czemu nie wyprodukowali tego w postaci filmu pełnometrażowego? Odcinki mają po około 25
minut, więc film w całości nie byłby monstrualnie długi (nawet gdyby zrealizowali wszystkie 8
opowiadań). A materiał jest świetny, i chociaż uważam, że serial powoli przejmuje władzę nad
filmem (lepszy portret psychologiczny postaci, więcej szans na poboczne wątki, komfort
niezamkniętej formy itd.), to uważam, że "A young doctor's notebook" jest ewidentnie
materiałem na film, co więcej, mógłby się w tej formie lepiej sprawdzić. Wątek jest jeden (bo
chociaż przenosimy się nieco w czasie, to podążając za tym samym bohaterem), postać jest
bardzo wyrazista i dominująca (brak ważnych wątków równoległych), rzecz nie byłaby nudna, co
czasami wychodzi po połączeniu odcinków serialu (ilość subtelnych gagów wplecionych w
fabułę jest ogromna), a co najważniejsze, historia jest spójna i bardzo dobrze rozwijana, co
zapobiegłoby efektowi powtarzania się emocji, faktów, słów. Czemu więc serial? Czy chodzi o
koszty (nie jestem ekspertem, ale chyba telewizyjna produkcja jest tańsza), czy o utrzymanie
formy krótkich opowiadań, jak to sobie obmyślił Bulhakow? Zastanawia mnie to bardzo, bo jest
to genialny materiał na długi metraż i rozbijanie go na krótkie odcinki nie dodało mu żadnej
wartości, przeciwnie, odjęło nieco magii i czaru. Jak myślicie?
A widzisz, nie pomyślałam o tym żeby to sprawdzić. I to w dodatku porządnego rosyjskiego reżysera, trzeba obejrzeć. Pewnie się okaże, że Bulhakov przeszczepiony na angielską ziemię traci całą interpretację, którą zawiera w swoim filmie rodowity Rosjanin. Zobaczymy. Dzięki za odpowiedź :)
mozna tez pomyslec w taki sposob! Serial jest na podstawie opowiadan czyli raczej krotkich dziel literackich, wiec mozna je ladnie zestawic z krotkimi, 20minutowymi odcinkami :)
być może dlatego, że twórcy CHCIELI zrobić z tego serial?
Na szczęście nie muszą pytać każdego widza po kolei, czy mogą, czy nie :). Twórca ma dowolność w tym, co robi, a widz w tym, co ogląda.