to, że obrócili wszystko w żart. Tym bardziej, że to był najlepszy wątek tego sezonu (i chyba jedyny wartościowy). Zgadzam się, że gdyby skończyli na rozmowie z Monicą dużo lepiej by to wszystko wyglądało, bo tak naprawdę tej ostatniej sceny nie potrafię wziąć na poważnie.

Dalej mam głupią nadzieję, że scenarzyści nauczą się na swoich błędach i następny sezon będzie dużo lepszy, bo najgorsze jest to, że ja dalej kocham te wszystkie postacie i mam nadzieję, że będą poprowadzone lepiej niż w tym sezonie. Rzadko kiedy tak się wciągam w serial i jest mi naprawdę bardzo przykro i czuję się naprawdę źle z tym finałem. Śmieszne jest to, że ogólnie ta scena zerwania mogła być naprawdę piękna, a została zrujnowana.

Ktoś gdzieś napisał, że scenarzyści z Gallagherów chcą zrobić kolejnych Franków i myślę, że dziewczyna miała trochę racji. Każdy z nich staje się egoistyczny dążąc do swoich celów nie zważając na nic innego.

Ugh, nic nam nie pozostaje tylko czekać. Mam nadzieję, że naprawdę w następnym sezonie będzie lepiej.

ocenił(a) serial na 10
evilkona

Zmiana tego zerwania w "żart" to jedno wielkie, kosmiczne "fu.ck you" w stronę całego fandomu.
Mam tylko nadzieję, że skoro Sammi przerwała tę scenę, to pozostało to, hm, niedokończone. Moment przed pojawieniem się Sammi, chyba jak z daleka woła "Mickey", widać, że Ian chce jeszcze coś powiedzieć.
Tak, właśnie tak próbuję chwytać się ostatniej nitki nadziei [*]

ocenił(a) serial na 10
Sereniti

Ta scena z Sammi sprawiła, że każdy charakter sprawiał wrażenie kartonu, dlatego na poważnie jej brać nie potrafię.
Myślę, że wszystko będzie dobrze w 6 sezonie. Każdemu serialowi trafia się słabszy sezon :)
Tak, też chwytam się ostatniej nitki nadziei (*)

ocenił(a) serial na 8
evilkona

Ja już bym naprawdę przeżyła to zerwanie i bym nawet im to zaleciła, żeby sobie wszystko poukładali, ale wrzucając tą Sammi zepsuli dosłownie całą scenę. Moment, kiedy Ian stawia mu ultimatum 'albo pozwolisz mi żyć bez leków, albo z nami koniec' może być zrozumiały, bo leczenie kojarzy mu się ze wszystkim, czego nienawidzi i jak fatalnie czuje się po tych lekach. Okej, jestem w stanie to przyjąć. Kiedy mówi Mickowi, że nie chce, żeby siedział i się martwił o niego, to miałam nadzieję, że pójdą w stronę 'zasługujesz na coś lepszego, nie chcę być problemem' i też byłam w stanie się z tym pogodzić. Wrzucenie tej złośliwości o ślubach też było w stylu Iana, bo już po wcześniejszych kłótniach z Lipem można zobaczyć, że tak próbuje się bronić. Kiedy mówił, że za wiele jest z nim nie tak i to, że nie jest zepsuty, ruszyło mnie i zrobiło mi się potwornie przykro, że musi się z tym zmagać, ale kiedy Sammi goniła Mickey'go i wpakowała w niego prawie cały magazynek, a on nic? Odszedł i sobie z tego żartuje? Z której strony to było zachowanie w stylu Iana Gallaghera, chłopca, który kochał Micka od samego początku?
W ogóle rodzina Gallagherów w tym sezonie przestała być moją ulubioną i tłumaczenie ich, że zachowują się tak, nie inaczej, bo mieli kiepskie dzieciństwo jest najgorszym wytłumaczeniem świata, bo Milkovichowie wcale lepiej nie mieli, a są dużo lepszymi ludźmi. W tym sezonie jedynym dobrym człowiekiem w tej rodzinie okazał się chyba tylko Frank, zakochany Frank oczywiście.
Co do możliwości odejścia Noela, to po tym jak pożegnali Mickeya w tym sezonie nie jestem pewna, czy chcę, żeby wrócił. Z całą miłością do niego, bo jest moją ulubioną postacią ze wszystkich seriali, które oglądałam kiedykolwiek, ale jeśli mają go tak traktować, to niech wyślą jego i Iggy'ego do Indiany, żeby sobie zamieszkali z Mandy i żyli z dala od Gallagherów, którzy traktują ich jak śmiecie.

ocenił(a) serial na 10
harmless

Ojej, zgadzam się prawie ze wszystkim, co napisałaś. Ale ja w życiu bym się nie pogodziła z takim odejściem Mickey'ego. To się kupy by nie trzymało. Jakby już miał odejść na zawsze, to jego odejście powinno być wielkie.

Dodatkowo chciałabym zarzucić linkiem do wypowiedzi dziewczyny z tą samą chorobą, co Ian. Po każdym odcinku przedstawiała swoje myśli i osobiste doświadczenia, co do tego wątku. Wiele rzeczy dzięki niej zrozumiałam. palepinkgoat.tumblr. com/post/115704431693/ian-ep-12-bipolar-perspective <--- Dla każdego, kogo to interesuje.

ocenił(a) serial na 8
evilkona

Ale zobacz, jak oni mają w zwyczaju beznadziejnie odsyłać postacie. Mandy? Przecież nawet żadnego pożegnania z Ianem i Mickiem nie dostała, tylko potwornie przykrą scenę z Lipem. Jimmy/Steve? No wszystko zrobili, żeby zrobić z niego ostatniego gnoja i żeby nikt nie chciał jego powrotu, a naprawdę w początkowych sezonach go lubiłam. Z Karen było to samo, jak przywrócili ją tylko po to, żeby zafundować jej wypadek i też odesłać z serialu.
Jedyne pożegnanie podobało mi się Shieli, bo ta scena była po prostu piękna.
Tzn. Ja nie wierzę, żeby Mickey nie wrócił w szóstym sezonie, nawet jeśli dopiero od połowy to pewnie wróci, ale boję się, że pokażą nam go w stanie destrukcyjnym, gdzie znowu będzie pił i uprawiał seks z kobietami, a danie mu czegoś takiego, to zupełne zmarnowanie progresu jakiego dokonał przez te sezony. Poza tym ten człowiek w ostatnich minutach finału na niego nie zasługuje i boli mnie, że Mickey został dosłownie ukarany za to, że się przejmował i troszczył, a Ian wrócił do rodziny, która ma go w dupie i jeździła po nim, jakby go w ogóle nie było w tamtej scenie w więzieniu wojskowym.

ocenił(a) serial na 8
harmless

A artykuł czytałam i naprawdę pozwoliło mi to zrozumieć wiele rzeczy, jak oglądałam znowu tą scenę to wyglądało to zupełnie inaczej.

ocenił(a) serial na 10
harmless

Szczerze mówiąc? Jak dla mnie odesłanie Mandy było idealne, mam kilka znajomych, które wyjechały w identyczny sposób ze swoimi agresywnymi chłopakami, dlatego ten wątek był dla mnie bardzo bolesny. Ogólnie mam wrażenie, że twórcy specjalnie zostawili dla niej otwartą furtkę by mogła jeszcze wrócić. Co do pożegnania z Ianem i Mickiem - zawsze miałam wrażenie, że fandom sobie bardzo koloryzuje ich relacje. U Milkovichów każdy jest własnym panem i na przestrzeni sezonów możemy policzyć na palcach jednej ręki sceny Mickey'ego i Mandy razem. Wiemy dobrze, że Ian próbował ją zatrzymać, ale to Mandy podjęła decyzję, a po tym momencie z Lipem była pewnie jeszcze bardziej zdeterminowana by wyjechać, a Ian przecież siłą jej zmusić by została nie mógł. No i też chciałam przypomnieć - kiedy Ian wrócił do domu w 4 sezonie, Mandy przyszła do Gallagherów po Mickey'ego, bo Svetlana rodziła i zupełnie zignorowała Iana, którego przecież nie widziała bardzo długo i skoncentrowała się całkowicie na Lipie. Nie wiem, zawsze miała wrażenie, że ich przyjaźń trochę osłabła, po tym jak Ian uciekł.
Jak dla mnie Jimmy/Steve był gnojem od samiutkiego początku, mimo, że lubiłam go w pierwszym i drugim sezonie, ale w trzecim kiedy zaczął kręcić i zdradzać Fionę z Estefanią zupełnie straciłam do niego sympatię.
Co do Karen to się zgadzam, przywrócili ją tylko po to by pomieszać Lipowi i zaraz wyrzucić. Bardzo nie fair.
I tak samo zgadzam się, co do Sheily, chociaż bardzo za nią tęsknię i marzę o jej powrocie.
Na razie się będę się wstrzymywać, jeśli chodzi o przyszłość Mickey'ego, bo chcę zobaczyć, co scenarzyści wymyślą i mam nadzieję, że tym razem mnie nie zawiodą.
Och, ta scena w więzieniu wojskowym była okropna, ale w sumie oni chcieli jak najlepiej, wiedzieli, że Iana to boli, ale chcieli go wyciągnąć stamtąd za wszelką cenę, więc to było dla jego dobra. Z resztą Fiona też miała wyrzuty sumienia z tego powodu.


W ogóle dzięki postom tej dziewczyny zupełnie inaczej patrzyłam na sceny z Ianem w całym sezonie, naprawdę bardzo mi pomogły w zrozumieniu wszystkiego, co się działo w jego głowie.

Przepraszam, że tak się znowu rozpisałam! &gt;&lt;

ocenił(a) serial na 8
evilkona

też widzę, że to koloryzują, ale sama lubię widzieć tak ich relację, tylko bardziej ograniczam to do fanfiction, niż do serialu, ale zawsze jak myślę o ich relacji to widzę scenę z pierwszego sezonu, kiedy bronił jej przed Ianem. Nawet jeśli są trochę inną rodziną niż Gallagherowie to wciąż jakieś wsparcie w sobie mają. Co do pogorszenia relacji Mandy z Ianem to w pełni się zgadzam. W ogóle odkąd zaczęła sypiać z Lipem

ocenił(a) serial na 8
harmless

To strasznie się od Iana odsunęła, on od niej też, bo miał Micka. Z jednej strony doceniam to w tym serialu, bo tak w życiu też jest i nikogo to nie powinno dziwić, ale ubolewam, że wycięli scenę, gdzie Mickey bronił ją przed Kenyatta. Zupełnie inaczej ludzie odbieraliby ich relację.

Sereniti

Okej, powiedzieć, że 5 sezon to totalna porażka nie mogę, bo było parę wątków, które mnie rozbawiły (głównie Carla) i parę wątków, które mnie bardzo wzruszyły (głównie cały epizod 6), ale rzeczywiście był to najgorszy sezon.


Uważam, że najlepsze odcinki, to: 6, 8, 9
Po kolei:

1. Fiona - to co zrobiono z jej wątkiem jest porażką i sama aktorka chyba zdaje sobie z tego sprawę. Odkładając całą gównoburzę o Gusa na bok, jedynym normalnym partnerem, z którym ją widzę, jest Sean, ale nie rozumiem po jaką cholerę ciągle wprowadzają jakieś zawiłe wątki. Wszystko mi się już nudzi. Tak naprawdę wychodzi na to, że jej życie nie ma sensu, gdyby nie faceci, których i tak nie potrafi pogodzić w swoim życiu, bo jest tak zepsuta. I po co ten cały Jimmy robił comeback? Okej, rozumiem, żeby pokazać, że Fiona rozwinęła się jako postać, potrzebuje teraz stabilności i to słynne "I used to like the danger". Cóż, szkoda że na słowach się skończyło, bo z mojego punktu widzenia - robi ciągle to samo. Niech jej ktoś w końcu zdejmie klapki z oczu.

2. Debbs - Podobało mi się, to jak skopała tyłki tym dziewczynom, podobał mi się także wątek z Derekiem, ale oczywiście zachciało jej się macierzyństwa. Pomijając w ogóle fakt, że ona nawet nigdy nie miała pierwowzoru matki, więc raczej nie bardzo zdaje sobie sprawę z tego, jaka to jest odpowiedzialność. Tylko, że Debbie ma niecałe 15 lat i z kogo niby miała brać przykład? Smutne, ale niestety prawdziwe. Zwłaszcza, że jest w okresie dojrzewania. Fiona powinna poświęcić więcej czasu na jej uświadamianie, a nie ciągnięcie ją po klubach itd. Współczuję jej, że nikt nie zainteresował się na tyle, by dowiedzieć się co zrobiła tamtemu chłopakowi, żeby podjąć jakieś kroki.

3. Carl - Dla mnie ten sezon dobrze się spisał jeśli chodzi o jego postać. Carl pozostał Carlem. Myślę, że będzie wiele śmiesznych wątków w więzieniu z jego udziałem i nie mogę się doczekać. Dodam, że Chuckie również był fenomenem tej serii, jeśli chodzi o wątki komediowe.

4. Lip - Nie mam za dużo do powiedzenia. Jestem jedną z osób, której nie za bardzo podoba się pomysł z tą całą profesorką.
Bardzo lubiłam Amandę i cieszę się, że mu strzeliła. Niby niczego jej nie obiecywał, ale każdy człowiek zasługuje na odrobinę pokory, a Lip totalnie ją zlał i wystawił jeszcze na koniec. Podobały mi się jego relacje z rodzinom. Najlepsza scena, to przemowa o jego rodzinie, kiedy próbował coś zdziałać ze stypendium u tego faceta.

5. Frank - Myślę, że te kilka ostatnich odcinków wypadło nawet okej. Wątek z Biancą oceniam średniawo, ale mimo wszystko, było to coś innego niż dotychczas, jeśli chodzi o jego postać.

6. Kev, Veronica - Ich wątek strasznie mnie irytował, choć nie uważam, że był zły. Cieszę się, że znaleźli porozumienie.

7. Mickey - Noel Fisher. Mój ulubiony aktor w tym serialu. Co mogę powiedzieć? Kocham Mickey'go, kocham jego charakter, kocham to, że jako jeden z nielicznych postaci w tym serialu dokonał takiej metamorfozy i nadal pozostał bohaterem, którego uwielbiam i szanuje. On i Carl wygrali ten sezon dla mnie. Ostatnia scena, którą zagrał była po prostu genialna. Jako postać, nie zasłużył na urwanie wątku w takim momencie. Wiem, że Noel ma teraz dużo na głowie i nie wiadomo, co z 6 sezonem, ale jestem pozytywnej myśli.


8. Ian - Do ok. 9 odcinka naprawdę podobał mi się rozwój jego postaci. Wszystko było naturalne: jego długa droga do zrozumienia, że coś jest nie tak, przyznania się do tego, zaakceptowania pomocy. W 10 odcinku, pomimo iż kocham "Gallavich", zauważyłam, że ich związek nie ma na razie większego sensu. Głównie z winy Iana. On sam nie potrafi się zaakceptować. Nie potrafi zrozumieć, że Mickey jest w stanie stać u jego boku, nawet w chorobie. W jego przekonaniu, Mickey robi to z litości, "miłość" również straciła dla niego wartość, po tym jak usłyszał te słowa od matki, która wiadomo, zawsze pozostanie taka sama. Póki Ian sam nie rozwiąże swoich wewnętrznych rozterek, nie ma szans na normalny związek. Bo co z tego, że byli szczęśliwi przez jeden odcinek. Alkohol i bicie się po mordach nie będzie odwiecznym lekarstwem i nie rozwiąże tak naprawdę niczego. Bipolar or not, Ian stał się bardzo samolubny. Praktycznie wyśmiał swojego "byłego", kiedy on naprawdę szczerze mu wyznał, że będzie przy nim nawet pomimo choroby i jest w stanie to znieść dla niego.
Nie wiem, może Ianowi wydaje się, że tak naprawdę nie potrzebne mu leki, bo jest, kim jest. Nie do naprawy. I to jest właśnie samolubne. Bo Mickey wcale nie chciał go naprawiać, ale Ian patrzy na to z innej perspektywy.

Nie wiem, co z ich związkiem, ale dopóki Ian nie weźmie się za siebie, nie chce, żeby byli razem.
Bo ze strony Mickey'go to naprawdę wszystko, czego mogliśmy się spodziewać i czego chcieliśmy od pierwszego sezonu.

I ironicznie, to właśnie Mickey, a nie Ian stał się gotów do związku. Związku, do którego Ian dążył praktycznie od pierwszego sezonu. Smutne.





Noodlevfh

Możesz napisać jak zakończono wątek z Bianką ?

mccool

Wstała o świcie, rozebrała się i weszła do oceanu.

Frank obudził się niewiele potem i znalazł puste pudełko po lekach ( Bianca zażyła wszystkie przed wejściem do wody) oraz listy pożegnalne do jej rodziny. Wcześniej wyjechała do egzotycznego kraju z Frankiem gdzie mieszkali w chacie na plaży imprezując w okolicznych barach, Bianca kazała Frakowi kupić pistolet wiadomo w jakim celu, sama się nim jednak nie zastrzeliła, Franka też o to nie prosiła z prostej przyczyny - to już było grane z "butter face" dlatego nic dziwnego, że scenarzyści nie powtórzyli tego motywu, wybrali "ładniutkie" zakończenie. Cały wątek Bianki i Franka mimo "ładnego" zakończenia (odejść do oceanu tam skąd wg teorii naukowych pochodzimy to zawsze pozytywnie zostanie odebrane) był nie wiadomo jaki, coś na przyczepkę aby tylko gdzieś tego Franka wcisnąć. Nie zdecydowali się go uśmiercić w sezonie 4 (gdzie scena Franka z Carlem na brzegu Wielkich Jezior była jedną z najlepszych w całej tej serii odnośnie jego postaci), więc w sezonie 5 jego wątek jak w ogóle większość wątków tego serialu spikował ostro w dół. Całościowo broni się tylko wątek Kevina + Vi w 5 sezonie.
Miałem wrażenie, że w poprzednich sezonach scenarzyści mieli jakąś wizję tego serialu, niestety od dłuższego czasu robią go chyba patrząc na wybiórcze reakcje (sympatie i antypatie) fanów bez oglądania się na spójność postaci które "prowadzą". Czyli jak zwykle przy wydłużaniu się serii wkrada się czysto biznesowe traktowanie marki. Przymuszałem się aby obejrzeć ostatnie odcinki tej serii. Wątpię abym pamiętał o tym serialu w przyszłym roku.

abiern

Dzięki za odpowiedź. Mi serial nie podszedł. Zachęcony wysoką oceną na imdb i premierą 5 sezonu postanowiłem rzucić okiem, ale okazało się że to nie moje klimaty. Przerwałem w trakcie 3 sezonu i teraz tylko sprawdzam co tam słychać u tych popaprańców Gallagherów :)

Noodlevfh

Możesz napisać jak zakończono wątek z Bianką ?

Sereniti

Nie takiego zakończenia sezonu się spodziewałam, ale co poradzić.
Wątek Fiony, to co zrobili z jej postacią jest naprawdę beznadziejne. Nie dość, że ostatnio podejmuje coraz bardziej lekkomyślne decyzje (jak małżeństwo z Gusem) to coraz bardziej się oddala od rodziny. Ona naprawdę zapomina, że cały czas jest ich opiekunką i jej dom jest tam gdzie dzieci. Przez nią Debbie zaczęła być "dorosła", oczywiście Fiona totalnie zlewa jej problemy. Przecież widać, że Debbie nie ma wsparcia starszej siostry, Fiona z nią praktycznie nie rozmawia bo jej nie ma w domu. Nie ma już tej rodziny Gallagherów z pierwszych sezonów i nie ma się co dziwić, że Debbie chce coś zmienić. Cóż, oczywiście jej plan zajścia w ciążę jest beznadziejny i tak samo lekkomyślny jak małżeństwo Fiony, nie myśli o konsekwencjach. Przecież nawet jeśli serio jest w ciąży to nie wie jak zareaguje Derek. Równie dobrze może ją olać. :D Fiona zamiast pieprzyć się z Gusem a Seanowi wyznawać miłość powinna się w końcu zdecydować czego ona ku*wa w końcu chce. :/ Gus jest porządnym facetem, ona na niego nie zasługuje. Powinna się z nim rozwieść i najlepiej zostawić ich obu, bo Sean też jest w porządku. W dodatku widać, że robi wszystko byle się z nią nie przespać a ona mu się specjalnie narzuca.
Lip i jego romans z profesorką jest jak dla mnie beznadziejny. Coś mi się wydaje, że wcale na nim nie wyjdzie dobrze. Amanda była spoko, ale Lip zjebał jak zawsze. Z Mandy było tak samo. Kochała go a on ją potraktował jak śmiecia. W sumie to dobrze, że Amanda mu przywaliła chociaż to i tak nic. : D
Trochę mnie zasmucił wątek Iana i Mickeygo. Gallavich to powód, dla którego zaczęłam oglądać serial i nie wyobrażam sobie, że to się w ten sposób skończyło. Przecież fani im tego nie wybaczą. Ian widział jak zachowuje się Monica gdy nie bierze, raczej mu się to nie podobało, a wręcz odrzuciło. Przecież wrócił do domu. A potem pyta Mickiego czy nadal z nim będzie nawet jak nie będzie brał leków. Bez sensu. Ktoś powinien pilnować żeby Ian brał leki nawet gdy nie chce. Teraz jak zerwał z Mickiem to niby kto będzie o niego dbał? Fiona znowu oleje rodzinę, Lip wróci na studia, Debbie pewnie będzie wychowywała swoje dziecko a Liam to Liam. Ostatnio jedyną osobą, na którą Ian w ogóle mógł liczyć być Mickey. W tym jego gadaniu o tym, że nie można go naprawić bo nie jest zepsuty tylko to jest po prostu to kim jest, nie wziął pod uwagę jednej rzeczy. Że Mickey go kur*a przecież akceptuje. Nie zostawił go gdy się dowiedział o bipolarności, zaopiekował się nim, martwił się o niego. To, że chciał żeby brał leki nie znaczy, że go nie akceptuje tylko że chce mu pomóc przebrnąć to wszystko. A Ian zachował się egoistycznie nie biorąc pod uwagę tego, że Mickey mu przed chwilą nawet powiedział, że go kocha. W zdrowiu i chorobie i reszcie tego gówna.
Ciekawe jakby się ta scena skończyła gdyby nie Sammi. Może Mick miałby szansę powiedzieć więcej, ale po co poświęcać te 2 minuty więcej na najlepszy wątek tego serialu. Przecież 7 min na odcinek to jest dużo!
Z jednej strony mnie zastanawia, że Iana nie obeszło zbytnio to, że Sammi chce zastrzelić Mickiego. No ale w sumie widać, że był w lekkiej depresji, w sumie nie był zbytnio żywy raczej mega zdołowany, więc tak sobie tłumaczę tą jego obojętność. Aczkolwiek w sumie koniec nie pozostał oczywisty. Nadal pozostaje wiele pytań, a do stycznia tyle czasu. Pewnie akurat Debbie urodzi.
Co do Noela, też czytałam że podobno nie przedłużył jeszcze kontraktu ale wątpię żeby odszedł na dobre. I tak zawsze pojawiał się w kilku odcinkach tylko na kilka minut, cóż ostatnio na szczęście coraz częściej. Poza tym jest to najlepsza postać w serialu, zaraz po Ianie (jak dla mnie), więc wątpię żeby to był jego koniec w tym serialu. Tak wielkiego rozwoju postaci, takiej zmiany nie widziałam już dawno. Zresztą sam aktor w wywiadach zawsze podkreśla, że Mickey to chyba najlepsze co mu wyszło, poza tym może serio to Emmy by wpadło, więc szkoda by było kończyć. Także ja jestem dobrej myśli i oby 6 sezon chociaż trochę przypominał wcześniejsze sezony.

villagepeasant

Jeszcze chciałam dodać odnośnie Noela, że Cameron wczoraj dodał post na twitterze, który brzmiał trochę jak pożegnanie. Dziękował mu niby za 5 lat pracy itd. Aczkolwiek jednak mam nadzieję, że jeszcze nic nie jest pewne i wcale nie wykluczone, że Noel wróci chociaż na połowę sezonu albo na koniec. :C

villagepeasant

Pytanie do dziewczyn? Co wy tak przeżywacie, że nie było seksu męskiego? Do czego to doszło, że kobiety tego chcą? To jest SERIAL. Nie to jest prawdziwe życie, to nie są prawdziwi bohaterowie. Postacie są wymyślone i aż takie jaranie to przesada. uwielbiam ten serial, ale przeżywanie tego jak by to dotyczyło nas osobiście jest co najmniej dziwne.

Dobrze, że nie było takiego seksu bo to oznacza, że nie wszędzie wygrywa polityczna poprawność by w serialu/filmie był czarny, gej i żyd

ocenił(a) serial na 9
Toma1910

Ależ głupoty. Co polityczna poprawność ma do pokazywania scen seksu dwóch mężczyzn których łączy (bądź łączyło) prawdziwe uczucie, a do tego są jedną z par z najdłuższym stażem w serialu? Tak długo, jak cycki na ekranie pokazuje Emmy, jest ok?

ocenił(a) serial na 10
Toma1910

Jeśli chodzi o mnie to żadnych scen seksu nie potrzebuję, czy to hetero, czy homo bez znaczenia. Jednak większości osób chodzi o niesprawiedliwość i homofobię. Każdy odcinek jest wręcz wypełniony seksem hetero, ba, pokazali nawet Mickey'ego uprawiającego seks z kobietą bardzo dokładnie, ale z męską prostytutką już nie (nie wspominając o tym, że była tylko jedna jedyna scena seksu Mickey'ego i Iana była w 3 sezonie, kiedy są parą już od sezonu 1). Wiele osób jest zirytowanych tym, że cała promocja była wypełniona #Gallavich, kiedy ledwo raz się pocałowali w czasie całego sezonu, podczas którego byli parą (w przeciwieństwie do Fiony, która tych pocałunków miała ok. 30 z kilkoma facetami). Jedna taka scena była nakręcona, ale została wycięta :) Myślę, że wiele osób ma prawo być wkurzonych, tym bardziej osoby homoseksualne, które liczyły na realistyczną reprezentacje, ale cóż... jak widać wszystko pod oglądających facetów serial, którzy jarają się jak zobaczą cycki, a na widok dwóch całujących się gejów przeżywają skrajne obrzydzenie.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones