PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=89546}

Sześć stóp pod ziemią

Six Feet Under
7,9 37 443
oceny
7,9 10 1 37443
8,6 10
ocen krytyków
Sześć stóp pod ziemią
powrót do forum serialu Sześć stóp pod ziemią

Hej, mam pytanie do osób, które są już po obejrzeniu całego serialu. Mianowicie czy naprawdę aż tak warto oglądać go do końca? Czy zakończenie jest aż tak miażdżące (bo póki co z takimi opiniami się spotkałem), że warto się trochę "przemęczyć" jeśli serial nie jest dla mnie specjalnie porywający?

Zacząłem go oglądać w zasadzie z nudów, żeby wypełnić jakoś czas przed rozpoczęciem nowej serii Dextera. Stwierdziłem, że zobacze jak Michael C. Hall poradził sobie w tej kreacji. Pooglądałem i uważam, że serial na pewno do złych nie należy, jednak nie rozumiem też zachwytu nad nim i nazywania fenomenalnym. Jedne wątki są ciekawsze inne niestety dużo mniej, serial w szerszym przekroju momentami rzeczywiście intrygujący, w innych nudny. Generalnie mam mieszane uczucia i obecnie trochę się już z nim jednak "męczę". Chciałbym jednak dotrwać do końca, bo czytałem że końcówka ostatniej serii jest powalająca. Obecnie kończe serie nr4. Pierwsze 3 w zasadzie całe "normalnie" obejrzałem, tej już nie jestem do końca w stanie i nie raz jadę po klatkach, bo w zasadzie jedyne wątki, które wydają mi się w jakichś sposób interesujący to Keith/David i sprawa zdrady Rico. Reszta przestała do mnie przemawiać - Claire, Ruth czy też Nate. Ten trzeci głównie ze względu na ponowną obecność Brendy, na którą ciężko mi patrzeć bo uważam, że jako kobieta jest po prostu TRAGICZNA. No niemniej tak czy inaczej tak jak wspomniałem pytanie do fanów (czy też tych podzielających po części moją opinię) - czy warto mimo wszystko wytrwać do końca?

Przy okazji zapraszam też do dyskusji na temat świetności tejże produkcji. Gdzie leży wg. Was jej fenomen, który najwyraźniej przeoczyłem? ;)

ocenił(a) serial na 10
Stolarcfc

Myślę że za bardzo nastawiasz się na zakończenie serialu, i oglądasz go tylko po to by zobaczyć ostatnie dziesięć minut. Skoro się tak męczysz to SFU nie jest poprostu dla ciebie. Bo naprzykład dla mnie finał jest wiśienką na torcie, bardzo pysznym zresztą torcie i uważam że jako całość jest świetny. Możesz obejrzeć końcówkę na youtube albo i 4 ostatnie odcinki, choć nie jestem pewien czy ze względu na twoje podejście do niego zakończenie ci się spodoba.

ocenił(a) serial na 7
Anton_fw

Masz rację, że pewnie oglądanie dodatkowo psuje mi niejako właśnie to oczekiwanie na finał, zamiast skupienie się na tym co się dzieje obecnie. I rzeczywiście, może zwyczajnie serial nie jest dla mnie, chociaż generalnie lubię tego typu klimaty, filmy dramatyczne o "czymś takim" właśnie dlatego mnie to aż trochę dziwi.

ocenił(a) serial na 10
Stolarcfc

Powiem tak: nie każdy serial jest dla wszystkich. SFU jest specyficzne, pełne filozofowania i podobnych spraw. Być może po prostu nie lubisz tego typu klimatów - wtedy zakończenie za bardzo Tobą nie wstrząśnie. Jeśli po obejrzeniu 4 sezonów oglądanie nadal trochę Cię męczy to możesz dokończyć z ciekawości, ale nie spodziewaj się masakry - dla mnie zakończenie było fenomenalne, ale rozumiem, że Ty możesz je przyjąć chłodniej. Moim zdaniem warto dać SFU drugą szansę.

Zaczęłam oglądać ten serial z tej samej przyczyny co Ty :) Podczas oglądania nie myślałam o wątkach, ale bardziej o zmianach w bohaterach. Nie wiem czy rozumiesz - dla mnie na przykład nie liczyło się to, kto zabił Lisę, a to, jak związek z nią wpłynął na Nate'a. Z jednej strony jej śmierć to dla niego ogromny cios, z drugiej - uświadomił sobie że był zdradzany, oszukiwany, "złapany na dziecko" , które mogło nawet nie być jego. Nie patrzę na Ruth w oczekiwaniu na kolejnego faceta / powrót do któregoś. Dla mnie to jedna z bardziej dramatycznych postaci - poświęciła całe życie mężowi i dzieciom, a kiedy wszystko się posypało nie była w stanie znaleźć sobie miejsca. Ciągle musiała robić coś wbrew sobie, a kiedy poczuła wolność, twardo zderzyła się z rzeczywistością.
Tak jak mówię, polubienie bohaterów polega na zrozumieniu ich sytuacji, charakteru. Nie wiem czy czujesz to tak jak ja, być może okaże się to dla Ciebie jakimś psychologicznym bełkotem - jednak wg mnie serial opiera się na analizie postaci i nic z tym nie zrobisz.

Brenda w 5. sezonie to trochę inna osoba, też jej nie lubiłam, ale po ostatniej serii zyskała mój szacunek.

Nie jestem sentymentalną romantyczką i wkurzają mnie teksty typu "miłość to całowanie się w deszczu" - uważam to za żałosne i szczeniackie. Kiedy zaczęłam oglądać SFU to trochę obawiałam się, że będzie on naszpikowany podobnymi mądrościami. Miło się jednak rozczarowałam. Dla mnie fenomen SFU polega na tym, że będąc niby zwykłym serialem potrafi zmienić widza. Dzięki niemu zrewidowałam swoje postrzeganie śmierci, życiowych priorytetów, wątek gejowski pozwala wyzbyć się homofobii, a nawet polubić środowisko LGBT. Ostatnie 4 odcinki przepłakałam i to głównie one zadecydowały o końcowej ocenie serialu. Zaskoczyło mnie to, jak można zżyć się z bohaterami. W 5. sezonie świetnie widoczne jest jedno z głównych przesłań serialu: "żyj jak najlepiej, bo masz tylko jedno życie". Banał, ale w kontekście wydarzeń nabiera wielkiego sensu i głębi, choćby dlatego warto dotrwać do końca :)

ocenił(a) serial na 7
Flantrenite

Specyfikę serialu oczywiście dostrzegam. Zmiany zachodzące w bohaterach, charakterystykę każdego z nich. Najwidoczniej rzeczywiście nie do końca to do mnie trafia. Cóż, postaram się mimo wszystko obejrzeć kolejne odcinki i podejść do nich mniej sceptycznie. Problemem jest też pewnie to, że w żadnej z postaci nie dostrzegam siebie samego (może Nate pod pewnymi względami jedynie). Spotkałem się z taką opinią wśród wielu fanów SFU, a u mnie czegoś takiego raczej nie ma. Ciężko mi przez to zrozumieć postępowania i motywy poszczególnych bohaterów. A także mocniej polubić i zżyć się z nimi.

No nic, zobaczymy co dalej się będzie działo, a przesłanie z pewnością mimo, że jak określiłaś nieco banalna, to na pewno bardzo wartościowe i fajnie by było coś z tego serialu rzeczywiście coś takiego wyciągnąć ;)

A do Brendy chyba się nie przekonam i tak. Patrzenie na nią naprawdę mnie przerasta ^^ Aczkolwiek ciekaw jestem czy rzeczywiście jej postrzeganie poprawi się w 5 sezonie tak jak wspomniałaś ;)

ocenił(a) serial na 10
Stolarcfc

Właśnie, być może na tym polega problem? Oglądając SFU widzę cząstkę siebie u każdego (no, Ruth to akurat bardziej moją mamę przypomina ;)). Myślę, że próbowano tak zróżnicować te postaci aby każdy znalazł coś osobistego. Skoro ja widzę siebie w każdym z bohaterów, to Ty masz prawo nie widzieć tego w (prawie) żadnym, to chyba sprawiedliwe :) Tym bardziej szacunek dla Ciebie, że dałeś radę obejrzeć 4. sezony i nie jesteś typowym "krzykaczem", tylko racjonalnie argumentujesz swoje racje - to coraz rzadsze na filmwebie... Mam nadzieję, że w 5. sezonie ktoś tak Cię zainteresuje, że spojrzysz na serial inaczej :)

Moje słowa odnosiły się bardziej do ostatniego sezonu, ale myślę, że można odnaleźć podobny sens w każdym z nich. Patrząc z perspektywy czasu to ostatnie 4 odcinki wniosły ogromnie dużo do SFU i to one uczą najwięcej :)

Wiesz, o tej Brendzie to takie moje spostrzeżenie, bez spoilerowania tego nie wyjaśnię. Zazwyczaj stawałam po stronie Nate'a, lecz 5. sezon to dla mnie całkowite rozumienie jej i wręcz wściekałam się na Fishera :) Widzę, że też jesteś fanem "Dextera", więc rozumiem fakt, że nie możesz patrzeć na Brendę - ja nie mogłam wytrzymać z Lilą, co za babsztyl...

ocenił(a) serial na 7
Flantrenite

No i dotrwałem do końca ;) I przyznaję, że nie żałuje. Obrałem inne podejście do ostatniej serii i obejrzałem "normalnie" każdy odcinek. Na pewno mogę stwierdzić, że serial rzeczywiście jest wart uwagi, ma swój niepowtarzalny klimat, fajne przesłanie. Z drugiej strony również, że mimo wszystko nie jest do końca dla mnie ;) Jest dobry, czysta siódemka.
Zakończenie rzeczywiście bardzo ciekawie zrobione, warto było oglądać dla tych ostatnich paru scen, które świetnie przedstawiają przesłanie serialu.
Zgadzam się również co do Brendy - w 5 sezonie moje podejście do niej się bardzo zmieniło. Nadal była paskudna, ale już tylko z wyglądu xP
I w przypadku konfliktów pomiędzy nią a Nate'm ciężko było nie stanąć po jej stronie. Za to sam Nate również się niejako zmienił i to on przejął pałeczkę negatywnych zachowań.
Sam się sobie dziwie też ze swej sympatii do Dave'a i Keitha. Generalnie to na myśl o formalizacji związków homo, a tym bardziej adopcjach dzieci się we mnie burzy. W ich wypadku nie dało się obrać takiego podejścia. No ale niestety, wygląd pary homo jest daleki od ich wzorca w rzeczywistości. Niemniej to już inna kwestia ;)
Tak więc podsumowując - solidna 7 dla SFU, wyciągnięte wiele wartościowych wniosków, a teraz zostaje upragnione cotygodniowe oczekiwanie na DEXTERA!

ocenił(a) serial na 10
Stolarcfc

Haha, akurat wczoraj przeczytałam naszą dyskusję od początku, a dzisiaj patrzę że odpisałeś :)

Bardzo fajnie, że odkryłeś trochę inne oblicze SFU. Zakończenie to chyba najmocniejszy punkt - świetne pod względem realizacji i emocji jakie niesie. Co do Brendy - kwestia gustu, ale po piątym sezonie polubiłam ją bardzo mocno.
Trochę szkoda, że te negatywne cechy Nate'a wypłynęły dopiero w ostatnich odcinkach serialu. Przez to stracił on dużo w moich oczach i nie przeżyłam jego śmierci jakoś bardzo dramatycznie - bardziej poruszyły mnie reakcje innych. Z drugiej strony to fajny zabieg scenarzystów: Nate to niejako główny bohater, lubimy go, a kiedy umiera to wręcz jesteśmy na niego wściekli za to co powiedział Brendzie. W ogóle jego wątpliwości wobec ich wspólnego dziecka, znalezienie sobie tej całej Maggie nieco mi go obrzydziło. Czy wszyscy faceci robią takie świństwa?

Polecałabym obejrzenie SFU wszystkim homofobom :) Lubimy Davida i Keitha nie dlatego, że są wyidealizowani na tle problemów Nate'a, Ruth czy Rico. Fajnie, że nie poddano nas manipulacji typu: wszyscy na około się zdradzają, tylko para gejów jest wobec siebie fair. Mają oni takie same problemy, też się zdradzają, chyba dopiero w 5. sezonie zrezygnowali z trójkątów. Nie wiem czemu, ale polubiłam ich z automatu - może dlatego, że ich związek to przykład na siłę miłości.

Wzięcie ślubu to moim zdaniem nic złego, a jedynie może scementować związki gejów czy lesbijek. Nie rozumiem tego zakazu - nawet gdyby zalegalizowano homo śluby to NIC by się nie stało. Przykro patrzeć, kiedy para gejów jest ze sobą np. 20 lat i nie mogą dowiedzieć się niczego o stanie zdrowia partnera, gdy ten leży w szpitalu. Tak samo ze śmiercią - brak prawa do dziedziczenia i mieszkanie dostaje np. rodzina, która odsunęła się z powodu jego orientacji. Adopcja wywołuje we mnie mieszane odczucia, ale gdyby procedury były tak samo surowe jak w przypadku adopcji dla par hetero, to czemu nie. To w ogóle dwie sprawy: to, jacy są rodzice i to, jak posiadanie 2 tatusiów / mamuś wpłynie na psychikę dziecka.

Ja mam tak samo z Breaking Bad - serial solidny, całkiem ciekawy, ale nie przekonuje mnie do końca - też dałam 7. To taka dygresja, po prostu nie mam zamiaru jakoś Cię indoktrynować i wpajać, że SFU to jedyny słuszny serial :)

Och taaak, nie wiem jak uda mi się wytrzymać cały tydzień do kolejnego odcinka :D Naprawdę wierzę w to, że 6. sezon Dexa będzie jednym z lepszych :)

Flantrenite

Mam z 'Breaking Bad' identycznie. Bo to dobry serial, ale jednak nie czuję takiej, hmmm, potrzeby oglądania, jak to było w przypadku SFU (no pomijając kawałek trzeciego sezonu - wtedy miałam stosunkowo dłuższą przerwę niż pomiędzy innymi odcinkami). Ale mimo że dobra fabuła jest podstawą serialu, to jednak w SFU genialny jest sposób wcielania w życie owej fabuły. Wszystko jest dobrze zagrane, realistyczne i otoczone wspaniałym czarnym humorem. I myślę, że to tego humoru i tej prawdziwości brakuje w 'Breaking Bad'

Ach o również sądzę, że 6 sezon Dexa może być jednym z najlepszych. Właśnie jedyne czego brakowało, to motyw religijny :d

ocenił(a) serial na 10
agajas7

Ja troszkę nie rozumiem zachwytów nad BB. Owszem, pokazane jest zjawisko podobne do tego w Dexterze: główny bohater waha się między dobrem a złem, ale zbytnio mnie to nie pociąga w wydaniu Waltera i reszty. Oprócz White'a i Pinkmana nie interesuje mnie żadna inna postać, a wątki poboczne zwyczajnie wieją nudą. Oczywiście nie można odmówić dobrej realizacji, gry aktorskiej, pokazania świata narkotyków, ale nie czuję jakiejś szczególnej sympatii do serialu.
Właśnie, ten humor i realizm to główne zalety SFU i nie wiem czy jakikolwiek serial będzie w stanie to pobić. Urzekła mnie chyba właśnie ta normalność, dzięki temu możemy też tak bardzo zżyć się z Fisherami. Brak mi już pozytywnych określeń na SFU, może lepiej więc nic nie pisać, bo chyba żadne słowa nie wyrażą tak subtelnie pokazanego geniuszu.

ocenił(a) serial na 10
Flantrenite

"Ja mam tak samo z Breaking Bad - serial solidny, całkiem ciekawy, ale nie przekonuje mnie do końca - też dałam 7. To taka dygresja, po prostu nie mam zamiaru jakoś Cię indoktrynować i wpajać, że SFU to jedyny słuszny serial :) "

TO JEST JEDYNY SŁUSZNY SERIAL :) POZWALA NA NOWO NARODZIĆ SIĘ NASZEMU SPOJRZENIU NA ŚWIAT, ŻYCIE I ŚMIERĆ.

Flantrenite

Haha, przed obejrzeniem BB nie myślałam, że będziemy miały tak podobny gust również w tej kwestii :)

Stolarcfc

Cieszę się, że pomimo początkowych wątpliwości udało Ci się dotrwać do końca. Byłam pewna, że nie pożałujesz bo mimo, że jak sam stwierdziłeś ten serial nie do końca jest dla Ciebie, to jednak mało kto nie docenia przesłania jakie niesie ten serial i nowatorskiemu, niezwykłemu zakończeniu.

Czasem jest tak że jakiś serial nie do końca czy film nie do końca do nas trafia mimo że jest bardzo dobry. Ja tak początkowo miałam z Dexterem. Nie mogłam się wciągnąć, wczuć. Aż trudno uwierzyć, że teraz z taką niecierpliwością czekam na 6 sezon.

SFU moim zdaniem nic nie przebije. Bardzo długo by o tym mówić. Chyba tkwi w przełamaniu tematów tabu. Co zresztą sam zauważyłeś. Uważam, że homoseksualiści powinni mieć jak najbardziej prawo do zawierania związków partnerskich, co do adopcji dzieci to zależy od sytuacji i od dziecka. Tak jak napisała F. to może mieć różny wpływ na psychikę dziecka.

Nate w 5 sezonie wkurzał mnie potwornie. Nawet przestałam go lubić. Egoista, dzieciak i nieodpowiedzialny. Mimo, że często miałam mieszane uczucia co do Brendy to w 5 sezonie naprawdę całkowicie brałam jej stronę SPOJLER! Nie dość, że Nate powiedział swojej ciężarnej żonie, że to koniec to potem jeszcze umarł! Brenda poświęciła dużo. Pomagała mu wychowywać dziecko, które zostało poczęte przez jego zdradę, a on stracił głowę dla pierwszej lepszej poznanej dziewczyny tylko dlatego, że w jego małżeństwie panował kryzys (też z jego winy).

ocenił(a) serial na 10
kaska_111

Wiesz, wydaje mi się, że SPOILER Nate nie umarł na złość Brendzie :P Ale te sceny były okropnie dołujące. Brenda poświęciła wiele dla Nate'a, pokochała Mayę jak córkę, a przede wszystkim chciała zmienić siebie i swój charakter. On jednak zaczął mieć do niej pretensje o to, że żyje wg własnych przekonań i po swojemu. Dla mnie zdrada ciężarnej to największe świństwo jakie mężczyzna może zrobić. Na dodatek powiedział jej ot tak, że wieloletnie uczucie po prostu się wypaliło. Nate zachował się jak dupek, bachor, nie wiem jak inaczej go określić. 5. sezon uświadamia nam, że mimo wszystkich traum które przeżył, to nadal w głębi duszy jest tym samym lekkoduchem co na początku serialu.
Nawet nie jestem w stanie przytoczyć jakiegokolwiek argumentu na obronę Nate'a...

ocenił(a) serial na 7
Flantrenite

Zgadzam się w 100%. W ostatniej serii mamy wyraźnie unaocznione, że Nate tak naprawdę nie wiele się zmienił. Nie spodziewałem się ukazania go na koniec w tak co by nie było negatywnym świetle i osobiście moja sympatia do niego zmalała drastycznie. Przeciwną sytuację mamy u Brendy, tutaj widać ogromną zmianę i poświęcenie z jej strony i trzeba obiektywnie przyznać, że nie sposób jej wielu pozytywów odmówić. Takiego manewru ze strony scenarzystów chyba nikt się nie spodziewał. W sumie ciekawe rozwiązanie, fajnie że pod koniec w serialu pojawiło się więcej zwrotów akcji, bo generalnie na przekroju całych 5 serii trochę mi tego brakowało.

ocenił(a) serial na 10
Stolarcfc

Nie wiem, czy mam rację, ale to trochę wyglądało jak pokazanie wreszcie prawdziwej twarzy bohaterów: Brenda jako wrażliwa kobieta, która zwyczajnie pogubiła się w życiu; Ruth, która była przez całe życie stłamszona i wreszcie mogła porzucić swoje życiowe ciężary; Claire, będąca ciągle zła na świat i życie dostała szansę od losu i wykorzystała ją; wreszcie mój ukochany David - prowadzi normalne, rodzinne życie, o którym zawsze marzył i był bezwzględnie kochany przez Keitha.

Te wszystkie cechy nie były oczywiste w przeciągu trwania serialu. A Nate? No cóż, przypomniałam sobie niedawno pilota i miałam wrażenie, że to ciągle ten sam Fisher, co w każdym innym sezonie.
To taki mały paradoks: Nate jest nieśmiało określany jako główny bohater, a w rzeczywistości jego życie oprócz kilku epizodów to ciągle ta sama postawa. Może twórcy chcieli przekazać nam to, że niektórzy ludzie nie zmieniają się nigdy, a my zdajemy się tego nie zauważać? Dokładnie tak jest z Nate'em - mało kto widzi, że się nie zmienił i ta refleksja dochodzi do nas dopiero po jakimś czasie.

Flantrenite

Ostatnie sceny z Nate'm były potwornie smutne to prawda. Brenda była gotowa mu przebaczyć. Zrobiła to właściwie momentalnie. I ten jej szok, to rozpaczliwe zdezorientowanie, tak jakby to ona miała się z czego tłumaczyć: "Ale przecież... Możemy to naprawić... Naprawdę!". A on nawet na nią nie patrzył... dupek.

Myślę, że Nate naprawdę bardzo mocno chciał się zmienić. I przez jakiś czas mu to wychodziło, choć nigdy tak naprawdę nie robił tego z własnej woli ale dlatego, że "to było słuszne" i on chciał postępować słusznie (pierwszy sezon to decyzja o pozostaniu w rodzinnym interesie- nie chciał tego, ale miał poczucie winy, potem Lisa- chciał zejść na dobrą drogę, potem Brenda-wszystko było fajnie dopóki Nate'a nie zaczęło to przytłaczać, i zaczęły się problemy . Nate nie potrafił sobie radzić z kryzysami i sytuacjami trudnymi. To nie grzech, po prostu nie dojrzał do tego. Ale on wtedy próbując sobie z tym poradzić popełniał jakieś świństwa. W końcu od swoich młodzieńczych lat uważał ucieczkę od odpowiedzialności za najlepsze wyjście. Ucieczki były różne. Najpierw od interesu, potem żeby zapomnieć o chorobie przespał się z Lisą, gdy ona zaginęła zaczął pić itd... Wszystkich przekonał do swojej trwałej zmiany na lepsze (Claire powiedziała w pierwszym odcinku V sezonu: "Twierdzisz, że człowiek nie może się zmienić? Ty się zmieniłeś!" Co ciekawe mówiła to w odniesieniu do Billy'ego, który też się nie zmienił, ale to już inna kwestia). Pod koniec serialu Nate wyraźnie powrócił do korzeni czyli do swojego zachowania z pierwszego sezonu, a w końcowej rozmowie z Brendą wylazła z niego ta najgorsza egoistyczna, egocentryczna, szczeniacka strona.

Oczywiście, że raczej SPOJLER!!! nie umarł Brendzie na złość ;)) Chciałam aby to zabrzmiało ironicznie. Choć właściwie jak potem pomyśleć o tym zdaniu to jest raczej tragiczne. Nie mógł już tego przemyśleć ani zmienić i zostawił Brendę z wiecznym poczuciem zdezorientowania i pytaniami bez odpowiedzi.

kaska_111

Eeh, zawsze sobie coś przypomnę już po napisaniu posta a potem nie mogę zedytować :/

To paradoks, że jeżeli już miałoby się na siłę wybierać główną postać to byłby to Nate (bo właściwie to jego było najwięcej i na jego postaci opierały się odcinki końcowe każdego sezonu), a tak naprawdę niewiele się zmienił, powrócił do punktu wyjścia.

ocenił(a) serial na 10
kaska_111

Właśnie, bardzo dobrze że to napisałaś. On zawsze zmieniał siebie "po coś", dla kogoś, nie było sytuacji typu: od dzisiaj wstaję i jestem innym człowiekiem. Sprawą drugorzędną jest fakt, że tak się chyba nie da :)
Gdybym nie znała tej twarzy Nate'a pokazanej na końcu to może nawet uważałabym go za bohatera niemal tragicznego, sprzeciwiającego się sobie w każdej sytuacji, zmuszanego do czegoś. Nie czuję jednak współczucia ani niczego w tym stylu. Może oceniam go zbyt surowo, ale przypomina mi ciągle nadętą 13-letnią dziewczynkę, która ucieka przed każdym problemem. Nate po prostu nie potrafił albo nie chciał zrozumieć, że czasem trzeba mieć jaja, być głową rodziny, wziąć na klatę swoje zmartwienia. Z drugiej jednak strony tak żył przez większość swojego życia i rozumiał, że wychodził na tym nieźle, może nie czuł pociągu do zmian.
Obejrzałam parę dni temu pilota i tam padły te jego słowa, że chciał przyjechać na święta tylko po to, żeby się najeść i wyspać. Zero chęci spotkania z rodziną itp. Oczywiście żalił się też, jak mu ciężko w Seattle, bo mieszka w jakimś brzydkim mieszkaniu i ma pracę, która mu nie pasuje. No cóż, zestawiając jego problemy z problemami Davida (cała firma na jego głowie, brat marnotrawny kreujący się na kochającego syna) to był po prostu śmieszny. Kurczę, kolejny raz widzę geniusz scenarzystów - przedstawili narcystycznego dupka w taki sposób, że mimo wszystko nie zauważa się jego wad i się go lubi.

W ogóle obejrzenie pilota raz na jakiś czas to świetna sprawa, miałaś rację :)

Właśnie, ciągle zastanawiam się nad tym czemu to akurat Nate był osobą, która zmieniła się najmniej. Pod koniec każdego sezonu byłam strasznie podjarana tym, że to zupełnie inny człowiek itp. itd. ale ostatnie odcinki serialu to brutalne zderzenie z rzeczywistością. Może dlatego tak je przeżywamy? W końcu uświadamiamy sobie, że wszystko to było iluzją, że niektórzy się nie zmieniają. Ech, można teraz przywoływać mnóstwo argumentów o tym, że Nate był taki super bo żył po swojemu, ale dla mnie emocjonowanie się tym, że ktoś jest egoistą niepotrafiącym zrobić czegoś dla innych to coś niezrozumiałego.

Flantrenite

No właśnie. Ja naprawdę lubiłam Nate'a. Był sympatyczny, rozumiał i pomagał ludziom w żałobie, umiał do nich dotrzeć. Miał taki fajny emocjonalny ton głosu. Był energiczny i zaangażowany w życie, (To naprawdę słychać! Dlatego muszę oglądać wszystko z napisami ;) ) kochał swoją rodzinę. Z czasem tak od trzeciego sezonu zaczął mnie wkurzać straszliwie. To co powiedziałaś: Egoista pełną gębą. Zaczęłam dostrzegać coś czego nie widziałam. Ciągle jest JA. Od początku To Ja muszę zidentyfikować ojca, co mnie obchodzi, że siostra potrzebuje pogadać, niech sobie radzi, Ja chce wrócić do Seattle, a brat, który nawet nie potrafił postawić się ojcu się czepia, Ja jestem całym światem dla niezrównoważonej emocjonalnie matki, Ja nie chcę wrócić do pracy, po tym jak brat został napadnięty, bo Ja oszalałbym. itd. Przykładów są dziesiątki. Jaki Ja jestem biedny. Często nie potrafi stanąć na wysokości zadania. To nas wkurza strasznie, ale kurde mimo wszystko lubimy Nate bo mimo egoizmu, egocentryzmu, nieodpowiedzialności, jest dobrym synem, bratem i ojcem, często ma poczucie winy, próbuje coś zrobić ze swoim życiem coś naprawić (choć po jakimś czasie to też irytuje, bo wiecznie ma jakieś wytłumaczenie). To jednak nie zmienia faktu, że nie jesteśmy wściekli w ostatnich scenach i zdecydowanie traci w naszych oczach. Podsumowując (bo namieszałam, nie wiem czy cokolwiek rozumiesz) . Przeważa sympatia do Nate'a mimo mnóstwa wad.

Przeżywałam ostatnie odcinki z powodu autentycznego namacalnego bólu pozostałych bohaterów.

Absolutnie kocham Pilot. To jest psychologiczny majstersztyk. Odcinek o którym często myślę, często odświeżam (oczywiście bez przesady ) i ciągle znajduję coś nowego

ocenił(a) serial na 10
kaska_111

Moim zdaniem jesteście w błędzie oceniając zamiar twórców serialu co do postaci Nate'a.... bo moim zdanie to w kontekście przesłania tego by chwytać życie jak najpełniej to właśnie Nate najlepiej urzeczywistnia tę myśl... wciąż szukał szczęścia... raniąc innych, zachowując się boleśnie, ale tylko dlatego, że szukał - chciał być sobie wierny i swoim celom, tak samo jak George, który mówi o tym na jego pogrzebie. I wtym kontekście to Nate wydaje się w pewnym sensie egoistycznym, ale jednak wygranym w swej postawie. Takie jest przesłanie serialu - korzystaj z życia jak najlepiej zanim dopadnie Cię śmierć - nie żyj "jak najlepiej" (z taką oceną się nie zgadzam) bo później jedyna nagroda bez względu na zasługi bądź ich brak to: ŚMIERĆ.

ocenił(a) serial na 10
Flantrenite

Może więc taki argument, że to, co zrobił, to co jej powiedział - tak naprawdę wypełnia i niesie w sobie 90% przesłania tego serialu, które sama zauważyłaś: to, że nie ma sensu tracić czasu na wszystko, co nas uwstecznia, co trzyma nas w miejscu wbrew nas samym, co nie daje nam żadnego szczęścia.... i tak właśnie było z wyznaniem Nate'a (w pierwszym odbiorze okrutnym - owszem, ale nabierającym szczególnego sensu po finale historii). Wolał od razu powiedzieć, że to koniec, to nie to... niż przygotowywać się do tego przez rok, dwa.... niż trwać w czymś co go przytłacza i nie daje mu szczęścia. Taki jest sens jego słów i jego wyboru, jakiego dokonał w tej trudnej chwili. To jest główna oś serialu - nie oglądać się za siebie, nie tracić czasu tylko szukać siebie by być szczęśliwym, wbrew wszystkiemu co nas stopuje (idealistyczne, ale takie właśnie jest), zwłaszcza dlatego, że później nie ma już nic - więc trzeba czerpać z życia jak najwięcej. I tak robił Nate właśnie, a przynajmniej się starał. Wciąż tego szukał.

ocenił(a) serial na 10
frojd1978

W jednym z odcinków leci utwór: Lynyrd Skynyrd - Freebird. Jego tekst najlepiej obrazuje jedno z głównych przesłań serialu i motywy Nate'a:

Jeśli odejdę stąd jutro,
czy nadal będziesz pamiętać mnie?
Dlatego muszę podróżować teraz
Jest za dużo miejsc, których nie zobaczyłem.
Lecz jeśli zostanę tutaj z Tobą dziewczyno,
nic już nie będzie takie samo.
Bo jestem teraz wolny jak ptak,
i tego ptaka nie możesz zmienić.
Bóg wie, nie mogę się zmienić.

Pa, pa, to była słodka miłość.
Myślę że tego uczucia nie mogę zmienić.
Ale proszę, nie bierz tego za złe,
bo Bóg wie, że jestem winny.
Lecz jeśli zostanę tutaj z Tobą dziewczyno,
nic już nie będzie takie samo.
Bo jestem teraz wolny jak ptak,
i tego ptaka nigdy nie zmienisz.
I tego ptaka nie możesz zmienić.
Bóg wie, nie mogę się zmienić
Boże pomóż, nie mogę się zmienić.

Nie możesz wznieść się wysoko, wolny ptaku?

ocenił(a) serial na 10
frojd1978

Oczywiście masz tutaj całkowitą rację. Jest mi poniekąd żal osób, które duszą się przez 25 lat w małżeństwie z osobą której nie kochają, w pracy której nie znoszą itp. Chodzi mi o coś innego. Owszem, życie po swojemu jest świetne, jednak należy robić to w sposób który nie zraniłby innych. Momentami miałam wrażenie, że Nate jest jak jakiś człowiek - pług (najgłupsze określenie jakie mogłam wymyślić :P), który idzie przed siebie nie patrząc na innych. Jasne, było mu źle z Brendą. Czy to jednak usprawiedliwia jego zdradę? Cóż, to nie jest 5-letnie dziecko, które nie umie się kontrolować. Jeśli myślał, że wszystkie problemy w związku rozwiąże poprzez umoczenie, to cóż, nie jest to najlepszy pomysł.

Można teraz powiedzieć, że był w trudnej sytuacji, że Brenda była w ciąży więc głupio od niej odejść itp. Oczywiście rozumiem te argumenty. Z drugiej strony nie możemy zapominać, że to Nate przyszedł do niej po śmierci Lisy, że to on był entuzjastycznie nastawiony do całego pomysłu zejścia się i ślubu. Nie chodzi mi o jakieś nadludzkie wyrzekanie się siebie - po prostu chciałabym, aby Nate postąpił jak odpowiedzialny człowiek, który stawia czoła problemom w związku zamiast je mnożyć. Myślę, że idea wolności działania i dążenia głównie do własnego szczęścia jest fajna, jednak często brutalnie weryfikowana przez rzeczywistość - nie da się więc postępować cały czas tak, aby być szczęśliwym. Po prostu momentami trzeba się poświęcić, zacisnąć zęby, a Nate chyba tego nie umiał.

A piosenka faktycznie zacna, z pięknym tekstem. Lynyrd Skynyrd w ogóle dobre jest :)

ocenił(a) serial na 10
Flantrenite

Owszem - "w ogóle dobre jest" :)

ocenił(a) serial na 10
Flantrenite

Dlatego napisałem, że to egoistyczne i idealistyczne podejście :) Bo tak, w życiu trudno zawsze stawiać na 1 miejscu swoje szczęście nie bacząc na uczucia innych.... to fakt. Ale serial właśnie do poszukiwania szczęścia namawia. I stąd ta idealistyczna i dość hardcorowa forma przekazu.... z drugiej strony... zostając z nią na kolejne 5 lat, nie kochając jej itd., nie zraniłby jej jeszcze bardziej ??? Można na to spojrzeć i w ten sposób i być może On właśnie w ten sposób to widział - chciał swego szczęścia i nie chciał w tym poszukiwaniu oszukiwać innych. Na tym polega właśnie genialność tego serialu, że jedna scena, jeden motyw... różnie na nas działa i to nie tylko na różne osoby, tylko na jednostkę w różnych momentach. W pierwszej chwili odbieramy wyznanie Nate'a jako oczywiste sukin....stwo, jesteśmy wściekli, bo się tak nie godzi. A później? Po finale nabiera to innych barw.. zastanawiamy się czy to on nie wygrał ze swoim podejściem do życia, bez zakładania masek, bez udawania (udawał przez cały 3 sezon), bez okłamywania, co do uczuć itd..... podobnie jest z Georgem... niech mi ktoś powie, ze nie pomyslał sobie lekceważąco o nim po informacji o 7 ślubach?????? Każdy za pewne. A po finale? Po tym, co powiedział na pogrzebie Nate'a??? Dokładnie to samo, co miał w głowie Nate. To samo. Wierność sobie. Stąd absurdalna na pozór postawa Georga i tyle rozwodów.... nie udało się - nie będę kłamał - idę dalej przed siebie. Tak - to bardzo idealistyczne i mega egoistyczne, ale czy właśnie nie tak tylko można być faktycznie szczęśliwym niż tkwiąc w tym, co sama napisałaś? ...długie lata w męczącym i wysysającym życie związku albo w pracy, która powoduje, że usychamy????? Nie. Ideał jest taki, by iść na przód zostawiając za nami to, co sprawia nam ból i cierpienie, co odbiera nam radość każdego dnia.

ocenił(a) serial na 10
frojd1978

Masz rację, nie spojrzałam na tę kwestię z Twojego punktu widzenia. Czasem faktycznie trzeba tego, jak to dobrze określiłeś, "hardcorowego" przekazu aby uświadomić rzeczy najprostsze. Nie potrafię powiedzieć, czy zraniłby ją bardziej. Ich związek był megaspecyficzny, ranili się ustawicznie. Jak zapewne wiesz, mi chodzi po prostu o - jak pisał Sapkowski - "trochę poświęcenia". Rozumiem doskonale o czym piszesz, jednak ja przedstawiam to czego oczekiwałam od Nate'a, a co niestety się nie sprawdziło. Trzeba jednak przyznać twórcom, że doskonale wykreowali konsekwentnego bohatera z bądź co bądź niezmiennym charakterem.

Myślę, że geniusz SFU nie sprowadza się jedynie do tej postaci, a w każdej innej możemy odnaleźć takie same "smaczki", które w zależności od punktu widzenia mogą całkowicie zmienić nasz osąd.

Obejrzenie serialu powoduje (przynajmniej u mnie, ale u innych pewnie też), że życie wydaje się być proste i należy postępować właśnie tak jak Nate. Jest to fajna postawa i sądzę, że nie jest ona kompletnie i całkowicie zła, zwyczajnie pomaga w życiu. Chodzi mi jedynie o to, aby w stanie euforii spowodowanej odkryciem tej jakże ważnej prawdy życiowej nie zacząć popadać w skrajności. Niestety, mimo wszelkich uroków posiadania takiego idealistycznego podejścia, nie da się przejść przez życie wyznając takie zasady - o czym doskonale wiesz. Myślę więc, że po prostu bardziej polubiłabym i doceniłabym Nate'a, gdyby nie zawsze postępował w ten sam sposób - przez który przecież w pewnym momencie Brenda wręcz cieszy się z jego śmierci.

ocenił(a) serial na 10
Flantrenite

Rozumiem Cię oczywiście. Ja też byłem na niego wściekły :)

frojd1978

Dążenie do swojego szczęścia, i szukanie jest najważniejsze w życiu, ale czasem trzeba stanąć na wysokości zadania, coś poświęcić, przeczekać. Nie wiem czy Brenda cierpiałaby by bardziej gdyby Nate zostawił ją po kilku latach, może by to przemyślał i by wrócił do niej, ale wiemy na pewno, że Nate wcale nie kochał Maggie, tylko to była chwila, fascynacja, wykorzystał ją jako odskocznię od problemów w domu. A to mi się nie podoba.

ocenił(a) serial na 10
kaska_111

Niestety - nie wiemy :) Możemy przypuszczać.... może nam się podobać lub nie jego zachowanie, ale ono wyraża wszystko to, co napisałem wyżej... dążenie do szczęścia bez oglądania się i usychania w miejscu. Bez względu na to jak oceniamy taką postawę.

frojd1978

Jednak bez wątpienia wadą Nate'a jest to, e zbyt pochopnie podejmuje decyzje ;)

ocenił(a) serial na 10
kaska_111

...Twoim zdaniem ;)

ocenił(a) serial na 10
Flantrenite

No nie, no nie, no nie! Co ja paczę?! Porównywać tę wredną dexterową Lily do Brendy! A fe!

Nie wiem co Wam nie odpowiada w tej bohaterce, ja ją lubię. Owszem, parę jej zachowań mi się nie podobało, ogólnie niezły freak z niej, ale żeby porównywać do Lily. A fe po raz drugi! :P

A fe po raz trzeci, bo nieźle pospoilerowaliście w tym temacie. :P Ja jestem dopiero na drugim sezonie.

Flantrenite

Odpowiadam na Twój komentarz, bo ze wszystkich rozmów na forum SFU, wasza dyskusja najbardziej mi się spodobała. Ze mną było trochę podobnie jak z autorem wątku. Oglądałam, bo tytuł wielokrotnie przewijał się w rozmowach o najlepszych serialach HBO, a nawet telewizji. Zaintrygowana zaczęłam oglądać chyba z rok temu, jak nie więcej, ale serial na tyle mnie nie zaintrygował, że nie miałam potrzeby oglądania ciągiem, więc minęło sporo czasu nim skończyłam 1. sezon, ale w tym roku zakończyłam inne seriale i powróciłam do SFU i przyznam, że kolejne odcinki pokonywałam szybko, ale ciągle czekałam na przełom.

I rzeczywiście ostatnie odcinki miażdżą i zmieniają sposób postrzegania bohaterów. A im więcej godzin mija, tym więcej zrozumienia dla nich znajduję, mimo że przez cały czas miałam ich za niezłych popaprańców. To co mnie najbardziej drażniło, to ciągłe zdrady, trójkąty, kłótnie, pretensje i przede wszystkim hipokryzja bohaterów. Z drugiej strony to takie ludzkie i prawdziwe. Ja taka nie jestem (chodzi mi o zdrady), ale to nie znaczy, że innym ludziom nie przychodzą one łatwo. To z tego powodu ciężko mi było wspierać bohaterów, bo ileż można? Było parę takich momentów, że już naprawdę nie ogarniałam ich zachowania, ale koniec końców zachwyciłam się końcówką i wiem, że tak szybko nie zapomnę o tym serialu.

Odnośnie końcowych decyzji Nate'a najłatwiej byłoby zwalić winę na chorobę, ale prawda jest taka, że jako jedyny z bohaterów w żaden sposób się nie rozwinął, nie dojrzał, wrócił tak naprawdę do punktu wyjścia. A to on chciał ślubu, i on chciał dziecka. Dziwne dla mnie jest przede wszystkim jego podejście do aborcji. Gdy Lisa była w ciąży, miał sen ze wszystkimi rzekomymi swoimi dziećmi, które zostały usunięte. Wydawać by się mogło, że pojął odpowiedzialność takiej decyzji i dojrzał do roli ojca. Tylko że gdy jego przerażona żona, doświadczona wielokrotnymi próbami zajścia w ciążę i poronieniem nie chce wykonywać punkcji z obawy o ryzyko poronienia, Nate obraża się i odsuwa od żony. A Brenda choć irytująca ogromnie w poprzednich sezonach, naprawdę zyskała moją sympatię i zrozumienie. Było mi jej tak żal, gdy pojechała sama do tego kościoła, mimo że jest ateistką, a Nate w tym czasie ją zdradzał. I tak jak mówicie, Maggie była dla niego zabawką, ucieczką od problemu, gdzie po chwilowej fascynacji i tak skończyłby znowu u Brendy.

Nie wiem, czy tylko ja miałam takie wrażenie, ale przez chwilę wydawało mi się, że Maggie zaszła w ciążę po tamtej nocy z Nate'm, bo kiedy Ruth do niej zadzwoniła, stała na korytarzu jakiejś przychodni. Oczywiście mogła równie dobrze wrócić do pracy przedstawiciela farmaceutycznego, ale nic nie poradzę, że takie myśli mi przyszło do głowy.

Co do wątku homoseksualnego i wpływu adopcji gejów na dzieci, to tu można by się spierać, ale faktem jest, że w ostatnich scenach Anthony siedzi na ślubie obok mężczyzny, trzymając go za rękę, zatem powstaje pytanie, na ile jest gejem, a na ile wpływ miało wychowanie. Oczywiście zgadzam się, że Keith i David to w piątym sezonie wspaniała para, która sporo przeszła, zanim dotarła do tego momentu i naprawdę cieszyłam się ich szczęściem.

Jeśli miałabym wskazać największe rozczarowanie, to postawa Rico, który dał kilkadziesiąt tysięcy dolarów, aby zostać udziałowcem, a potem kombinował jak wyciągnąć kilkaset tysięcy dolarów z podziału nieruchomości. Nie wiem jak oni to liczyli, ale jakby nie patrzeć, dom był też Ruth (swoją w połowie plus w 1/4 po mężu), a także Claire (w 1/4), oczywiście wraz ze śmiercią Nate'a jego udział należał się Brendzie, Mayi i nienarodzonej jeszcze Willi. No chyba że dom od początku wchodził w skład majątku firmy i w akcie własności figurował od początku ojciec. A Ruth była tylko kurą domową, która nie miała żadnego majątku, oprócz pieniędzy na koncie bankowym. To by tłumaczyło, czemu Rico dzielił dom wyceniony na ponad 2 mln dolarów wyłącznie na trzy, co i tak nie zmienia faktu, że to naprawdę żenujące, że chciał na nich żerować i snuł wizję zakupu tego drugiego domu pogrzebowego.

Natomiast ze wszystkich wątków jakie się przeplatały najbardziej lubiłam Claire. Może nie przeszła tak ekstremalnych przeżyć jak zamordowana żona, czy porwanie przez świra, ale wykonała największą pracę nad sobą, najbardziej się zmieniła i była najszczersza w swoich poczynaniach. I to ją jednak najczęściej zdradzano. Wiem, że zdradziła Billy'ego, ale nawet się jej nie dziwię, bo był to jej sposób na odejście od niego. Billy momentami naprawdę mnie przerażał

użytkownik usunięty
Stolarcfc

"Generalnie mam mieszane uczucia i obecnie trochę się już z nim jednak "męczę". Chciałbym jednak dotrwać do końca, bo czytałem że końcówka ostatniej serii jest powalająca."- Zawsze tak jest, że jak się ktoś nastawi na coś że będzie świetne, to zazwyczaj czeka go później rozczarowanie. ja tak miałam prawie zawsze jak ktoś mi reklamował jakiś film- że jest genialny. Po obejrzeniu pozostawał pewien niedosyt, bo spodziewałam się nie wiadomo czego. Tak było z np. "Black Swan". Wiem, że jakbym nie znała w ogóle filmu, to po obejrzeniu byłabym zaszokowana itp. a że ludzie wcześniej mi go rozreklamowali no cóż... Nie nastawiaj się na tą końcówkę że jest taka świetna, bo to są opinie ludzi, którzy byli serialem zauroczeni. Te ostatnie 10 min filmu jest właśnie taką "wisienką na torcie" jak to już Anton_fw trafnie ujął. Końcówka wzrusza, jeśli w pewnym sensie zżyłeś się z postaciami- takie podsumowanie.

ocenił(a) serial na 7
Stolarcfc

Skoro tak się męczysz oglądając to po co oglądasz? To nie ma żadnego sensu. Są inne seriale i jakoś nie widzę logiki w oglądaniu czegoś tylko po to, żeby się zanudzić i wymęczyć.

ocenił(a) serial na 7
Gabrielle_de_Lioncourt

A jednak miało sens i to całkiem duży ;) Jak obejrzało się 4 sezony w krótkim odstępie czasu to normalne, że serial, jesli nie odbierasz go jako istną rewelacje zaczyna nużyć. A czytałem wiele opinii, że warto wytrwać do końca. No i przyznaje, warto było zmienić nastawienie i obejrzeć ostatnią serię, tak więc wypadło jak najbardziej logicznie ;)

ocenił(a) serial na 10
Stolarcfc

taka uwaga, "paskudny "charakter Brendy nie wynika do końca z tego, że taka po prostu jest ale z tego, że posiada osobowość graniczną (Borderline) wspomina o tym w jednym z odcinków, z resztą ma typowe objawy tej choroby, poza tym rodzice oraz chory brat i ich zaburzone relacje na pewno jej nie pomogły

ocenił(a) serial na 10
Stolarcfc

To nie serial jest wart tego zakończenia, tylko zakończenie okazało się warte serialu. Oglądanie go tylko dla zakończenia mija się z celem, to nie "Piła".

Stolarcfc

A ja nie wiem dlaczego, ale od zawsze lubiłam Brendę. Może dlatego, że w pierwszym sezonie widziałam w niej trochę siebie i dlatego później moja sympatia do niej nie chciała zmaleć. Rozumiałam ją.
Nate'a tez lubiłam i to nie mniej. Nie mogłam uwierzyć, że umarł naprawdę myślałam, że to powtórka z poprzedniego razu. Chociaż zaczęłam go nienawidzić za te myśli, obrazy, które miał w głowie podczas tej krótkotrwałej śpiączki. I cała ta Maggie, nie mogłam na nią patrzeć! Tylko wg mnie Brenda od zawsze wiedziała jaki on jest i wiedziała czego mogła się po nim spodziewać. Nie wiem tak do końca czy on ją naprawdę kochał? Jak myślicie?

ohpeggysue

Nate pogrzebał ostatecznie resztki swojej pozytywnej osobowości zabijając niebieskiego ptaka i o poranku rzucając na niego czarny worek ze śmieciami - to zdarzenie doskonale uwydatniło jego sadystyczno-egoistyczny charakter co później potwierdza się w cieknących jadem objawieniach Brendy dotyczących zdrowia ich przedwcześnie narodzonej córeczki
Ciekawa wizja była nad grobem Nate'a gdy Claire została 'zaatakowana' przez jakieś dzikie zwierze - nie bardzo to zrozumiałem i nie chcę do tego wracać bo serial był dla mnie bardzo męczący psychicznie, zwłaszcza końcówka masakrująca i nie chcę oglądać tego ponownie (choć polecam)

Navroth

z tym niebieskim ptakiem to było jakby wymiatał płód z ciała Brendy, ono powróciło w jej łono jak ten ptak do innego pomieszczenia, jakby chciał wrzucić to nienarodzone dziecko do pojemnika ze śmieciami i przywalić je workiem z odpadkami

ocenił(a) serial na 10
Navroth

Istnieje też przesąd, że ptak w domu zwiastuje nieszczęście. Mogło to być też pewnego rodzaju "foreshadowing" ze strony twórców.

ocenił(a) serial na 10
Stolarcfc

Tak, warto. Dlaczego? Bo ukazuje, ze nic nie jest na zawsze. Ze ludzie potrafia sie zmienac na lepsze, nawet jesli sa juz praktycznie skresleni. Ze milosc jest motorem wszystkiego, tak w tym serialu zobaczymy prawdziwa milosc i to bez lukru do wyrzygania...
W tym serialu nie ma podzialow na czarne, albo biale. Nie ma zlych i dobrych bohaterow.
SFu wplywa na widza totalnie, faktycznie zmienia go. I to nie jest tak, ze uslyszysz jedno madre zdanie co odcinek i podumasz o nim chwile, a potem zapomnisz. Czlowiek chlonie z tego serialu kazda scene, dialog i rozklada je na czynniki pierwsze przy okazji robiac to samo z samym soba.
Na koncu uswiadamiasz sobie, ze Fisherow bedzie ci brakowac jak cholera.

Zycze udanych seansow :)

ocenił(a) serial na 8
Stolarcfc

doceniam ten serial za różnorodność bohaterów, za tolerancje i otwartość.

Stolarcfc

też nakręciłem się na SFU ale po pierwszym sezonie mieszane odczucia, niekiedy klimatyczne, niekiedy strasznie "ciągliwie", to gejostwo Davida, ochy i achy, jak on to przeżywa, już powoli męczące, ta jakaś wymuszona i sztuczna depresja Sisto, no i rzeczywiście wkurzająco-irytująca Brenda. Nie wiem czy jest sens dalej to ciągnąć. Niektórzy twierdzą że serial jest lepszy niż Sopranos, jakoś tego nie widzę.

ocenił(a) serial na 7
marckoza

Ja pociągnąłem i żałuję ;) Z serialu nie zostało we mnie szczerze mówiąc nic, nic konkretnego nie zapadło mi w pamięci ani nie miało większego wpływu. Tak więc najwidoczniej serial jednak nie dla wszystkich i jeżeli pierwszy sezon na Ciebie nie podziałał, to osobiście polecam odpuścić i znaleźć coś ciekawszego ;)

ocenił(a) serial na 9
Stolarcfc

Pierwszy odcinek nie podobał mi się -jakoś nie mogłam się wczuć no i ta irytująca Brenda:/ Ale później było już coraz lepiej jeśli chcesz sie przekonać czy ci się spodoba najlepiej zobacz 5 odcinek pierwszego sezonu;) Jest tam charakterystyczny dla serialu czarny humor no i nie bedzie dużych spoilerów:) (6 odcinek też jest mega)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones