Właśnie jestem po :) jak dla mnie odcinek 3 rewelacyjny. Uśmiałam się w głos!!! Lepszy niż 1 i 2, chociaż na nie i tak nie narzekałam. A Wam jak się podobało?
To zazdroszczę :)
Dla mnie był ten odcinek żenujący, jak i cały jak dotąd sezon 9, jak i zresztą praktycznie cały sezon 8. I zobaczyłam Twój temat w momencie, gdy weszłam na forum serialu z myślą o założeniu wątku pt. "Oficjalne pożegnanie z BBT". Tak jest, po tym odcinku, który potrafię sobie wyobrazić, jak zostałby napisany, wyreżyserowany i zagrany w choćby 4 sezonie (biorąc pod uwagę, że w tym sezonie właśnie pojawiła się Amy) żal mi byłoby każdej minuty straconej na jego oglądanie.
Pozdrawiam
No proszę. Widzę, że nie tylko ja mam zamiar sobie odpuścić. Po 5-6 odcinku zrobię przerwę i wrócę wiosną żeby zobaczyc jak skończy się sezon. Po dzisiejszym odcinku doszedłem, dlaczego przestało mi się to podobać. Pierwsze 4 sezony były pozytywne. Fajne przygody, udane romanse czasem, wszystko im się układało. A teraz wciąż są nękani przez los. Wciąż coś im nie wychodzi i zamiast uśmiechów i energicznych ruchów są kwaśne miny. Nawet jak im się coś uda to jest to tak wymęczone, że nie daje satysfakcji. I teraz więcej satysfakcji dają mi Brooklyn 9-9 i You're the worst.
Wątek pozytywne-negatywne przygody to jedno. Mnie za bardzo uwiera, drażni wręcz niemożebnie to, jak zmieniły się główne postaci:
- Howard był tak cudownie napalonym na wyrwanie czegokolwiek, co ma choć szczątkowe piersi i dwie (choć to chyba akurat niekoniecznie) frustratem, jak sobie czasem wrzucę jakiś stary (dobry!) odcinek, to aż się łza w oku kręci. Na przykład motyw z wyjazdem na pustynię, kiedy dziarskie 50-tki poczęstowały ich ciastkami z marihuaną, ale zanim to nastąpiło "najarany" Leonard stwierdził: "szkoda, że nie ma z nami Penny". A Raj na to: "jasne, ty byś z nią baraszkował w namiocie, a ja bym patrzył, jak Howard gwałci kaktusa". Co sobie to przypomnę, to prawie sikam pod siebie z uciechy.
- Raj - zabicie w nim fobii przed kobietami zabiło tę postać, z wątku quasi-homoseksualnego związku z Howardem już chyba nic się ciekawego nie wyciśnie, koniec kropka.
- Leonard - jak przeżywał nerdowski weltschmerz pt. jestem frajerem, kocham blondynę z naprzeciwka, to był w miarę barwny, teraz jest moim zdaniem tylko strzępkiem postaci, miałkim, bez charakteru.
- Sheldon - nie sądziłam, że doczekam czasu, gdy się "zscocjalizuje", a tym bardziej - gdy będzie cały odcinek smęcił o swoim rozstaniu z Amy...
W niektórych wątkach na forum fani bronią BBT: że przecież tyle lat minęło, że się ludzie ogarniają, że się im życie zaczyna układać, że się zmieniają. Cóż, tego może oczekiwałabym od "Na Wspólnej", gdybym oglądała. Od sitcomu oczekuję czegoś innego. Taki "Świat według Bundych" ciągnął się przez chyba 11 sezonów, różne były perypetie, bohaterowie dorastali (co nie znaczy: dojrzewali), ale trzon ich osobowości się nie zmieniał.
Zgadzam się. Pisałem to już kilka razy. Co mi po rozwoju postaci i zmianach w ich życiu, jeżeli bohaterowie przestają być zabawni. Przecież to musi być główna cecha serialu komediowego, musi być zabawny. TBBT zmienili w jakiś serial obyczajowy o problemach w związkach. Przyznam się, że nie pojmuję dlaczego ten serial jest nadal tak popularny w USA.
Jak dla mnie odcinek średni. To znaczy nie najgorszy, ale i daleko mu od najlepszego. Właściwie całość uratowała tylko jedna scena. Mianowicie śpiewający Queen Sheldon. Ta scena po prostu wymiatała, co tu dużo ukrywać :D
Mnie sie podobal! Pierwszy raz od odluzszego czasu sie nie wynudzilam! BA nawet sie zdziwilam, ze tak szybko sie skonczyl. Ogolnie jak dla mnie na plus.
Stare big bang theory wrocilo w 3 odcinku. Brechałem się głośno i po zakończeniu ogladania jeszcze dlugo mialem usmiech na twarzy :D oby trzymali poziom. Im mniej dziewczyn tym lepsze odcinki :)
mnie też się podobało :)
nie było obyczajowo - związkowych dramatów i proszę, powiało starym big bangiem.
szkoda tylko, że chłopcy nie dojechali do Meksyku.