Recenzja filmu

Listy do Julii (2010)
Gary Winick
Christopher Egan
Amanda Seyfried

Ku pokrzepieniu złamanych serc

"Vicky Cristina Barcelona", "Dobry rok", "Moje wielkie greckie wesele" - co łączy te z pozoru całkowicie różne filmy? Otóż to, że przedstawiają w przekoloryzowany sposób perypetie amerykanów w
"Vicky Cristina Barcelona", "Dobry rok", "Moje wielkie greckie wesele" - co łączy te z pozoru całkowicie różne filmy? Otóż to, że przedstawiają w przekoloryzowany sposób perypetie amerykanów w zderzeniu z odmienną, barwną, europejską kulturą. I tak film Allena  ukazuje perypetie dwóch amerykańskich dziewczyn w Hiszpanii, "Dobry rok" to opowieść o maklerze giełdowym zanurzającym się we francuskiej sielance, a "Moje wielkie greckie wesele"... cóż, sam tytuł bezpośrednio zdradza główny wątek filmu. "Listy do Julii" można wpisać do tego samego, "regionalnego" kanonu kina. Tym razem tłem dla całej historii będą Włochy...

Sophie i Victor są zaręczeni. Przylatują do słonecznej Italii na wakacje, czy też przedmałżeński miesiąc miodowy - jak sami nazywają tę wyprawę. Postanowili ten czas spędzić w Veronie - mieście Romea i Julii. Wszystko by było w porządku, gdyby Victor nie zaczął wykazywać większego zainteresowania włoską kuchnią niż ukochaną (mówiąc dramatycznym językiem komedii romantycznych: gdyby jego pasja nie zaczęła zabijać tej miłości). Tym sposobem, Sophie musiała zrezygnować z romantycznych spacerów i zadowolić się samotnym zwiedzaniem miasta. Podczas jednej z tych wypraw odkryła miejsce, w którym kobiety zostawiają tytułowe listy do Julii, w których proszą o porady miłosne. Sophie znalazła tam pewien list sprzed pół wieku. List, który wciąż czeka na odpowiedź...

 Od strony aktorskiej, film prezentuje się przyzwoicie. Powoli wpisująca się w kanony gatunku Amanda Seyfried ("Wredne dziewczyny", "Mamma mia!", "Wciąż ją kocham") ma wielkie, sarnie oczy i ładny uśmiech - czyli te cechy, które aktorka musi spełniać, aby zagrać główną rolę w komedii romantycznej. Miło się oglądało Gaela Garcíę Bernala - aktora słynącego raczej z poważniejszych ról ("Złe wychowanie", "Dzienniki motocyklowe", "Miasto ślepców"), czy też laureatkę Oscara, Vanessę Redgrave, która zagrała naprawdę barwną i pełnokrwistą postać (co, jak wiadomo, nie jest zbyt częste w tego typu produkcjach). A o Christopherze Eganie nie można powiedzieć nic poza tym, że grał w filmie jedną z głównych ról. Bo był bezbarwny.

"Listy do Julii" to tak naprawdę opowieść łącząca dwie historie miłosne. Sophie i Claire dzieli prawie pięćdziesięcioletnia różnica wieku, ale łączy wiara w prawdziwą miłość na którą, jak się okazuje, nigdy nie jest za późno. To przesłanie może zjednać filmowi grupę odbiorców, którzy będą z niego bardzo zadowoleni. Historia nieszczęśliwej miłości, która po pięćdziesięciu latach odradza się jak feniks z popiołów może służyć niektórym osobom ku pokrzepieniu złamanych serc. Pomysł na fabułę, jak widać, jest wprost idealny dla komedii romantycznej, ale można by na nim przecież oprzeć dobry film psychologiczny. Jednak film Gary'ego Winicka nawet przez chwilę nie aspiruje do miana ambitnego kina. Historia jest bardzo stonowana i przedstawiona w dość lekki sposób.

Ostatecznie można stwierdzić, że "Listy do Julii" to film, który się przyjemnie ogląda, ale również szybko się o nim zapomina. Fakt, że jest o niebo lepszy od totalnej bzdury, jaką było poprzednie "dzieło" Winicka, czyli "Ślubne wojny". Ale to nie wystarczy, by wpisać się do klasyki gatunku.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Włochy. Kraj mafii i skorumpowanych polityków. Ale tak jest tylko w filmach włoskich ("Gomorra",... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones