Recenzja filmu

Trzej muszkieterowie (2011)
Paul W.S. Anderson
Logan Lerman
Milla Jovovich

Trzej wymiarowie w służbie Jej Oglądalności

Dawno nie widziałem filmu adaptowanego, w którym pierwowzór został potraktowany tak pretekstowo. "Trzej muszkieterowie" Paula W.S. Andersona podobno są adaptacją powieści Aleksandra Dumasa.
Dawno nie widziałem filmu adaptowanego, w którym pierwowzór został potraktowany tak pretekstowo. "Trzej muszkieterowie" Paula W.S. Andersona podobno są adaptacją powieści Aleksandra Dumasa. Owszem, postaci i rdzeń fabuły są zaczerpnięte z książki, ale sposób przedstawienia i całkowity nacisk na trójwymiarowe efekciarstwo filmu skutecznie usuwają w cień dumasowską historię intryg na dworze króla Ludwika XIII.

Już od pierwszych minut filmu widz może mieć wrażenie, że coś tu jest nie tak. Po rozpoczęciu seansu przez chwilę nawet myślałem, że pomyliłem sale kinowe, ale szybko okazało się, że ninja biegający po ekranie to nie kto inny, a Atos - jeden z trzech muszkieterów. Nie mniej zaskoczony byłem podczas następnej sceny, w której skacząca z wysokiego budynku na gondolę czarna postać w pelerynie okazała się nie być Batmanem, a Aramisem. Twórcy filmu jeszcze kilka razy popisali się "kreatywnością" w przedstawianiu klasycznych powieściowych postaci (po seansie mam wrażenie, że James Bond musi być w prostej linii potomkiem Milady).

Co do gry aktorskiej, to jedynymi osobami, które nie irytują, są Christoph Waltz, Freddie Fox i (o dziwo) Orlando Bloom. Waltz zagrał kardynała Richelieu - jedyną postać, której motywacja postępowania jest wiarygodna, a linie dialogowe mają sens. Ludwik XIII Freddiego Foxa to postać głupkowata (czyli dobrze komponująca się z filmem jako całością), ale w tym przypadku ta głupota jest przynajmniej zabawna (w przeciwieństwie do np. ciągłego uciszania jednego z bohaterów słowami "Zamknij się!", no ileż można!). Orlando Bloom wcielił się z kolei w księcia Buckinghama, główny czarny charakter filmu. Po prostu miło go było zobaczyć w roli diametralnie odbiegającej od jego dotychczasowego emploi. O reszcie obsady raczej nie warto wspominać.

To nie jest tak, że ja "nie rozumiem", jak zapewne stwierdzi wielu czytelników tej recenzji. Ja doskonale "rozumiem". "Trzej muszkieterowie" to blockbuster skrojony pod mało wymagającego nastoletniego popcornożercę. I stąd właśnie wzięła się kretyńska fabuła, bardzo słaby humor i bardzo dobre trójwymiarowe efekty. Chodzi mi o to, że o ile taki rozkład sił na froncie fabuła-humor-efekty można tolerować w filmach pokroju "Mortal Kombat" czy kolejnych częściach cyklu "Resident Evil", o tyle styl Andersona w adaptacji klasyka literatury zwyczajnie razi po oczach. Nawet jeśli książkowy pierwowzór też był napisany jako literatura rozrywkowa.

Ktoś może próbować bronić stanowiska, że "Trzej muszkieterowie" to wyłącznie kino akcji, które wcale nie musi mieć porywającej i logicznej fabuły, ani pełnokrwistych, głębokich postaci. Mógłbym się z takim podejściem zgodzić, ale widziałem w życiu kilka blockbusterów, które potrafiły urzec zarówno efektami, jak i fabułą ("Mroczny rycerz", "Incepcja"). Film Andersona pokazuje jednak, jak kino treści jest wypierane przez kino zysków.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kino w XXI wieku wyraźnie zmierza do uzyskania mistrzostwa w technice "głośniej, szybciej, bardziej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones