Na ten film polowałem od niepamiętnych czasów. Zdobycie go trwało tak długo, że kiedy w końcu dostałem go w swoje (wypocone z gigantycznej ekstytacyji) łapki zacząłem się obawiać, iż film może nie spełnić moich (ogromniastych) oczekiwań... Niepotrzebnie.
By opisać wrażenia jakie wywarł na mnie ten film, nie ma potrzeby używać tysiące pięćdziesięciu łacińskich słów i odwoływać się do zarówno znanych jak i mniej znanych sentencji. Oj nie! Westarczy powiedzieć tylko (i aż) tyle: Piękny... Przepiękny... ARCYPIĘKNY!!
W "AOBM" próbowałem doszukać się jakichś wad. Znalazłem tylko jedną: zdecydowanie ZA KRÓTKI... dwie godziny wydawały się trwać uderzenie serca.
A zalety? Bez liku... tudzież wszystko. Na szczególną uwagę zasługują doskonałe kreacje epizodyczne, by wymienić tylko cudownego Robina Williamss jako króla księzyca, czy zwykle rewelacyjnego, w tym filmie
FENOMENALNEGO Olivera Reeda (RIP Oli) w roli Wulkana.
Opowieść o tym jak racjonalność zabiła magię...
A magia wstała, dała racjonalności kuksańca i ruszyła dalej swoją drogą.