Recenzja filmu

Gra (1997)
David Fincher
Michael Douglas
Sean Penn

Grę czas zacząć

Jak bardzo klub sportowo-rekreacyjny może zmienić człowieka? Czy członkostwo w nim może przynieść groźbę utraty życia? W jakim stopniu podstępna gra może zamieszać w ułożonym i niemalże
Jak bardzo klub sportowo-rekreacyjny może zmienić człowieka? Czy członkostwo w nim może przynieść groźbę utraty życia? W jakim stopniu podstępna gra może zamieszać w ułożonym i niemalże doskonałym, dostatnim życiu milionera? Na te pytania odpowiedzieć sobie zmuszony zostaje Nicholas Van Orton. Gra go Michael Douglas, aktor wprost stworzony do tej roli. Świetnie zagrał multimilionera, nadając tej postaci niesamowity wyraz i moc przebicia. Pana Douglasa w tej roli będę pamiętał przez bardzo długi czas. Główny bohater filmu Davida Finchera jest oziębłym biznesmenem, dla którego, jak się wydaje, pieniądze są sensem istnienia. Swoje życie podporządkował pogoni za bogactwem w takim stopniu, że zaniedbał swoją rodzinę. Następstwami jego niedostępności i zdystansowania do bliźnich stał się rozwód i osłabieniem relacji z własnym bratem. Być może jego nastawienie do życia jest konsekwencją traumatycznego przeżycia z dzieciństwa, jakim było samobójstwo ojca. Jednak w dzień jego 48. urodzin jego świat staje do góry nogami. 

Pan Van Orton nie lubi się spotykać z przedstawicielami społeczeństwa. Odmawia zaproszeniom na przeróżne uroczystości i spotkania, na które z racji swojego statusu społecznego jest często zapraszany. Nawet życzenia urodzinowe przyjmuje za pośrednictwem telekomunikacji i to bardzo niechętnie, dziękując tylko z grzeczności naprawdę jest znudzony rozmową. Dla niego to tylko kolejny rok w jego życiorysie. Jednak czy jest to zbieg okoliczności, że jego życie zmienia się z dniem, w którym osiągnął wiek, w jakim jego ojciec odebrał sobie życie? Być może nie. 

Jedyną osobą, z jaką Nicholas decyduje się zobaczyć, aby usłyszeć życzenia, jest jego młodszy brat Conrad (Sean Penn). Mężczyźni spotykają się w wykwintnej restauracji. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to kontrast pomiędzy rodzeństwem. Młodszy z Van Ortonów jest niemalże całkowitym przeciwieństwem biznesmena. Connie (jak go nazywa starszy brat) jest młody, wyluzowany, cieszy się życiem i w pełni je wykorzystuje. Wygląda na człowieka, któremu nieobcy jest świat klubów nocnych, imprez, zabawy z kobietami i narkotykami. Wydaj się, że prócz pokrewieństwa facetów tych łączy jedynie to, że obaj ubierają się w szykowne garnitury. 

Co może ucieszyć człowieka, który ma niemal wszystko, a jeżeli tego nie ma, to stać go, aby to kupić? Przed takim pytaniem stanął Conrad. Co podarować bratu? Ferrari? Nie, przecież dla milionera kupno takiego samochodu jest kwestią kaprysu. Złotego Rolexa? Też nie, bo to zbyt oklepane. Więc co otrzymuje Nicholas? Zaproszenie do klubu CRS organizującego tajemnicze "gry". Dobrze, ale czy zapracowany właściciel firmy znajdzie czas, aby odwiedzić siedzibę organizacji choćby na prośbę brata? Nagrodą ma być podkolorowanie życia, uczynienie egzystencji ciekawszą. Pan Van Orton znajduje czas, a raczej przy okazji wybiera się "obejrzeć" prezent urodzinowy.

Co czeka na niego na miejscu? Przeciętnie wyglądające biuro, niewzbudzające absolutnie żadnych zastrzeżeń. Jedyne, co zakłóca biurowy spokój, to bieganina związana z niedawnym zajęciem aktualnej lokacji. To, co z całą pewnością mogłoby wzbudzić podejrzenia paranoików, to seria dziwnych pytań i testów fizycznych poprzedzających przyjęcie do klubu. Jednak bohater nie zwraca na to większej uwagi. Traci kilka godzin cennego czasu na badania, po czym powraca do swojej rzeczywistości. Ale czy na pewno? 

Gra zaczyna się, gdy w domu klienta pojawia się tajemniczy klaun z jeszcze bardziej tajemniczą zawartością - kluczem z logiem stowarzyszenia CRS. Dalej robi się coraz ciekawiej.

Zakończenie wzbudziło we mnie prawdziwie silne emocje, przez co produkcję zapamiętam na długi czas. Cały film jest nieprzewidywalny do samego końca. Raczej nie ma mowy w tym przypadku o przewidzeniu rozwiązania przed końcem projekcji. Fabuła jest naprawdę błyskotliwa, a scenografia i ujęcia też stoją na naprawdę wysokim poziomie. Umiejętnościami popisał się także sam reżyser, co nie jest jednak niespodzianką, zważywszy na oceny i popularność jego poprzednich produkcji. Nie mogę powiedzieć, żeby ta jego produkcja przypadła mi do gustu najbardziej, ale z całą pewnością nie odstaje od reszty arcydzieł Davida Finchera. To pozycja, do której z przyjemnością można zasiąść po raz kolejny. 
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Najpierw była pozytywnie przyjęta przez większość krytyki i publiczność trzeciaodsłona "Obcego", która... czytaj więcej
W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych kariera Finchera znajdowała się w dziwnym położeniu. Z jednej... czytaj więcej
Czy "Gra" może zostać wyjątkowym podarunkiem? Odpowiedź brzmi: tak, ale tylko dla człowieka, który ma... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones