Recenzja filmu

Ściana (1982)
Alan Parker
Bob Geldof
Christine Hargreaves

Goodbye Blue Sky

"The Wall" jest opowieścią o samotności. Opowieścią o Pinku, który przez lata otacza się murem izolacji. Album o tym samym tytule ukazał się pod koniec listopada 1979 roku. W niesamowitym tempie
"The Wall" jest opowieścią o samotności. Opowieścią o Pinku, który przez lata otacza się murem izolacji. Album o tym samym tytule ukazał się pod koniec listopada 1979 roku. W niesamowitym tempie zdobył listy przebojów, a kawałek "Another Brick In The Wall - Part 2" do dziś pozostaje znany wszystkim - poczynając od totalnych laików. Niedługo potem powstała ilustracja muzyczna, ale nie byle jaka, za kamerą staje bowiem Alan Parker, mający na swym koncie takie dzieło, jak choćby "Midnight Express". Obraz mroczny i przygnębiający, mogący być zapowiedzią tego, czego można się spodziewać po "Ścianie". A jednak, moim zdaniem to tak film Parkera, jak "Urodzeni mordercy" są Stone’a. W obu przypadkach to dzieła scenarzystów. Może dlatego "The Wall" to dziwaczny film, w rozumieniu ściśle filmowym, ale trudno go rozpatrywać jako klip, bo na to zbyt na wysokim poziomie jest. Najczęściej mówi się o jego antywojennej wymowie, itp. A, w mym odbiorze, wojna jest tylko jednym z elementów. Obraz nie zmienia bowiem wymowy albumu. Obie opowieści to historia samotności i izolacji. Całość ma ujęcie nieco "schizujące" , ale chyba właśnie przez nie posiada aż tak niesamowitą siłę wymowy. Zmieniające się obrazy, przejście z jednego w kolejne - szybkie tempo. A brutalny obraz uzupełnia piękna muzyka, z niesamowitymi tekstami. Właśnie ze względu na tę muzykę nie można przegapić owego dzieła. Czy kontrargumentem jest, że przecież wystarczy posłuchać albumu? Wydaje mi się, że nie. W końcu oceniamy tu film, a ten jest niezwykle innowacyjny w swej formie. Dużo później powstaje "Królowa potępionych", mająca wszelkie cechy klipu, łącznie z jego płytkością (piszę o większości teledysków, z pominięciem P. Jam czy Tool i kilku innych). Floydzi opowiedzieli wszystko w formie teledysku, a niesamowite w tym jest, że tylko zostaje z tego forma. Piosenki to nie tylko bowiem niesamowite brzmienie i teksty na poziomie. Każda z nich opowiada o czymś ważnym, a te słowa dopiero uzupełnia niezwykle sugestywny obraz. Niektóre przejścia obrazu w obraz... nie podobają mi się, albowiem wydają nieco nieprzemyślane. Natomiast na plus działa to, że się łączą poszczególne ze sobą, mimo że oddzielone innymi (choćby basen i krew). Wystawiam "Ścianie"  najwyższą ocenę i wcale nie dlatego, że jest to dzieło idealne. Nie jest. Perfekcyjna jest muzyka. Pełnię oceny daję mu jednak za niesamowitą sugestywność. Scena, która wciąż robi na mnie największe wrażenie, to ta, w której biały gołąb wzlatuje w niebo, wchodzi scena rysunkowa i rozpoczyna się moment najbardziej współgrający z muzyką. Ruchy skrzydeł ptaka są dźwiękami przepływającymi przez nie, a jednocześnie tworzącymi je. Niesamowite wrażenie! Na tym polega właśnie moc tego dzieła. Ma się wrażenie, że dźwięki nie tylko się słyszy, ale i widzi. Obie formy sztuki przeplatają się przez siebie tak idealnie, iż trudno odszukać gdziekolwiek indziej taką perfekcyjność w owym wymiarze. Jedyna słabość owego obrazu, to to iż nie doceni go ten, kogo nie wciągnie. Kwestia, która nie każdego także może przekonać to także ów tytułowy mur. Czy rozumiejąc samotność głównego bohatera, nie zrzuca się winy na system, otoczenie, niezrozumienie... Zawsze na innych? A przecież to on sam dokonuje wyboru. Sam zadecydował, kim się stanie. Jest moment pragnienia latania, a następnie pada stwierdzenie, że nie ma dokąd polecieć. Ale nigdy nie spróbował nawet. A płyta oraz film - przynajmniej w mym odbiorze - stawiają zburzenie muru izolacji za pomocą innych. A przecież bohatera wspaniale podsumowuje tekst "Comfortably numb". Nie ma bólu, którego chciałby się pozbyć. Izolacja jest łatwiejsza przecież. A z drugiej strony zburzenie owego muru jest najwyższą karą za ból, który zadał innym. Chociaż... czy to właściwie ważne? Film jest ilustracją do albumu. I inaczej odbieram ową płytę od czasu ujrzenia obrazu. A mimo to nie chciałabym chyba, aby do mego ukochanego albumu Floydów ("Wish you were here") powstała ilustracja. Ale... cóż, inny charakter ma zupełnie. W końcu warto pamiętać, że wszystkie teksty "The Wall" są autorstwa Watersa. A w zespole mur nieporozumienia między nim a resztą członków nie został wówczas zburzony. Na koniec warto jeszcze zwrócić uwagę na świetną kreację Geldofa oraz uzupełniające wszystko animacje. Te są często najbardziej sugestywne i przerażające, często operujące symbolami, ale nad wyraz czytelnymi. Z pewnością "The Wall" to pozycja obowiązkowa i to nie tylko dla fana Floydów. Warto bowiem ujrzeć swoisty fenomen kina. Ja w każdym razie nie znam drugiego dzieła, będącego obrazem dla muzyki, a jednocześnie w którym obraz jest także muzyką. Iwona K
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nie będę pisał o wpływie, jaki "The Wall", jedenasty album studyjny w karierze grupy Pink Floyd, wywarł... czytaj więcej
Więc spodziewasz się typowej recenzji, w której robię z siebie zarozumiałego bufona, aroganckiego osła do... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones