ja również pokochałam Boardwalk Empire wielką miłością, to mój ulubiony serial. przede wszystkim dlatego tak bardzo mi szkoda, że przez małą oglądalność musieli tak przyspieszyć końcówkę, materiału historycznego starczyłoby spokojnie na jeszcze trzy sezony, a może i więcej. a jeśli chodzi o serialowych anty-bohaterów to też jestem wielką fanką postaci Gypa, facet którego się kocha lub nienawidzi, świetnie odegrana postać.
co do Richarda Harrowa - też był jedną z moich ulubionych postaci (ustawiłabym go na drugim miejscu, zaraz za Nuckym), ale dostał piękne zakończenie i jestem z niego zadowolona. płakałam i przeklinałam na czym świat stoi, kiedy umierał, ale myślę że dobrze rozwiązali jego wątek, zwłaszcza że ostatni sezon jest mocno przyspieszony i mogłoby zabraknąć w nim czasu na odpowiednie pożegnanie tej postaci.
Van Alden również był genialny, ale sposób, w jaki zakończyli jego wątek nie podobał mi się kompletnie, "śmierć na szybko", byle by się go pozbyć, to samo z Mickym.

co do siódmego odcinka, to podobał mi się chyba bardziej niż wszystkie poprzednie w tym sezonie. czułam napięcie przy scenie wymiany zakładników. no i ostatnia scena, Nucky czytający list od Gillian, bardzo chwyciła mnie za serce.

Nie rozumiem oburzenia szybką i prostą śmiercią Van Aldena. Przecież tak dokładnie wyglądało wtedy gangsterskie życie: jeden błąd i kula w głowę. Już bardziej przyczepiłbym się do odstrzelenia Chulky'ego, bo jego ostatnia scena jest całkowicie przesadzona i sztuczna.

ja nie kwestionuję prawdopodobieństwa takiej śmierci. to mój samolubny punkt widzenia - sama chciałabym widzieć bardziej wyjątkowe zakończenie dla postaci, którą uwielbiałam ;)